według dziennika internautów rząd podpisze ACTA 26 stycznia 2012 roku
ACTA - kontrowersyjne porozumienie międzynarodowe dotyczące m.in. walki z piractwem - zostanie podpisane 26 stycznia - podaje stowarzyszenie ISOC Polska.
więcej tu
literatura opowiadania sztuka -blog Cyberiusa literature art stories
political-fiction, cypher,cypherpunk, post cyber, cyber sci fi sf литературы, искусства истории literatura, výtvarné umění příběhy літаратуры, мастацтва гісторыі technohumanismo књижевност, уметност приче राजनैतिक साइबर साहित्य 网络文学的政治 политической научной фантастики кибер politické počítačové sci-fi политичких сајбер научне фантастике trans sophia techno-humanizm antropokosmizm
czwartek, 19 stycznia 2012
Tusku podpisze ACTA 26 stycznia
Autor:
Cyberius-Zee Jop
o
07:16
1 komentarze
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
ACTA,
cenzura,
SOPA,
totalitaryzm,
zamrdyzm
środa, 18 stycznia 2012
Ztrzymać ACTA podpisz apel stop ACTA!
Dzisiejszego dnia trwają protesty i strajki przeciw cenzorskiej ustawie SOPA. Ustawa ta w praktyce sankcjonuje cenzurę w sieci. Podobnie jest w przypadku ACTA! Wejście w życie SOPA i ACTA to koniec wolności słowa w europie i w USA i powrót do czasów Bismarcka i Stalina. Jak będzie wyglądała sytuacja po wejściu w życie tych obu? Napisałem na ten temat kilka zdań CYBERWOJNA na mojej stronie zeejop.com
Rozwiązaniem bez względu na to czy ACTA i SOPA wejdą w życie jest powrót do ducha CLarka i budowa sieci prywtnych satelitów na następnie wysłanie ich na orbitę -co ostatnio ogłosili hakerzy podczas grudniowego CCC. zobacz tekst CYBERWOJNA
Ja przypominam moje krótkie opowiadanie NA POMOC CYFRONII -tak włanie może wyglądać świat zdominowany przez tak zwaną własnośc intelektualną NA POMOC CYFRONII
Podpisz apel STOP ACTA stop ACTA
Rozwiązaniem bez względu na to czy ACTA i SOPA wejdą w życie jest powrót do ducha CLarka i budowa sieci prywtnych satelitów na następnie wysłanie ich na orbitę -co ostatnio ogłosili hakerzy podczas grudniowego CCC. zobacz tekst CYBERWOJNA
Ja przypominam moje krótkie opowiadanie NA POMOC CYFRONII -tak włanie może wyglądać świat zdominowany przez tak zwaną własnośc intelektualną NA POMOC CYFRONII
Podpisz apel STOP ACTA stop ACTA
sobota, 19 listopada 2011
Nowa strona zeejop.com
Wzbogaciłem się o nową stronę którą będę traktował jako rozkładową stronę główną zee jop.com
przy okazji kilka foto
foto cienia
farbki, jakby toś nie wierzył że maluje
bardziej rozmazana
zapraszam jeszcze raz na moją stronę zee jop.com
przy okazji kilka foto
foto cienia
foto zee joppoświęconym fotografiom i podróżom
można zobaczyć kilka fotografii moich starych szkicówfarbki, jakby toś nie wierzył że maluje
bardziej rozmazana
zapraszam jeszcze raz na moją stronę zee jop.com
Autor:
Cyberius-Zee Jop
o
01:56
1 komentarze
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
com,
fotografie,
jop,
Zee,
zeejop
środa, 2 listopada 2011
wtorek, 6 września 2011
niedziela, 4 września 2011
trochę historii
Pierwszym i właściwie jedynym systemem operacyjnym jaki zakupiłem był produkt MicroSoftu. Kosztował, jeśli dobrze pamiętam jakieś sto dolarów.Dyskietki mam w domu do dziś.
Kupiłem także płytę z Mandrivą w jakiejś gazecie komputerowej, ponieważ tak się złożyło że nie mogłem pobrać systemu z internetu, nie miałem także w domu żadnej płytki, instalacyjnej -a potrzebowałem
zainstalować system na komputerze po awarii
Mandriwa spisywała się bardzo dobrze, i nie miałem z nią praktycznie żadnych problemów.
Teraz używam PC-BSD 9.0 [Beta] i nie wyobrażam sobie abym mógł zamienić go na inny system.
Dziewiątka jest szybsza od ósemki, i ładnie wygląda. Mam ją od miesiąca więc na opinie trzeba jeszcze poczekać.
Na razie jestem zadowolony
Kupiłem także płytę z Mandrivą w jakiejś gazecie komputerowej, ponieważ tak się złożyło że nie mogłem pobrać systemu z internetu, nie miałem także w domu żadnej płytki, instalacyjnej -a potrzebowałem
zainstalować system na komputerze po awarii
Mandriwa spisywała się bardzo dobrze, i nie miałem z nią praktycznie żadnych problemów.
Teraz używam PC-BSD 9.0 [Beta] i nie wyobrażam sobie abym mógł zamienić go na inny system.
Dziewiątka jest szybsza od ósemki, i ładnie wygląda. Mam ją od miesiąca więc na opinie trzeba jeszcze poczekać.
Na razie jestem zadowolony
sobota, 3 września 2011
Mój pokój
I na zakoczenia wpisu moja działka. Słoneczniki -pasują swietnie do mojej rozpiski na temat szyfrowania i bezpieczeństwa w sieci -jaką niedawno napisłem
Tu mała rozpiska bezpieczeństwo w sieci
Autor:
Cyberius-Zee Jop
o
11:56
0
komentarze
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
Cyberius,
cyberiusa,
fotografia,
pokój,
Zee
czwartek, 1 września 2011
Witam w piekle
Kilka fotografii jakie wykonałem dzisiejszego dnia
przy okazji kilka linków: szyfrowanie poczty dla całkowitych amatorów
szyfrowanie rozmów w komunkatorach internetowych
więcej podobnych tekstów na moim drugim blogu na onecie
przy okazji kilka linków: szyfrowanie poczty dla całkowitych amatorów
szyfrowanie rozmów w komunkatorach internetowych
więcej podobnych tekstów na moim drugim blogu na onecie
Autor:
Cyberius-Zee Jop
o
10:31
0
komentarze
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
fotografia,
kryptografia,
piekło,
szyfrowanie
środa, 17 sierpnia 2011
Co nowego?
W wolnych chwilach zajmuję się ostatnio wyszukiwarkami, zarówno wspierającymi anonimowość w necie*, jak i "diajnerskimi" Do takich z pewnością należy Blackle, ale i Hotbot którgo także bardzo lubię. Strona jaką zrobiłem z adresami wyszukiwarek wspierającymi protokól https aby wejść na stronę kliknij tu
Dużo nowego dzieje się także ostatnio w dektopowych BSD. Ukazał się niedawno PC-BSD 9.0 [Beta] którego od kilku dni już używam i testuje, oraz Ghost 2.0 z graficznym instalatorem. Moim zdaniem Ghost jest świetny do odpalania z płyty jako "live cd" link na stronę
Więcej informacji na dany temat znajdziesz na moim starym blogu na onecie
*zwiększają anonimowość przeglądającego strony jednak nie zapewniają jej całkowicie. Dobrze jest o tym pamiętać
Dużo nowego dzieje się także ostatnio w dektopowych BSD. Ukazał się niedawno PC-BSD 9.0 [Beta] którego od kilku dni już używam i testuje, oraz Ghost 2.0 z graficznym instalatorem. Moim zdaniem Ghost jest świetny do odpalania z płyty jako "live cd" link na stronę
Więcej informacji na dany temat znajdziesz na moim starym blogu na onecie
*zwiększają anonimowość przeglądającego strony jednak nie zapewniają jej całkowicie. Dobrze jest o tym pamiętać
Autor:
Cyberius-Zee Jop
o
06:43
0
komentarze
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
desktop bsd,
GhostBSD 2.0,
https,
PC-BSD,
search engine,
web browsing,
wyszukiwarki
wtorek, 12 lipca 2011
Najlepsze tuskawki rosną na alexandrplatz w Berlinie
Fragmencik opowiadania:
Najlepsze tuskawki są na alexanderplatz w Berlinie powiedział do przechodzącej obok kobiety. Ta zatrzymała się aby dowiedzieć się o co mu chodzi, a on mówił dalej - W Berlinie na placu nazwanym na cześć nie byle kogo, bo jego wieliczestwa, samego cara wsiej rusi Alexandra. I przez jednego z Fryderyków pruskich, a doładniej Fryderyka Wilhelma III. Wcześniej to była prowincja i zadupie gdzie wykształcune młode z wielkich miastów raczej bywać nie chcieli. On kocha Berlin, szczególnie zaś umiłował sobie klepanie po plecach gdy tam bywał. O klepaniu po plecach opowiadał wszystkim -mianowice kto go klepał po plecach, gdzie, kiedy i ile razy. I że dzięki temu nie musi odświeżać swojej starej brzydkiej marynarki. Pamiętał też ten plac z czasów kiedy polacy jeździli tam gromadnie na handel, zanim przenieśli się do Budapesztu. Jego stara, znoszona marynarka, zresztą też Handlowali w Berlinie czym się dało, cukierkami, gumami do żucia, i lizakami. Wozili tego na całe torby. Pamiętał jeszcze jak kiedyś udało mu się poderwać dziewczynę i umówić się z nią na randkę w jednej z kawiarń na same jgórze wieży telewizyjnej. Jedli niemiecki odpowiednik słynnej prl-owskiej specjalności "kremu sultańskiego" a potem zamówił jeszcze kawę i okropnie, obrzydliwie wprost słodkie bezy. Nie wiedział jak się nazywają po niemiecku bezy, więc pokazał w ich stronę palcem -robiąc przy tym głupią minę i czerwieniejąc ze wstydu na twarzy. Przecież udawał niemca, a niemieckiego nie znał za grosz. Na przejściu granicznym śmieli się z niego polscy i niemieccy celnicy. Ach, co to były za czasy! Nawet kremówki papieskie z Wadowic mogą się schować. Dziewczyna na następne spotkanie nie przyszłą chociaż stał pod tą słynną wieżą jak pajac chyba ze dwie godziny i palił bezmyślnie papierosa za papierosem. I nie odbierała telefonów od niego. On się tym nie przejmował, bo gdyby nawet odebrała to czy by się dogadali ze sobą? I w jakim języku? W pociągu wracającym z Berlina do polski, albo jadącym do Berlina opowiadał kolegom kiedy tak stali na korytarzu -i palili produkowane w polsce Malboro albo rodzime Caro- o spotkaniach z dziewczyną, o tym że dziewczyna ma wujka po drugiej stronie muru i że razem pewnego dnia uciekną na zachodnią stronę. Nie musiał się nawet tlumaczyć ze swoich kłamstw. Tak się stało że uderzyli na kierunek południowy i przenieśli się z towarem do Budapesztu. Potem już jako "biznesmeni" wyjeżadżając na wycieczki zagraniczne handlowali w Tajlandii. Berlin i Budapeszt był dla drobnicy, a nie dla takich jak on. Wypasionych ze skórą i zagraniczną nowiuśką furą -budzących podziw sąsiadów w rodzinnym miasteczku albo wiosce.
A dziewczyna wracała z Berlina do domu do swojej małej wioski położonej niedaleko Miśni. Jej rodzinna wioska nazywała się Niderjahna albo Mischwitz. Ale najpierw jechała do Drezdna gdzie w magazynie handlowym niedaleko dworca kupowała sobie papierosy "playersy" -kiedyś palone namiętnie przez angielskich pilotów bombardujących Drezdno. Kupienie plyersów w Dreznie było rodajem dwagi, a czasami nawet prowokacji. Ona paliła te w jasnozielonym, seledynowym opakowaniu -pasowały jej do koloru sukienki i makijażu. Potem włóczyła się bezmylnie przez jaki niezbyt długi czas po "nowym mieście" "Neustadt" Czasami także spacerowała po słynnym drezdeńskim moście. Następnie wsiadała do pociągu jadącego w stronę Miśni. Gdy była już w Miśni przechodziła szybko przez ciemny i brudny tunel na dworcu. Omijając grupy pijaków siedzących tam w wyjątkowo obskurnym barze -tak niechlujnym i śmierdzącym jak oni. Szła prosto do zaparkowanego kilka dni wcześniej przez siebie trabika. Następnie otwierała drzwi, siadała zapalała auto i ruszała do domu. Podróż zajmowała jej około piętnastu minut. Czasem krócej a czasami dłużej.
Chwilę potem jadła już kolację z rodzicami. Ojciec nieodmiennie kładl na talerzu przed sobą, swoje ukochane kiełbaski, oczywiście ugotowane wcześniej i mocno polane "musztardą budziszyńską". Bez której nie mógł żyć i nie wyobrażał sobie życia na ziemi. Dla porządku dodam że w szafce niedaleko okna na dolnej półce stalo przynajmniej kilkanaście słoików na tak zwany zapas. Potem po kolacji wypijał kilka butelek piwa "Torgauer Starke". I mówił że jest łużyczaninem, lub sasem, albo niemieckim nacjonalistą. W Nowym Jorku było mu na początku trudno bez tej musztardy budziszyńskiej, piwa torgałerskiego i gotowanych kiełbasek. Mówił do matki i córki - widzicie jestem tym co mnie ukształtowało. Piwem torgauerskim, kiełbaskami, budziszyńską musztardą. I letnimi wyjazdami na wczasy na wyspę Rugię albo Uznam. Do tego naszymi saskimi trabantami i "mzetkami" -których rzeka płynęła w stronę morza na północ podczas owych wakacyjnych wyjazdów. Reszta jest wtórna,to zaledwie dodatki - Mówiąc o reszcie miał na myśli swoją powikłaną łużyckość, saxońskość i niemieckość. Dziewczyna po wyjściu z restauracji zapomniała o mężczyźnie prawie nartychmiast. Zapomniała nawet jak ten dziwny nachalny facet miał na imię. Pamiętała tylko że ciągle mówił "Guten tagen" co mu się przynajmniej kilka razy myliło z "guten machen" i robił się czerwony ze wstydu. Od słodkich ciastek było jej mdło i bała się że zaraz zwymiotuje. Chciała nawet iść do toalety, której szukała na ulicy wzrokiem
- O Boże co za okropny facet - powiedziała do siebie i natychmiast o nim zapomniała
Najlepsze tuskawki są na alexanderplatz w Berlinie powiedział do przechodzącej obok kobiety. Ta zatrzymała się aby dowiedzieć się o co mu chodzi, a on mówił dalej - W Berlinie na placu nazwanym na cześć nie byle kogo, bo jego wieliczestwa, samego cara wsiej rusi Alexandra. I przez jednego z Fryderyków pruskich, a doładniej Fryderyka Wilhelma III. Wcześniej to była prowincja i zadupie gdzie wykształcune młode z wielkich miastów raczej bywać nie chcieli. On kocha Berlin, szczególnie zaś umiłował sobie klepanie po plecach gdy tam bywał. O klepaniu po plecach opowiadał wszystkim -mianowice kto go klepał po plecach, gdzie, kiedy i ile razy. I że dzięki temu nie musi odświeżać swojej starej brzydkiej marynarki. Pamiętał też ten plac z czasów kiedy polacy jeździli tam gromadnie na handel, zanim przenieśli się do Budapesztu. Jego stara, znoszona marynarka, zresztą też Handlowali w Berlinie czym się dało, cukierkami, gumami do żucia, i lizakami. Wozili tego na całe torby. Pamiętał jeszcze jak kiedyś udało mu się poderwać dziewczynę i umówić się z nią na randkę w jednej z kawiarń na same jgórze wieży telewizyjnej. Jedli niemiecki odpowiednik słynnej prl-owskiej specjalności "kremu sultańskiego" a potem zamówił jeszcze kawę i okropnie, obrzydliwie wprost słodkie bezy. Nie wiedział jak się nazywają po niemiecku bezy, więc pokazał w ich stronę palcem -robiąc przy tym głupią minę i czerwieniejąc ze wstydu na twarzy. Przecież udawał niemca, a niemieckiego nie znał za grosz. Na przejściu granicznym śmieli się z niego polscy i niemieccy celnicy. Ach, co to były za czasy! Nawet kremówki papieskie z Wadowic mogą się schować. Dziewczyna na następne spotkanie nie przyszłą chociaż stał pod tą słynną wieżą jak pajac chyba ze dwie godziny i palił bezmyślnie papierosa za papierosem. I nie odbierała telefonów od niego. On się tym nie przejmował, bo gdyby nawet odebrała to czy by się dogadali ze sobą? I w jakim języku? W pociągu wracającym z Berlina do polski, albo jadącym do Berlina opowiadał kolegom kiedy tak stali na korytarzu -i palili produkowane w polsce Malboro albo rodzime Caro- o spotkaniach z dziewczyną, o tym że dziewczyna ma wujka po drugiej stronie muru i że razem pewnego dnia uciekną na zachodnią stronę. Nie musiał się nawet tlumaczyć ze swoich kłamstw. Tak się stało że uderzyli na kierunek południowy i przenieśli się z towarem do Budapesztu. Potem już jako "biznesmeni" wyjeżadżając na wycieczki zagraniczne handlowali w Tajlandii. Berlin i Budapeszt był dla drobnicy, a nie dla takich jak on. Wypasionych ze skórą i zagraniczną nowiuśką furą -budzących podziw sąsiadów w rodzinnym miasteczku albo wiosce.
A dziewczyna wracała z Berlina do domu do swojej małej wioski położonej niedaleko Miśni. Jej rodzinna wioska nazywała się Niderjahna albo Mischwitz. Ale najpierw jechała do Drezdna gdzie w magazynie handlowym niedaleko dworca kupowała sobie papierosy "playersy" -kiedyś palone namiętnie przez angielskich pilotów bombardujących Drezdno. Kupienie plyersów w Dreznie było rodajem dwagi, a czasami nawet prowokacji. Ona paliła te w jasnozielonym, seledynowym opakowaniu -pasowały jej do koloru sukienki i makijażu. Potem włóczyła się bezmylnie przez jaki niezbyt długi czas po "nowym mieście" "Neustadt" Czasami także spacerowała po słynnym drezdeńskim moście. Następnie wsiadała do pociągu jadącego w stronę Miśni. Gdy była już w Miśni przechodziła szybko przez ciemny i brudny tunel na dworcu. Omijając grupy pijaków siedzących tam w wyjątkowo obskurnym barze -tak niechlujnym i śmierdzącym jak oni. Szła prosto do zaparkowanego kilka dni wcześniej przez siebie trabika. Następnie otwierała drzwi, siadała zapalała auto i ruszała do domu. Podróż zajmowała jej około piętnastu minut. Czasem krócej a czasami dłużej.
Chwilę potem jadła już kolację z rodzicami. Ojciec nieodmiennie kładl na talerzu przed sobą, swoje ukochane kiełbaski, oczywiście ugotowane wcześniej i mocno polane "musztardą budziszyńską". Bez której nie mógł żyć i nie wyobrażał sobie życia na ziemi. Dla porządku dodam że w szafce niedaleko okna na dolnej półce stalo przynajmniej kilkanaście słoików na tak zwany zapas. Potem po kolacji wypijał kilka butelek piwa "Torgauer Starke". I mówił że jest łużyczaninem, lub sasem, albo niemieckim nacjonalistą. W Nowym Jorku było mu na początku trudno bez tej musztardy budziszyńskiej, piwa torgałerskiego i gotowanych kiełbasek. Mówił do matki i córki - widzicie jestem tym co mnie ukształtowało. Piwem torgauerskim, kiełbaskami, budziszyńską musztardą. I letnimi wyjazdami na wczasy na wyspę Rugię albo Uznam. Do tego naszymi saskimi trabantami i "mzetkami" -których rzeka płynęła w stronę morza na północ podczas owych wakacyjnych wyjazdów. Reszta jest wtórna,to zaledwie dodatki - Mówiąc o reszcie miał na myśli swoją powikłaną łużyckość, saxońskość i niemieckość. Dziewczyna po wyjściu z restauracji zapomniała o mężczyźnie prawie nartychmiast. Zapomniała nawet jak ten dziwny nachalny facet miał na imię. Pamiętała tylko że ciągle mówił "Guten tagen" co mu się przynajmniej kilka razy myliło z "guten machen" i robił się czerwony ze wstydu. Od słodkich ciastek było jej mdło i bała się że zaraz zwymiotuje. Chciała nawet iść do toalety, której szukała na ulicy wzrokiem
- O Boże co za okropny facet - powiedziała do siebie i natychmiast o nim zapomniała
Subskrybuj:
Posty (Atom)