Zeszedł znowu do swojej piwnicy, a z drzwi wiodących do niej dawno już zdjął napis: “Jaskinia Filozofów”, -bo czasami czuł się tak mały, głupi i zły że ten napis wydawał mu się kpiną, jeśli nie szyderstwem wobec czystej i wziosłej myśli ludzkiej, mającej przeciez prowadzić nas na wyżyny życia. Bo jakby się dajmy na to nagle pojawił przed nim Sokrates kiedy on by szedł ulicą wracając z zakupami ze sklepu do domu, trzymając w dłoni wypchaną reklamówkę, albo przechodził z łazienki do kuchni idąc korytarzem swojego domu, i ten Sokrates stanął przed nim zastępując mu drogę i zapytał, czy jego myśli i słowa są prawdziwe, ale tak naprawdę prawdziwe prawdziwe, i czy służą po drugie dobru, to miałby całą chmarę wątpliwości, i stałby tak oniemiały niby samotne pozbawione liści drzewo wśród stada wron i kruków gdzieś na jesiennym szarym i ponurym o tej porze roku polu, bojąc się że w tym stanie zobhaczy go żona albo dzieci, ten Sokrates i pozostawił by go tak samego samiuśkiego, otoczonęgo, żeby nie powiedzieć spowitego albo osnutego osnutego niby we mgle, w tej chmurze wątpliwoiści i niewiedzy, spod której wydobywały by się jakby jedynie myśli powtarzane przez niego w nieskończość, NIE WIEM, NIE WIEM, NIE WIEM, wyrzucane razem z wydechem tak wulkan jak wyrzuca z siebie co jakiś czas lawę albo gazy, tyle że rytmicznie . I do tego wstyd, bo czy on jest człowiekiem dorosłym jeśli być może nie życje w zgodzie z zasadami które przecież wyznaje, i w zgodzie prawdą którą zna? I co będzie jeśli go ktoś w tym stanie zobaczy.Na pomalowanych czerwoną farbą drzwiach pozostał więc jaśniejszy jakby wyblakły prostokąt,,a on nie zawłaszczał już sobie tak buńczucznie zowiązującej nazwy filozofa. Zrozumiał w końcu że człowiek kierowany przez instynkty i emocje nie może tak siebe nazywać, bo to jest wtedy jedynie jego maską, być może nawet kolejną, a pod którą kryła się jeszcze inna jakiej istnienia nawet nie przeczuwał..
W dzieciństwie wręcz chorobliwie wstydliwy i nieśmiały, wyśmiewany przez rówieśników jak i starszych, chłopak zamknął się w sobie i przestał prawie w ogóle rozmawiać z ludźmi. A że był zbyt łagodny i chorobliwie wręcz dobry, nie potrafił bronić się ponieważ nie chciał krzywdzić swoich przeciwników ani ich ranić. On grubas z ciężką ręką, mogąc zmiażdżyć bez trudu szyderców odchodził na bok aby ich nie ranić podczas “prób obrony koniecznej” i nie zadawać im cierpień Ale taki był Bebe.
jak Jezus wśród szyderców “Jezus wśród szyderców”. Tak nazwał stan i sytuacje jaka była udziałem w tamtych latach dzieciństwa i wczesnej młodości. Poobijany i poraniony na duszy, długo nie mógł znaleźć dla siebie miejsca w życiu. A że był jak stara piłka lub jabłko pełne sińców starał się przebywać w strefie cienia. Cień i mrok dawały mu bezpieczeństwo i ochronę przed złem ludzi. Kiedyś matka , bez wiedzy ojca kupiła mu psa, i wtedy wszystko się zmieniło. Na początku panicznie bał się wychodzić z nim na spacery, ponieważ uważał że liczba sińców i ran jakie przyjąć mogłaby jeszcze jego dusza od napotykanych ludzi, jest ograniczona, a on więcej urazów i szyderstw nie zniesie.Nie ma na to siły. Już nie.
Ale pomimo chorobliwych i obsesyjnych wręcz lęków zaczął jednak wychodzić na spacery ze swoim psem. Na początku wieczorem, gdy za oknami zapadał zmierzch, -wtedy Bebe wymykał się chyłkiem i spacerował przed blokiem razem z nim, aby nie być przez nikogo nie zauważonym, i nie patrzeć w te pełne szyderstwa oczy złoczyńców. Szyderstwo płynące z oczu złych ludzi bolało go najbardziej,
I sprawiało największe cierpienia. Kim ja jestem myślał, że się tak ze mnie śmieją, i kim są ci źli, którzy z ranienia i zadawania bólu odczuwają radość, przecież to są zwykli, zwyczajni ludzie.. Może nawet budują swoją siłę krzywdząc i zadając ból innym istotom, i stąd czerpią energię psychiczną A jego rolą jest nie dać się im zniszczyć. Wygrać z nimi. I jako inteligentne dziecko poszedł natychmiast za tropem.
Wymyślał także dla siebie specjalne formy obrony i leczenia rozbitej "na atomy" duszy. Kiedy znalazł stare oprawione w świetne rzeżbione ramy rozbite lustr,o leżące na strychu postanowił je naprawić,. Ale nie tak zwyczajnie naprawić, ale z procesu naprawiania uczynić rodzaj klejenia i łączenia swojej nieszczęśliwej i rozbitej duszy. Potem gdy naprawił lustro i faktycznie poczuł się lepiej, zabrał się za szycie i krawiectwo. Szył niby mu potrzebny mu materiał, a w gruncie rzeczy cały czas wyobrażał sobie że zszywa swoją rozkawałkowaną duszę. Później dowiedział się ze w starej tradycji tybetańskiego bonu istnieją praktyki “zszywania” i “łączenia duszy”. Jego umysł stawał się coraz bardziej elastyczny. Kleił na przykład kawałki skóry w jedną całość symbolizującej jego totalność. A następnie gdy coś mu nie pasowało rozbijał, czyli rozrywał albo raczej rozcinał na kawałki kiedy coś z nim i z procesami zachodzącymi w jego psychice były nie w porządku, i łączył je następnie z powrotem. Dzięki “duchowemu krawiectwu”, przełamał chorobę i skończył studia na miejscowym uniwersytecie. Potem założył rodzinę, a za zarobione przez siebie pieniądze kupił piękny dom z ogrodem na przedmieściach. Wszystko układało mu się doskonale, a czasami gdy widział swoich dawnych prześladowców, stoczonych na samo dno pijaków i małych ze złości pomarszczonych chorych ludzi, odwracał głowę i nie patrzył na nich.
Ale jedna rzecz mu nie dawało spokoju.
Mianowicie każda z trzech wersji istnienia świata jaką dopuszczał była możliwa i prawdopodobna.
Wizja chrześcijańska, z Bogiem jako stwórcą wszechświata, następnie Buddyjska wersja przyczyny i skutku, oraz pogańska oparta na prapolskich wierzeniach i mitach. Mało tego, on na swój sposób wierzył we wszystkie trzy, jeśli nie kolidowały ze sobą. Wziął więc mały różowy balon leżący gdzieś w rogu pokoju, i bezmyślnie zaczął wydzielać z niego małe alternatywne baloniki okręcając je wokół własnej osi. W ten sposób na jednym dużym jak gdyby" balonie ojcu" stworzył kilka mniejszych baloników dzieci. W jednym mieścił się świat Niebiańskiej Doskonałej Krainy Dełaczien, miejsca pełnego szczęśliwości i radości. W innym znów świat Boga Stwórcy. Siedząca na jego kolanach córeczka Rita, patrząc mu w oczy uśmiechała się do niego. Światy te pączkowały z siebie dalej i oddalały się nieuchronnie od siebie, -sprawiając że powrót i przejście do innego stawał się możliwy ale trudny. Jak połączyć te światy ze sobą myślał. Po prostu należy nałożyć na nie jakiś kryształ, na przykład gwiazdę, a wtedy jego model stawał się jedną połączoną ze sobą całością. Jak ją w myślach nazwał “Jednią Doskonałą”
Gdy wrócił do pokoju na górę patrzył jak w ogrodzie bawią się ich dzieci. Odchodziły od siebie to znowu na powrót spotykały biorąc się za ręce i tworząc figurę w kształcie gwiazdy.Wtedy zrozumiał wszystko.
political-fiction, cypher,cypherpunk, post cyber, cyber sci fi sf литературы, искусства истории literatura, výtvarné umění příběhy літаратуры, мастацтва гісторыі technohumanismo књижевност, уметност приче राजनैतिक साइबर साहित्य 网络文学的政治 политической научной фантастики кибер politické počítačové sci-fi политичких сајбер научне фантастике trans sophia techno-humanizm antropokosmizm
środa, 28 lipca 2010
Ile jest imion Boga? Kroniki cd.
Autor:
Cyberius-Zee Jop
o
11:17
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
Boga,
Bóg,
Cyberius,
fiction,
imiona,
kabała,
koniec,
literatura,
mnisi,
numerologia,
opowiadania,
science,
sf,
świata,
tybet
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz