Wywiad z Grahamem Mastertonem -i krótka powiastka jaka w wyniku przeczytania tego wywiadu powstała
Rano, prawie gdy tylko wstałem, wpadł mi do głowy pomysł na małą powiastkę filozoficzną. Jako że zajęć mam ostatnio sporo, pomysł zostawiłem sobie na “później” -czyli zwyczajnie wrzuciłem do szafy niepamięci.
Niemniej w południe zajrzałem na strony "onetu", a tam przeczytałem co następuje:
Seks i horror - wywiad z Grahamem Mastertonem
A wcześniej tekst w stylu: “chciałbym umrzeć w Polsce” - i nie tylko ty Staruszku - pomyślałem. Bo do umierania, pogrzebów, grobów i licznych żałób obchodzonych rytualnie, to Polska nadaje się świetnie. Mało tego, w dziedzinie obchodzenia żałoby narodowej jesteśmy prawdziwym światowym zagłębiem, a w tej celebrze mistrzami ceremonii zasługującymi na olimpijski medal.
Ale ja nie naprawdę nie o tym - podczas przeglądania tytułów na portalu, do czego wstyd przyznać zwykle się ograniczam, przypomniał mi się pomysł mojej porannej powiastki, i pomyślałem: "jednak wezmę się w garść i znajdę trochę czasu, nawet kosztem innych ważnych zajęć, i zapiszę to co miałem w planie". Wziąłem się w garść i napisałem.
Tytuł powiastki, pretendującej do miana powiastki filozoficznej:
" Jak umierali”
Matka kręciła się nerwowo od rana po domu i mówiła do niego, - kiedy pójdziesz na cmentarz zanieść kwiaty na grób ojca, przecież dzisiaj jest rocznica jego śmierci -
Pomijając fakt, że jego ojciec nie lubił kwiatów, i że mówiła to nerwowym głosem już od kilku co najmniej dni, czuł że coś jest nie w porządku. I zaczął zastanawiać się, idąc za głosem intuicji, skąd wynika takie nadmierne poruszenie emocjonalne, nieadekwatne zupełnie do sytuacji.
On nie był święty, i nikt kto go zna, o to go bynajmniej nie podejrzewa a nawet wie, że daleko mu do tego i to bardzo, ale kiedy jego ojciec był chory i leżał w szpitalu, chodził do niego w odwiedziny codziennie. Siedział trochę przy łóżku, a czasami nawet rozmawiali ze sobą. Choć za bardzo nie mieli o czym, bo ich drogi rozeszły się, a z ojca przed śmiercią wyparowały wszystkie idee. Kiedyś byli przeciwnikami i to ich łączyło. Ojciec, komunista i to z tych "wierzących" których w Polsce nie było wielu, a on intuicyjnie nie znoszący komunizmu od dziecka, i zmagający się w nierównej walce od dzieciństwa, usiłując unieść jej ciężar i ciężar swojej idei. Jednak po transformacji z 89 roku, Ojciec przestał do reszty wierzyć w swój socjalizm. Przynosił mu też jakieś owoce do jedzenia i mineralną wodę do picia którą bardzo lubił.
Ale... Matki tam nie było, zarówno pierwszy raz gdy leżał w szpitalu jej mąż, czyli jego Ojciec, jak i drugi - wtedy gdy w szpitalu zmarł. Matka pojechała do córki, żeby jej w czymś pomóc. Córka miała małe dziecko i nie mogła sobie poradzić, a oprócz tego jeśli dobrze pamięta, pracowała. Drugi raz prawie rok później, prawie co do dnia, pojechała zostawiając chorego męża w szpitalu, ponieważ córka miała urodzić kolejne dziecko, tym razem syna.
Ojciec zmarł leżąc w szpitalu, w dużej sali. Wśród obcych ludzi, grających wtedy w karty i oglądających telewizor.
W bardzo podły sposób, w bardzo podłym socjalistycznym szpitalu. On wtedy postanowił, że nie umrze nigdy w szpitalu. Nie chciał umierać w szpitalu, nie chciał aby go pochowano na cmentarzu, i nie chciał żeby jego dzieci rodziły się w szpitalu, a potem chodziły do szkoły. Wszytko co kolektywne, uważał nasz bohater za nie swoje, i niczyje. Wspólne kolektywne życie, nie było według niego jego życiem.
Bohater naszej mini powiastki nikogo nie osądzał, podejrzewał, że mogły być jakieś przyczyny takiego zachowania jego Matki. Ojciec jego był pijakiem, i nie interesował się żoną i sprawami rodziny. Żył i mieszkał z nimi, a dokładniej obok nich, koło, ale własnym prywatnym życiu.
Dlaczego został pijakiem, i czy istniał jakiś powód nazwijmy go rodzinnym, tego Bohater opowiastki nie wiedział. Nie wiedział także czy pijaństwo ojca ma związek z zachowaniem żony, czy też nie. Może z jakimiś konfliktami jakie toczyły się między nimi gdy on jeszcze tych czasów nie pamiętał. Od kiedy pamiętał nie było dobrze i sprawy między rodzicami nie układały się.
Córka, czyli siostra Bohatera urodziła dwójkę dzieci i radziła sobie lepiej albo gorzej, chociaż na szczęście zazwyczaj lepiej, ponieważ była osobą zaradną, i pracowitą. Dopóki nie zaczął chorować jej maż. Zachorował nagle i nieoczekiwanie, i do tego stopnia, że z powodu choroby wyłączył się niemal całkiem z życia. Leżał miesiącami w łóżku pogrążony w depresji i chorobie.
Kiedy umarł nagle, nie było przy tym żony, która co trzeba przyznać sporo czasu poświęciła dla chorego męża. Ale wtedy akurat jej nie było.
Żona wtedy wyszła wyświadczyć przysługę, związaną z wykonywanym przez nią zawodem, matce swojego męża. Matka męża nie musiała jej prosić, a ona nie musiała tego robić. Nie wtedy, bo nie było to konieczne. Jednak wyszła i zrobiła to o co ją poproszona, chciała być "dobra" i "miła".
Rozmyślam tak nad tą historią i nie mogę zrozumieć dlaczego my Polacy tak lubimy pogrzeby, cmentarze, groby i żałoby. I przynosić kwiaty na groby. Przecież to jest chorobliwe, i nie tylko dla pogan. Dla chrześcijan również, przecież nikt inny jak Jezus powiedział:
“umarłym zostaw umarłych”
A my lubimy umarłych i to jak! Powiem więcej często dopiero zaczynamy lubić ludzi gdy są umarli i nie żyją.
Martwi są bezpieczni?
political-fiction, cypher,cypherpunk, post cyber, cyber sci fi sf литературы, искусства истории literatura, výtvarné umění příběhy літаратуры, мастацтва гісторыі technohumanismo књижевност, уметност приче राजनैतिक साइबर साहित्य 网络文学的政治 политической научной фантастики кибер politické počítačové sci-fi политичких сајбер научне фантастике trans sophia techno-humanizm antropokosmizm
środa, 28 lipca 2010
seks i horror
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz