DIURA W CZASIE -opowiadanie, fragment siódmy
Jesteś z kraju MacDuffów -powiedziała do niego starsza kobieta, gdy siedział na ławce w centrum Sittingbourne, dokładnie naprzeciw sklepu z tanią elektroniką - Tam rodzice sprzedają swoje dzieci, a dzieci rodziców - rzuciła jeszcze, odchodząc. Zdziwiła go ta otwartość anglików, którzy podobno są bardzo nie kontaktowi i nie lubią wdawać się w pogawędki z obcymi. Tu już od czasu kiedy usiadł na ławce, a było to nie dalej niż minutę temu, zagadnęła go trzecia osoba. Najpierw jakaś młoda dziewczyna, potem chłopak w wieku powiedzmy na oko od czternastu do szesnastu lat, pokazujący mu gaz do zapalniczek i coś mówiący czego on nie zrozumiał, a teraz ta starsza siwa kobieta. Anglicy są trochę inni niż się powszechnie uważa. Po prostu widząc obcych, zachowują się w sposób że tak powiem wyobcowany -jak gdyby chowali się przed nimi do mysiej nory, jednak kiedy są sami wśród swoich zaczynają ze sobą rozmawiać i stają się bardziej ożywieni. lubią też podśmiewać się z imigrantów. Doświadczył tego na przykład w Chichester, jadąc autobusem lini regionalnych z Brighton do Portsmouth. Kiedy są sami -a przynajmniej tak im się wydaje- i nie ma wśród nich obcokrajowców, zaczynają swobodnie rozmawiać ze sobą. On często jest brany za brytyjczyka, który albo pochodzi ze wsi i jest takim mrukiem "Hil Bili", albo nie zna języka potocznego i mówi jedynie swoim lokalnym slangiem. Niechęć do używania skrótów pogłebia jeszcze jego językową odmienność. No bo bądźmy szczerzy -kto mówi w dzisiejszych czasach takim językiem? Robiąc na przykład zakupy w markecie, a sprzedawca zwykle pochądzący z pakistanu, indii, chin albo czech nie rozumię go.Sprzedawca nie rozumie też tego że jeśli można powiedzieć coś szybciej i krócej robi się to wolniej i dłużej i używa niepotrzebnie większej ilości słów, których ilość i wielkość można by przecież zredukować do minimum, a on dzięki temu miałby więcej czasu dla siebie i mógłby dłużej siedzieć na zapleczu rozmawiając o niczym z kolegą z pracy, pijąc wodę,czytając gazetę, rozmawiając przez telefon z całą swoją rodziną, nudząc się, złoszcząc, złorzecząc na niskie zarobki, wysokie ceny i krytykując anglików.
Ot po prostu taki okropnie uparty człowiek, który nie chce zmieniać się wraz z czasem i jego upływem. Pozostając przy swoich dziwacznych upodobaniach, starych modach i odchodzących do przeszłości epokach.Jednym słowem nie szkodliwy dziwak -najczęściej z prowincji- wobec którego należy się dystansować, tolerowany przez otoczenie. "HilBili" jak go nazwały dwie młode szesnastoletnie dziewczyny które usiłowały go poderwać na stacji kolejowej, kiedy czekał na spóźniony pociąg -zdażają się tam takie spóźnione pociągi- do Dover a one jechały w łikendowy, ładny, popołudniowy dzień, do Canterbury. Wtedy była jednak zupełnie inna przyczyna jego zachowania. Czemu ma romansować z dziewczynami które mają dopiero szesnaście albo siedemnaście lat, a może nawet są młodsze. On jest już po czterdzieste,a dokładniej ma czterdzieści pięć lat. Co prawda styl życia jaki prowadzi odmładza go trochę, i jest nadal bardziej "młodzieżowy" w sposobie ubierania się, podejścia do muzyki, i co najważniejsze sposobie widzenia świata ale o czym mógłby z nimi rozmawiać? O filozofii, literaturze religi, polityce? Nie to że nie lubi rozmawiać z młodymi ludźmi, bo bardzo lubi.Lecz nie zna na tyle angielskiego aby móc w tym języku dyskutować o filozofii, zachwycać się muzyką i literaturą -chociaż przeklinać i złorzeczyć politykom mógłby. A dziewczyny były sympatyczne i całkiem miłe. Potem żałował że nie dał się poderwać tym dwóm młodym dziewczynom, dosyć bezmyślnie bo żadnej kontynuacji być nie mogło. No dobrze, jest brany za wieśniaka lub dziwaka -powróćmy jednak do ławki na której siedział. Starsza kobieta była nie wysokiego wzrostu, i miała całkiem siwe włosy spięte z tyłu, a lat ponad osiemdziesiąt. Gdy rzuciła przechodząc obok -jesteś z kraju MacDuffów - co było czymś pomiędzy pytaniem a stwierdzeniem,a on zamiast jej coś odpowiedzieć, zaczął jak to ma, gorączkowo przeszukiwać zwoje swojej pamięci -aby znależć coś na potwierdzenie lub zaprzeczenie jej słów. Najpierw pczywiście przypomniał sobie Cupar do którego kilka lat wcześniej przeniósł się na jakiś czas latem, żeby wczuć się w klimat miejsca w którym według legendy w zajeździe miał Szekspir pisać swoje słynne dzieło. Siadywał więc nie dalej niż pięćdziesiąt metrów od ruin zamku klanu MacDuffów zburzonego -bagatela- w jedenastym wieku. Albo przy ulicy Zamkowej, tuż obok miejsca w którym stał zajazd gdzie Wiliam Szekspir pisał arcydzieło oparte rzekomo na motywach rodziny MacDuffów i ich osnutej mrokiemt tajemnicy tragedi*. Więc tak siedział i gorączkowo rozmyślał o co tej kobiecie chodzi. Mianowicie czy o to że w jednym z poprzednich żywotów był MacDuffem i członkiem tej rodziny, i krzywdził swoich bliskich? Przypominanie sobie poprzednich żywotów zdażało mu się w Zjednoczonym Królestwie często. Za często. Nawet tam gdzie siedział, nie dalej niż sto metrów od tego miejsca, był położony prawie przy samej ulicy mały kościółek, a wokół niego cmentarz -i on się oczywiście bardzo zdenerwował bo na tym małym cmentarzyku rozpoznał aż dwa miejsca gdzie w poprzednich żywotach został pochowany. Oba miały pomniki nagrobne, czyżby był kimś ważnym? Na tyle ważnym że mu postawiono pomnik nagrobny? Jeden z nich przedstawiał postać jakiegoś dostojnika kościelnego z dawnych czasów co go dodatkowo zdenerwowało. Nie dość że odradzał się w tym miejscu co najmniej kilka razy to jeszcze na dodatek był biskupem! Nie pamiętał też szczegółów związanych z tymi poprzedniami życiami w przeciweństwie do tego żywotu z okolicznego Teynham kiedy to pilnował ludzi zbierających owoce na królewski stół a swój grób odnalazł w sąsiedniej wiosce L*.
Czy chpdziło jej o to że jego rodzina zachowuje się tak jak ta ze sztuki Mistrza. Czy że chodzi tu o jego kraj, kraj z którego pochodzi. Przecież powiedziała wyraźnie że z kraju MacDuffów. I kiedy to do niego dotarło, zrobiło mu się wstyd. Jego rodacy ideałami nie są ale żeby od razu rodzice działali przciw własnym dzieciom a dzieci przeciw rodzicom to chyba trochę przesadziła. Znani są z tego że nie lubią ustępować miejsca jak idą ulicą i nie jeden z nich zgiął już tego powodu za granicą. Że jak jadą autem to bezczelnie zrzucają pieszych i rowerzystów, a motorowerzyści i rowerzyści wymuszają po chamsku pierwszeństwo na idących chodnikiem pieszych. Znają są jeszcze z przyklejania się do innych i wieszania na nich tak jakby obcy im człowiek był ich matką albo ojcem. Że lubią naruszać namiętnie cudzą prywatność nie mają za nic granic terytorium domowego.Że pozwalają sobie na nie kończące się uwagi na temat stroju, fryzury, poglądów religijnych i stosunku do alkoholu -gdy na przykład nie chcemy pić, lub kiedy mamy ochotę napić się ale w sposób umiarkowany. Taka sytuacja ma zwykle miejsce kiedy odwiedzają nas kuzyni w niedzielne przedpołudnie. Że wreszcie mogą wydzwaniać o prawie każdej porze do obcego im prawie człowieka. Ze jak wypiją zbyt dużo alkoholu i zaskoczą to wtedy włączają im się tak zwane "łaziory" i wałęsają się bezmyślnie i bez powodu łażąc godzinami po ulicach miasta, zaczępiając też innych ludzi i będąc przez innych zaczepianymi -ale tak źle to chyba nie. Skrajnie źli chyba nie są. Nie są w ogóle skrajni i trudno u nich o jakąkolwiek skrajność. Ani gorący jak rozpalone żelazo, ani zimni jak lód. Ciepli. Nie w sensie w jakim mówimy o człowieku że jest ciepły i wydziela jakiś rodzaj wewnętrznego ciepła pod wpływem którego inni mogą się ogrzać, i dzięki któremu niby lód, staja zamrzożony problem zmartwionego i pogrążąnego w smutku, i on nagle ożywa i wszystko się zmienia. Tacy ani gorący ani zimni. W tym sensie ciepli. Mdli.
---------------------
Zobacz inne fragmenty "Dziury w czasie" żeby przeczytać wejdź tu
* trochę na temat pobytu w Cupar [ z gaelijska a i pewno piktyjska, czyta się "Cubar" ]i okolicach skecz teatralny "Truskawkowe Pola" możesz przeczytać tu
** "Zapiski z Angli" zobacz tu
polityka praw autorskich: dozwolone kopiowanie za podaniem utora i źródła -kopiowanie w celach komercyjnych i masowych za zgodą autora adres poczty internetowej zee.jop@onet.eu
political-fiction, cypher,cypherpunk, post cyber, cyber sci fi sf литературы, искусства истории literatura, výtvarné umění příběhy літаратуры, мастацтва гісторыі technohumanismo књижевност, уметност приче राजनैतिक साइबर साहित्य 网络文学的政治 политической научной фантастики кибер politické počítačové sci-fi политичких сајбер научне фантастике trans sophia techno-humanizm antropokosmizm
niedziela, 19 czerwca 2011
Jestem z kraju MacDuffów
Autor:
Cyberius-Zee Jop
o
02:34
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
anglia,
dziura w czasie,
opowiadanie,
południe
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz