środa, 22 września 2010

opowieści Gandziaka

Dzienniki Emigranta są już dostępne na stronie do przeczytania tu

opowieści Gandziaka [szkice]


u Gandziaka zamieszkał kot


W Pewnym momencie zaczęły w domu Gandziaka dziać się dziwne rzeczy. Mianowicie wieczorem ktoś zaczynał dobijać sie do drzwi, a następnie szarpać gwałtownie klamką. Gandziak oczywiście nie otwierał, ale tak na wszelki wypadek na stole w kuchni położył sobie siekierkę. Po kilku dniach postanowił jednak zareagować, i biorąc leżęcą na stole siekierkę podchodził do drzwi, a następnie je otwierał. Po drugie nikogo nie było. Trzeciego dnia zobaczył kota, kot wszedł do środka i...został. Potem zobaczył w jaki sposób kot otwierał drzwi, mianowicie wskakiwał na klamkę, i wisząc na niej szarpał ją, jeśli były zamknięte robił to dotąd aż mu Gandziak nie otworzył. Kot potrafił jeszcze kilka innych sztuczek, otwierał sobie wodę w kranie gdy mu sie chciało pić, a kiedy napiszę że mył sobie wodą łapki i pyszczek gdy tylko zaspokoił pragnienie, to nikt mi nie uwierzy. Czy to miało związek z tajemniczymi wybuchami w nocy nieodległyvh górach, -tego Gandziak nie wiedział. Ale przypuszczał że tajemnicze wybuchy i światła jakie im towarzyszyły mają związek z jakimiś badaniami lub testowaniem nowej broni. Kto miałby tą broń testować, polski budżet świecił pustkami, a Słowacja była jeszcze biedniejsza, - może więc amerykanie- myslał. Zaobserwował także wzrost inteligencji u zwierząt w tym obszarze. Był pewien że zwierzęta tam są inteligentne i myślą. Czy to wpływ wybuchów, jakie przyczyniły się do zmiany kodu genetyczengo
u zwierząt?Na drzewach pojawiały się też dziwne formy przypominające do złudzenia Matkę Boską, a jeden taki konar znalazł nawet podczas palenia w piecu kiedy robił sobie obiad.
czytaj dalej tu

KOMUNISTYCZNE DZIECKO

nie. komunistyczne dziecko nie powinno słuchać kołysanek - mówił zagniewany ojciec do żony a to go przestraszona słuchała - ani tymbardziej śpiewać. Nie powinno także zajmować się sztuką w przysłości gdy dorośnie - Większość ludzi należących do partii i prcujących w strukturach administracji wiedziała że jest to kolejna partia władzy, i należy jakś przeżyć, jego ojciec niestety był komunistą wierzącym, i zalecenia komunizmu traktował poważnie, a nawet wierzył w wychowanie, no raczej w wytresowanie nowego człowieka, Tak się niestety złozyło że na tego nowego człowieka został wytypowany jego syn. Od dziecka czuł że coś jest nie tak, i że ktoś chce zadusić jego psychikę i odebrać mu duszę, a zamiast niej, tej prawdziwej swojej duszy do małego dziecęcego ciała wstawić awatara, sztucznego implanta. I wiedział że musi się obronić, obronić za wszelką cenę. Po to aby przetrwać. W jego domu toczyła się wojna. Wojna o jego życie, czyli o jego dusze. Wraz co z tego wynika walką o wolną woolę, czy zwyczajnie o wolność.

buty

więcej tu

tu muszę dodać że nie była to pierwsza przygoda naszego bohatera. Oczywiście słowa przygoda używam w znaczeniu jedynie sarkastycznym. Ale aby nie zanudzać czytelnika, opowiem w jednym zdaniu o dwóch historyjkach w jakich Gandziak miał wątpliwą przyjemność uczestniczyć..
Pierwszą z nich było oskarżenie go o kradzież butów roboczych tak zwanych gumofilców, kiedy zwalniał się z pracy w firmie geodezyjnej na wrocławskich Krzykach. Magazyn został właśnie wtedy okradziony i pech chciał że nie mógł oddać ubrania roboczego i tych nieszczęsnych filcowych butów w sklepie kosztujących jakieś dwadziścia złotych, ponieważ w magazynie po kradzieży został urządzony remament. Magazyn był zamknięty na głucho, zakratowany z ogromną kłódką wisząca na kracie, a on musiał wyjechać ponieważ kończył mu sie termin wypowiedzenia pokoju jaki wynajmował niedaleko Morskiego Oka w miłej i przyjemnej okolicy zaraz praktycznie przy parku szczytnickim. Wkrótce przyszedł do niego juz do domu rodziców dokąd po raz kolejny powrócił na tarczy, list z urzędowy, a raczej urzędowe pismo z tak zwanego kolegium. Za nieoddanie gumofilców, których oddać przecież nie mógł, ale za to że nie oddał ich, musiał zapłacić kolegium. Bagatela, sumke wielokrotnioe przewyższającą wartośc tych starych śmierdzących filcowych butów, w których chodząc po polach z geodezyjną łatą wiele razy się przewrócił. Teraz przewrócił sie jeszcze raz, nie w nich , a "na nich" na termin wyznaczonej przez kolegium sprawy, nie stawił się, po prostu nie miał za co pojechać do Wrocławia. Sprawę przegrał więc a sumka do zapłacenia z każdym dniem rosła, a nawet za nispłacenie jej groziło mu więzienie.

Inną taką groteskowo-humorystyczną sprawą było oskarżenie go o kadzież starej zardzewiałej piłki do cięcia metalu [nadmieniam że jeszcze nie zabytkowej ], a konkretnie brzeszczota. Pewna starsza, biedna i psychicznie chora kobieta w Wysowej, a raczej na jej skrajach, tuz prawie przy Blechnarce, małej wiosce na granicy polsko-słowackiej. gdzie wtedy spędzał zimę. Starsza kobieta nazywała się Smij, co po łemkowsku albo ukraińsku znaczy nomen omen Żmija. Staruszce niestety chętnie pomagał, ponieważ była samotna, bo ze wzgledu na trudny charakter rodzina omijała ją jak się to mówi szerokim łukiem wtedy jeszcze o tm nie wiedział ] Ona jakby chcąc ukarać go za jego głupotę i nauczyć go czegoś na przyszłość oskarżyła go o kradzież tego nieszczęsnego brzeszczota. A niedorozwinięci umysłowo policjanci z Wysowej dali wiarę i ścigali go bezwzględnie i niezwykle stanowczo po całej Polsce. Będąc już pożniej w Krakowie u siebie lub u matki dostawał wezwania polecone do sądu. Tylu ludzi, o Boże święty, siedziało w Polsce w więzieniu za takie bzdury i wstydzili się do tego przyznać przyznać. Minęło dwadzieścia lat a nic się nie zmieniło, emerytkę we wrocławskim supermarkecie oskarżono o kradzież batonika ponieważ ochroniarze znależli w kieszeni jej palta papierek po batoniku kosztującym jakieś dziewięćdziesiąt groszy, Poważne sprawy, o gigantyczne oszustwa toczyły sie natomiast w najlepszym z krajów latami. Nieraz nawet od początku tyak zwanej "transformacji"

Gandziak wiedział jedno. Wiedział że po przygodzie z butami do Wrocławia już nie wróci

czytaj tu