powiesci -Haking.pl

Tymczasem na ziemi zapanował komunizm ale nie taki jak poprzednie. Był to komunizm pracowniczy, nazywany także komunizmem pracowników. Globalizacja miała bowiem dwie strony, łączyli się sieci nie tylko politycy, wielcy bankowcy i możni. Na ten sam pomysł wpadli także zwykli ludzie. sie że związkowcy wspólnie z anarchistami, alterglobalistami i autonomistami stworzyli potężną nieformalną sieć, a strajki miały miejsce na [Okazało] całej planecie. Po raz pierwszy w historii narodowcy, wolnościowi komuniści, monarchiści i anarchiści staneli w jednym szeregu i współdziałali ze sobą.W pewnej chwili skorumpowani politycy stracili autorytet w oczach ludzkich, chciało by sie powiedziec do cna. Oczywiście politycy i ci którzy nimi naprawdę kierują próbowali różnych sztuczek żeby nadal utrzymać władze nad masami i czerpać z pracujących na nich roślin soki. Nawet nie udała im się chytra sztuczka z ponownym przybyciem Mesjasza zaplanowana wspólnie z przedstawicielami większości kosciołów i religii na planecie. Następnie było lądowanie kosmitów, powołanie rządu światowego i stanu wojennego i jednej światowej armii aby zapobiec rzekomemu zagrożeniu. Po złych kosmitach przeleciała nieistniejąca planeta Nibiru, potem miało się spełnic wymyślone proroctwo Oriona i rok 2012 z takim zapałem propagowane w światowych mediach. Następnie lądować mieli tak zwani "dobrzy" kosmici, żeby ratować świat przed globalnym kryzysem i całkowitym załamaniem finansów. Nic nie pomogło, nastąpił nie spotykany dotychczas kryzys i wielu oskarżało rządzących że robili to celowo. Ludzie nie dalisię nabrać. Powiedzieli koniec z partiami, politykami tak zwaną demokracją pośrednią, sami zadbamy o siebie. Na początku ludzie starali się i wszytko kręciło się jakoś. Potem role polityków przejmować zaczęli działacze związkowi i tak zwani aktywiści, nic dziwnego bo ani jedni a ni drudzy nie pracowali nigdy. Wszystko należało do kolektywów a ludzie byli od całkiem zależni bo tylko tam w pracowniczych kolektywach mogłeś dostać pracę i następnie kupić żywność. Nie mogłeś nigdzie wyjechać, ani zmienić miejsce zamieszkania. No chyba że chciałeś prowadzić żywot włóczęgi. Odrodziły sie państwa teraz nazywane kolektywami lub autonomiami, a gdzie niegdzie kolektywnościami lub komunitariami. Ich przywódcami zostali dyktatorzy, wspomniani wcześniej aktywiści i działacze zwiazkowi. Policje ludowe zamieniały się w bojówki, i siały krwawy terror wsród przerażonej ludności. Posiadanie roni palnej, złota i kosztownosci karano zwykle śmiercią i wieszano takich na szubienicy na centralnym placu miasta, większośc ludzi uwielbiała to ponieważ nie dośc że miala darmową rozrywke to jeszcze ci którzy przyszli najwcześniej i stali najbliżej szubienicy mogli zawalczyć o ubranie i rzeczy osobiste nieszczęsnika. Jedne komunitarie miały charakter religijny, inne były świeckie, ale wszędzie panowała bieda, nijakość i terror. Jedynie na Syberi w Indiach i Brazylii było odrobinę wolnego powietrza, a chaos nie pozwalał egzekwować wytycznych rady delegatów swiatowego kolektywu. Najlepiej było a Syberii, gdzie każdy uciekinier mógł praktycznie osiedlić się na wolnej niezamieszkałej działce, i wziąśc ją w posiadanie żyć sobie po swojemu niepokojony przez nikogo. Szedłeś tam zwykle na nogach, nocami przedzierając się przez liczne punktu kontroli na granicach kolektywów, z malym plecakiem w srodku którego zapakowałeś sobie koc, starą maszynkę do gotowania herbaty, i pare butelek wódki na łapówki dla straż komunitarnej jesli cię zauważyli. Oni ze swojej roboty nic nie mieli bo zamiast w nocy spać, by rano iśc do pracy musieli pilnować granic swojego kolektywu, przeklinając na czym świat stoi i pijąc na potęge domowej roboty alkohol. Zazwyczaj mocną wódką, przegryzaną chlebem z cebulą i smalcem.


W pokoju rozbrzmiewała kosmiczna muzyczka Elisy Luu, najpierw gdybyśmy tam byli moglibyśmy usłyszeć "Alterline" następnie fantastyczną "Gwiezdna Noc" potem i inne jej utwory. Oczywiście muzyka płynęła z włączonego komputera. Ale niektórzy nic sobie z tego nie robili, jak na przykład taki Maurycy.- Wojownicy wolnego rynku - mówił prawie krzyczac, niezwykle ożywiony Maurycy, zamiast jak wszyscy słuchać muzyki, i przechadzając się przy tym gwałtownie po pokoju, a mówił to do siedzącego na krześle przy stoliku Stasia, to znowu zatrzymując sie na chwilę i patrząc w okno, szukając jakby w myślach, co parę lat temu napisał na ten temat w swojej internetowej rozprawce pod tym właśnie tytułem. dodam że oprócz Stanisława w pokoju było jeszcze kilka osób, bo i siedząca na kanapie w rogu pokoju trójka muzyków. Dwóch na oko 16, 17, letnich gitarzystów, i jeden z weteranów jazzowego podziemia z posiwiałymi od dawna włosami. Muzycy rozmawiali ze sobą o poezji, dokładnie o nowych wierszach Zee, ale trochę też słuchali co ma do powiedzenia Maurycy. Maurycy widząc że zainteresowanie tematem jest co najmniej umiarkowane, przewrotnie zmienił temat, i zaczął mówić o lindenach, wirtualnej walucie podbijającej jakis czas temu świat internetu.... [ w kwesti wyjaśnienia: trójka muzyków, dwóch gitarzystów w wieku na oko szesnaście, siedemnaście lat, i około siedemdziesięcioletni saksofonista, dawna legenda jzazowego podziemia, rozmawiała o nowych wierszach Zee, “Wielkim Wieprzu” i “Człowieku o białych zębach”]

Stanisław, bo o nim niewiele pisałem, był ciągle początkującym dziennikarzem, a jego jedyne próby literackie to jakieś krótkie artykuły do 'Wolnego Miasta Kraków”, nieistniejącej już niestety naszej internetowej gazety, i relacje prawie na żywo z marszu tęczowej koalicji w Krakowie, a raczej gównie rozrób, jakie miały miejsce po marszu, między grupami sympatyków, zwolenników i policji Co ich łączyło, obok zainteresowań i ciągotek artystycznych, i literackich, wspólnych nieraz całonocnych dyskusji, podziwu dla naszej pogańskiej i indoeuropejskiej tradycji. No i oczywiście oprócz tego że razem uprawiali sztuki walki i czasami próbowali nawet medytować. Łączył ich na pewno rodzaj życiowego nieprzystosowania, i nieumiejętność poruszania się w materialnych obszarach życia, szczególnie pierwszej dekady dwudziestego pierszego wieku i koncówki poprzedniego. Kiedy to walka o przetrwanie była podstawowym zajęciem człowieka zamieszkującego terytoria środkowej i wschodniej europy. Ktos powie że zawsze była, ale ja chyba myślę że chyba wtedy jeszcze trochę bardziej. Wracając jednak do towarzystwa siedzącego w pokoju. Oni jakby byli zupełnie jednopółkulowi, pozbawieni prawej półkuli mózgu, i żyli w świecie innych jednopółkulowców dla odmiany prawopółkulowej większości. Inwalidzi wśród kalek. Ślepi wśród głupców. Aha łączyło ich też zamiłowanie do haktywizmu i trudnej sztuki hakowania. Doładnie powinienem napisać że do krakowania czyli krakigu, bo haking to co innego.Haking to podobno obrona przed krakingiem.Gdy wchodząc lub wychodząc z mieszkania Zee, mijali ci młodzi sympatyczni ludzie, przypadkiem jakichś z jego sąsiadów, sąsiedzi patrzyli na nich jak na społecznych wyrzutków, degeneratów prawie. a oni na tych drugich jak na kołtunów i drobnomieszczan. Te dwie grupy, delikatnie mówiąc, nie lubiły się.Konkretniej drudzy nie lubili pierwszych, a tym pierwszym drudzy wydawali się śmieszni.

W drzwiach widać też było Zee, który robiąc coś w kuchni, próbował ukryć niezadowolenie z powodu nie zapowiedzianej wizyty kolegów, a właściwie to tak naprawdę najścia. Nie, nie to że ich nie lubił, o nie, tak nie bylo. Lubił, ale miał cały codzienny rytuał dnia do odrobienia, a więc najpierw po przebudzeniu mała chwilka kocentracji, potem ćwiczenia gimnastyczne, dalej forma z mieczem, lub bez, a właściwie formy, kilka form po kolei. Potem leżenie choćby z pół godzinki jeśli się dało w “lodowej wodzie”. Czyli zwyczajnej wannie z zimną wodą, bo o śnieg albo lód trudno było w jego małym mieszkanku. Mieszkanku obwieszonym starymi polskimi i wschodnimi, chińskimi i japońskimi szablami, mieczami, mieczykami, nożami i sztyletami, dirkami lub tulichami prawdziwymi lub wpółczesnymi kopiami, a także obrazami swoimi i swoich przyjaciół. Na ścianach suszyły sie też zioła, całe pęki i wiązki ziół, zebrane przez jego jego "ukochaną czarodziejkę", o pięknych rudych włosach i zielonych oczach, czyli Wiosnę, z którą nadal mieszkał. Na ścianie w pokoju wisiały też sporych rozmiarów kopie grafiki “Miłujących Oczu”, i 'Wielkiej Wyzwolicielki”, czyli buddyjskiej bogini Zielonej Tary. Dość że całe ściany pokoju zawalone były pękami ziół, a na półkach stały bukiety z suszonymi kwiatami, co on niestety uwielbiał, i chyba niestety tylko on. No jeszcze oprócz niego suszone kwiaty uwielbiał pewien mieszkający w Genewie 90 kilku letni staruszek, żyd pochodzący z Polski, a dokładniej z Krakowa. Rozumieli się jak mało kto, bo mieli podobne dusze. On go tam wtedy tego nauczył, kiedy Zee nudząc sie śmiertelnie w Genewie i nie mają zajęcia włóczył sie całymi dniami po mieście. Pewnego dnia zaszedł przez przypadek do sklepiku tego starszego pana, będącego czymś pośrednim pomiędzy antykwariatem a gabinetem suszonych bukietów. Do staruszka prawie nikt nie przychodzł, mogli więc godzinami rozmawiać ze sobą. Pomijając różnicę wieku byli bardzo podobni do siebie. Potem poznał także prawnuczki generała Zajączka, dwie przemile i niezwykle sympatyczne bliżniaczki.One dla odmiany zdradzłiły mu sekret kąpieli lodowych jaki przejęły w lini sukcesji po swojej pra pra bace generałowej Zajączkowej. Czy były naprawdę pra pra wnuczkami generałowej i generała Zajączka? Zee wątpił w to, ale kąpiele lodowe chwalił sobie, podobnie jak towarzytwo sympatycznych blizniaczek.


- Lindeny, wirtualna waluta, i drugie życie – wykrzykiwał prawie Maurycy, zapalony do tego internetowego pomysłu, od czasu kiedy się o nim dowiedział - któż z nas nie chciałby żyć w drugim życiu - mówił machając przy tym rękami - w świecie niejako alternatywnym i wewnętrznym, a prawie i tajemnym bo nieznanym wszystkim śmiertelnikom. Z nową szansą na życie, i nowym scenariuszem pisanym bardziej przez siebie niż przez innych. Wielu z naszych pisarzy kreśliło już jakiś czas temu podobne wizję, że przypomnę choć tylko "Matrix" braci Wachowskich i Andrzeja Snerga-Wiśniewskigo. Dla marzycieli i odrobinę znudzonych, którzy pragną odmiany w swoim życiu, mam dobrą wiadomość. Taki świat już istnieje, i to w okienku komputerowego ekranu. Wystarczy jako nośnik naszej teleportacji do niego, przewód internetowego kabla, lub nawet fale radiowego, bezprzewodowego internetu. Ten świat nazywa się moi drodzy "Drugim życiem", a po angielsku, a właściwie po amerykańsku "Second life", i są w nim nawet wirtualne pieniądze, tak zwane "Lindeny". Lindenami można nabywać i sprzedawać towary zarówno wirtualne, jak i te istniejące w realu, czyli prawdziwym świecie, wystarczy tylko je wymienić na dolary, na przykład poprzez paypal albo kartę kredytową, i wejść do Magicznego Świata. Wejść do Magicznego Świata z iluzji i baśni za pomocą naszych awatarów, awatar dodam gdyby ktoś nie wiedział to z sanskrycka wcielenie. W tym żywym filmie, z prawem tworzenia scenariusza dla wszystkich i przez wszystkich, można sprzedawać i kupować ziemię, nieruchomości, ubranka dla awatarów, czyli drugich nas, jak i ich same projekty. A wielu zarobiło całkiem spore prawdziwe pieniądze - I gdy mówił o pieniądzach, większość chyba się trochę ożywiła, przystanął nawet w drzwiach do kuchni ze ściereczką w ręku Zee, a obok jego nóg znieruchomiała kręcąca się jeszcze przed chwilą się Gwiazdka, czarny kot Wiosny, i piękny młody “hasek”, którego Zee znalazł włóczącego się bezpańsko po ulicach, albo który znalazł Zee [bo któż to wie jak jest naprawdę? ] a od czasu gdy Zee go przygarnął, nie opuszczał go na krok, i razem z Gwiazdką kręcił się teraz pod jego nogami aby na chwilę znieruchomieć .... I gdy pojawiły się pieniądze, rozmowa zeszła na tematy hactiwizmu i sztuki hakowania, a konkretniej krakowania. W tle słychać było fantastyczny kawałek " The Blue Hour" Geuerilli Hi Fi, z komputera stojącego w pokoju.
Mieszkanko, jeśli tak w ogóle można powiedzieć, Zee "wynajmował" od jakiegoś czasu nielegalnie. Włamując się do pustostanu w kamienicy na starym podgórzu. Przewinęło się przez niego wiele dusz ludzkich. Od kilku dni pomieszkiwał też u niego bezdomny muzyk jazzowy nazywany “Legendą” Choć Zee obiecał sobie, po tym co spotkało go w Glasgow i Edynburgu, że nie będzie - już nigdy nikomu pomagał, a szczególnie dorosłym mężczyznom to niestety nie dotrzymał zdania. Swoje niekonsekwentne zachowanie tłumaczył sobie tym że razem pracują nad nagraniem muzyki do jego wierszy. a muzykę nagrywali wspólnie z dwójką młodych gitarzystów, siedzących teraz na kanapie w jego pokoju. Filmiki ze swoimi wierszami i napisaną do nich muzyką Zee chciał wyrzucić na internet. Od jakiegoś czasu a konkretnie od wyjazdu z Rugi, i powrotu do Krakowa zmieniło się trochę, bo mieszkała z nim Wiosna* dla której właśnie gotował obiad. Obiad gotował tylko dla Wiosenki, bo fundusze jakimi dysponował były naprawdę niewielkie, i naprawdę bardzo skromniutkie. Zazwyczaj wystarczały na zakup taniego, czasem ohydnie taniego tytoniu, i kawy, oprócz tego chleba, i czegoś trochę lepszego do jedzenia dla Wiosny, i dla ich zwierząt -czasami nawet musieli żyć przez miesiąc za sto albo dwieście złotych, gdy nic nie sprzedał, albo sprzedał tylko jeden rysunek. Przymierali więc głodem. Wiosenka siedziała u swojej koleżanki, Ludki, mieszkającej razem ze Stanisławem

____________



Tymczasem Maurycy wrócił do domu, i zaczął pisać swoją książkę, nie zrażony brakiem większego zainteresowania kolegów, kiedy to w pracy nad "Wolnym Miastem Kraków', i "portalem" Dzień, był w sumie jedynym naprawdę zainteresowanym. Ja im pokażę, pomyslał jeszcze zobaczą na co mnie stać, i zasiadł przy swojej machinie, jak nazywał komputer. Słowo zasiadł jest jak najbardziej właściwe, bo czuł sie tak jakby zasiadał co najmniej na harleya dawidsona, konia, lub nawet na stary rydwan pradawnych aryjskich wojowników, jaki kiedyś oflądał w muzeum kiedy jeszcze był dzieckiem. Komputerowa maszyna przenosiła go w inne światy, transportowała go w "Hiperrzyczywistość" Jednak po chwili odłożył klawiaturę, chciałem napisać pióro, i zaczął myśleć o Bee. Beebi bowiem podjął niezwykłe wyzwanie swojego życia, jakiś czas temu, wyjechał do Glasgow i udało mu sie nawet znależć prace zamiatacza ulic... Czy to dobrze zy żle, ktos zapyta może?Zależy z jakiej strony sie na zagadnienie popatrzy Bo jesli patrzysz na to z tej strony że Bee ukończył historię sztuki to taki rodzaj pracy dla niektóryh może oznaczać w pewnym sensie degradację. Jeżeli natomiast zauważysz że od lat był bezrobotny i nie miał nawet pieniedzy na papierosy albo chleb, to faktycznie będzie to wielki krok do przodu w jego życiu. Mieć prace i zarabiać na siebie, usamodzielnić się i nie być już ciężarem dla rodziców albo dziadków. Wynająć za swoje pieniadze mieszkanie, zapłacone ze soich zarobionych wcześniej pieniędzy. A co ja o tym sądzę? Myślę że jest tak trochę po środku bo z jednej strony jest to faktycznie wielki krok naprzód żeby nie powiedzieć ogromny, ale z drugiej strony, szczególnie po jakimś czasie może przyjść do człowieka refleksja że jednak nie chcialo by się może przez całe życie zamiatać ulic po doktoracie.

[ pewnego dnia minęli sie prawie z Zee, na jednej z głównej ulic miasta, nawet nie wiedząc że są w tym samym mieście] Maurycy zanim zasnął myślał też trochę o pięknej Anastazji, nazywanej przez przyjaciół Apostazją


A więc hakujemy

2008-01-10
Zee stał w kuchni, dyskretnie wygladając przez okno, jak przed chwilą wspomniałem, i czekał na Wiosenkę. Zastanawiając się czemu nie tak długo nie wraca, a obiad przygotowany specjalnie dla niej, tymczasem zdążył już dawno wystygnąć. Do mieszkania przywlókł się Bee, który kilka dni temu wrócił z Glasgow, a za zarobione przez siebie pieniądze kupił sobie nawet laptopa i kamerę. Zaraz za nim przyszły dziewczyny z zespołu "Sukienki".
Beebi którego nie było u Zee, od czasu Sol Inwictus, a jak to on mówił "Godów", kiedy po małej pijatyce, gdzie piliśmy zdrowie Klimka Murańki, a potem Bee spiewał stary przebój sprzed czterdziestu lat: "Nie przejdziemy do historii z gitarami w rękach". Potem wychodząc nad ranem z mieszkania i wracając do domu uderzał pięściami we wszystkie drzwi sąsiadów. Coś mu niestety odwaliło Następnie włóczył sie jeszcze podobno po Prokocimu i Bieżanowie, aż zasnął na klatce schodowej jednego z bloków niedaleko tramwajowej pętli. Do domu dotarł dopiero rano, a w święta sprzątał, i prał. Wiosna pojechała wtedy razem z Ludką do Jessennika*, odwiedzić rodzinę.
Babcia zaczął opowiadaćwymyślone przez siebie dowcipy, - no zgadnijcie zapytał kto kogo prowadzi?
Nie wiecie? To już wam mówię. Platformę i pis prowadzą biskupi prowadzący, biskupów prowadzących prowadzą ludzie z dawnych służb specjalnych, a ich z kolei ci którzy mają na nich teczki w Berlinie lub Londynie, albo Waszyngtonie - E nie gadaj Bee - powiedziała jedna z dziewczyn - bo Pis i sld są bardziej proamerykańscy, a platforma oprócz tego jst jeszcze proniemiecka - zrobiło sie cicho i
Ktoś włączył płytę z naszym przebojem. To znaczy muzyka pochodziła z jakiegos bałkańskiego hitu a my dorobiliśmy do niej jedynie słowa. Dziewczyny zaczęły śpiewać"My jesteśmy partizany, pa rti zany Partizany, hej ho partizany. Młody chodził po pokoju z anteną i szukał nie zakodowanego internetu, mówiąc jednoczesnie pod nosem - no tak Polska to nie Anglia, Polska to nie Anglia, tu żądnych hot spotów raczej nie ma - a Legenda Jazzowego Podziemia, gdzieś w rogu pokoju komponowała muzykę do wiersza Zee, "Życie jest sercem"* . Na podłodze natomiast na samym środku w przedpokoju leżał stos porozrzucanych butów, trzewików fabrycznych, adidasów, martensów i czarnych cocneyek dziewczyn, na górze zaś leżały stare harleje marki Legenda, należące do Zee
Gdy po chwili zrobiło ię bardziej spokojnie, a Młody znalazł wolny dostęp do nie zakodowanego internetu, choć komputer jak twierdził trzeba było przestawić pod okno. Za co sie zabrali we trójkę, z Beebim i Maurycym. Zee zaczął zdejmować, leżące na półce dwa banknoty australów, jeden prezent od Yuanito, a drugi od Narcyzy, dziesięć funtów szkockich , które chciał następnego dnia wymienić, abykupić coś do jedzenia, i dwa libertariańskie dolary wolności barona NotHausa. Całkiem piękne monetki.
- A więc hakujemy - powiedział Młody, na co Bee dodał - my wojownicy wolnego internetu - Beebi który najmniej się w towarzystwie znał na hackingu, - no to hakujemy hakujemy -
i usiedli do komputera....
____________


Dla wyjaśnienia, na półce leżały dwa banknoty o nominałach 100 australi. "Cien Australes", wydane przez "Banco Central De La Argentina". I nie wiadomo który pochodził od Yuanito, a który od Narcyzy, czego zresztą Zee nie pamiętał, może i dobrze, bo w przeciwnym wypadku, mógł się wygadać przed Wiosną, a Wiosenka z pewnością by je podarła.. Wystarczyła awantura, o stare smsy w komórce Zee, od dawnej dziewczyny A. i od koleżanki piszącej wiersze, z którą Z. kiedyś korespondował. Z. po prostu zapomniał o tych esemesach, wcale ich nie przechowywałł w swoim telefonie. On zresztą chyba nie miał głowy do smsów.
Niewiele po prawej leżały dwa dolary wolności, jeden srebrny, a drugi złoty, kiedyś były ich tam cztery, ale dwa "pożyczył" sobie kiedyś Bee, i zapłacił nimi w sklepie w Świdrach, albo gdzieś pod Świdrami.
Srebrny był zaledwie półuncjową monetą, a złoty jednouncjówką z całkiem miłym awersem
Trzynastki, bo tak o sobie mówiły dziewczyny z zespołu "Sukienki" -twierdziły co było zresztą nieprawdą, ze są siostrami, i że urodziły sie trzynastego, mieszkały w domu pod trzynastym, i chodziły do "trzynastki" I tu kolejna nieścisłość, do trzynastki mogła chodzić jedna z nich [niższa], bo ta druga pochodziła prawdopodobnie z okolic Radomia, i tam chyba kończyła szkołę średnią

Co robiła w tym czasie Wiosenka,? Wiosenka siedziała na podłodze u swojej przyjciółki Ludki, w jej krakowskim mieszkaniu. I razem z nią oprawiały obrazki i rysunki Zee. W tle słychać było jakąś filmową muzykę Stańki, gdy płyta się skończyła Ludka znalazła w radiu stary przebój z "Pociągu" Kawalerowicza.
Potem pojechały do Bytomia i Gliwic aby w galeriach zostawić prace Zee. Z domu Ludki Wiosna wzięła też ze sobą butelkę absyntu, który przywiozła dla swojego kochanego Zee aż z Jessenika, i zapomniała go po przyjeżdzie zabrać [wpadła na chwile do Ludki, żeby pomóc jej wnieść bagaże]
Aha, na stole w rogu pokoju stały dwa wąskie i długie kielichy z zielonym likierem, i dalej długi wąski szklany wazon z ładną czerwoną różą. Róże przyniósł dla Ludki Stanisław. Aha, zapomniałem jeszcze napisać ze mieszkanie Ludki było tak naprawdę mieszkaniem Stanisława, i odwrotnie,a oprócz nich mieszkał tam jeszcze czarny kot kruczej ludki, a w przyszłości miało sie powiększyć o jeszcze jednego lokatora, ukochany owoc miłości Ludki i Stasia, czyli ich małej córeczki. Generalnie bardzo romantycznie.

Maurycy w tym czasie układał następny rozdział książki. Rozdział ten miał zadedykować swojemu wielkiemu przyjacielowi Beebi i Zee, a także Legendzie Podziemia. nie musze dodawać ze książka miała wstrząsnąć. Wsrząsnąć umysłami naszych rodaków, i wywołać mentalną rewolucję. Zobaczmy co napisał.

Rozpacz jest grzechem. ___________________

O tym ze rozpacz jest grzechem -pisał pracowicie niby mrówka Maurycy- nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Tak w teorii, bo naprawdę ciągle o tej prostej prawdzie zapominamy, i dobrze gdy ktoś "właściwie ustawiony" w "poziomie jak i pionie" czyli "będący na miejscu" i nie pozbawiony współczucia, ze względu na konsekwencję jakie mogą go za to spotkać, może niekiedy przypomnieć nam o tym. Czasami jednak trzeba więcej. Przypomniał tą starą prawdę obowiązującą wszystkich chrześcijan, profesor Sirico podczas ubiegłorocznych wykładów w Polsce. Nie inaczej wypowiadał się na ten temat doktor Alexander Chafuen. A Michał Novak poszedł jeszcze dalej, mówiąc że nie tylko rozpacz czyli stan psychiki dość ciężki, i nawet skrajny, ale nawet zwyczajne zwątpienie, jest grzechem. Zwątpienie, czyli zbyt sceptyczna postawa wobec życia, przez niego nazwana pesymizmem. I taki też tytuł nosi artykuł, a właściwie wywiad z panem Michałem, jaki opublikowała "Gazeta Wyborcza" z 21 i 22 pażdziernika 2006 roku Nie zamierzam referować rozmowy pana Michała z Marcinem Bosackim, ani opisywać jego poglądów politycznych, zainteresowanych odsyłam do jego "Ducha demokratycznego kapitalizmu", lub choćby "Przebudzenia etnicznej Ameryki" Na co natomiast, chciałem zwrócić uwagę?Ano chciałem zwrócić uwagę na powtarzające się dość często w opiniach współczesnych myślicieli chrześcijańskich , jak i wolnościowych opinię na temat drugiej nogi wolnego rynku, bo jej pierwszą nogą co doskonale wszyscy wiemy jest aktywność ludzka i jej wola chcenia. Wola działania, w przestrzeni istniejącego świata, którą to przestrzeń nazywamy rynkiem czyli miejscem dobrowolnej, a więc sprawiedliwej i ludzkiej wymiany towarów, usług, i... myśli. Między ludżmi, jej dobrowolnymi i równymi uczestnikami. Ale ci dobrowolni i wolni, jak i równi uczestnicy spontanicznej gry, i wymiany potrzebują czegoś jeszcze, bo samo gromadzenie dóbr niekiedy nie wystarcza. Potrzebują mianowicie zasad i reguł. Bardzo dobrze że są przepisy regulujące prawa ludzkich relacji wobec siebie, ale jeszcze lepiej gdyby ich relacje obok oczywiście istniejących reguł prawnych miały charakter dobrowolny i spontaniczny, a ich czyli nasze działania i czyny wynikały z wewnętrznego poczucia sprawiedliwości i uczciwości. Z prawdy. Nazwijmy rzecz po imieniu, chodzi o moralność , bo drugą nogą tej wolnorynkowej gry jest moralność. Mówił o tym właśnie i potrzebie gromadzenia cnót, ksiądz profesor Robert Sirico, wskazując na potrzebę równoważenia aspektów materialnego świata i gromadzenia tego co w naszym życiu niezbędne i potrzebne, z cnotliwym podejściem, a ja nawet poszedłbym dalej i powiedział z cnotliwą zasadą, lub postawą, a przynajmniej z dobrym nastawieniem o potrzebie zachowania chrześcijańskich cnót na wolnym rynku gry mówił doktor Chafuen. Temat to ważny i niezwykle istotny skoro tak wielu myślicieli i filozofów akcentuje i podkreśla jego wagę. I siedział tak sobie Maurycy i pisał.Aż do chwili kiedy nie poczuł się znuzony. Wtedy postanowił odwiedzić swojego kolegę Zee. Pójdę do Zee, zobaczę co ontam robi , a przy okazji odpocznę sobie trochę -powiedział do sobie. I to co powiedział zrobił

2008-01-11

Atak na Bank Anglii,
-czyli kraking po krakowsku. Rozdział w którym akcja s powrotem przenosi sie do małego mieszkanka Zee.

tymczasem Bee i Maurycy wyszli z jednym z młodych muzyków, a zaraz za nimi "Trzynastki", czyli dziewczyny z zespołu "Sukienki", Legenda Jazu kręciła sie w kuchni mając nadzieje że znajdzie coś do jedzenia, ale poza obiadem dla Wiosny, nic do jedzenia w kuchni nie było
Usiedliśmy we trzech przy komputerze. Młody powiedział - wiecie co mam pomysł, uderzmy na bank Anglii - ale Zee'biemu pomysł ten nie mógł się spodobać, od czasu kiedy prawie martwy został znaleziony przed dworcemautobusowym w Edynburgu, a wcześniej na autostradzie w Gasgow przez szkocką policję, Zjednoczone Królestwo Anglii, Irlandii i Szkocji traktował w sposób prawie sakralny. Naprawdę to z innego powodu, wyjeżdzał tam do pracy i nie mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek problemy z brytyjskim prawem.
O historii choroby Zee pisałem w poprzedniej książce 'Opowiesci", więc nie będę się rozwodził na ten temat*
W każdym razie Zee, bez wzgledu na to która wersja jest prawdziwa, spojrzał krzywo na Młodego, a Młody jakby tego nie widział, obracał w dłoni siedmiokątną dwudziestopensówkę "z różą" i szukał angielskich banków w necie,...Bank Loyda, już mam -pomyślał, i szukał artykułów na temat zabezpieczeń angielskich banków. Znalazł jakiś, na hacking.pl i przeglądał go uważnie,
....emaile kradnące tożsamość, czytał w artykule, kosztują angielskie banki przeszło dwadzieścia milionów ...i tu zagwizdał
- Wiecie co? powiedział Młody - zacznijmy może od phishing attacku, bo emaile kradnące tożsamość to coś od czego właśnie możemy zacząć -
Wiosna tymczasem z oprawionymi w piękne srebrne ramy obrazami Zee wchodziła do pociągu, jadącego z Krakowa do Gliwic. Obok niej szła z wielką teczką Ludka. Teczka była wypchana rysunkami Zee'biego naklejonymi na jakieś stare podniszczone tektury, i ciemne papiery . Maurycy w tym czasie układał w myślach pracowicie dalszy ciąg swojej książki, która w zamyśle miała wstrząsnąć światem, a przynajmniej krajem: przytoczę ułożony przez "Mamka"[to znaczy Maurycego] fragment.

Pracony Wartościony i energony... Z tego co widzimy największym zagrożeniem dla obywatela, czyli po prostu człowieka, jest parlament mogący dowolnie kreować prawa i uderzać w wolność i własność obywateli. Jak ograniczyć system sprawowania władzy parlamentarnej to jest pytanie na dzisiejsze czasy. Na pewno budowanie systemów zabezpieczeń społecznych poprzez poprzedzające głosowania, systemy demokracji bezpośredniej. Na przykład audio-tele, referenda, ograniczenia ustawowe możliwości pewnych zmian przez rząd i parlament, itd. Rzecz jest tym bardziej skandaliczna ponieważ współczesny podatnik-obywatel płaci haracz daninę nazywaną dziś eufemistycznie podatkiem za prawo do posiadania własnych miejsc pracy, ziemi, domów, nie tak jak kiedyś płacił zwykle za dzierżawę , wypożyczenie. Teraz są u siebie i płacą za to prawo, ogromny haracz. Komu zapytacie? Odpowiadam: administracji państwa. Mało tego pojawiają sie nowe formy kontrolowania ludzi przecież wolnych takie jak czipy, nanotechnologia, itd.. Koledzy mu w tym nawet nie przeszkadzali pochłonięci swoimi sprawami.

2008-01-11....Precz z mainstrimem
Co sie dalej z nimi działo.Gdy Maurycy z Beebim i jednym z młodych muzyków wyszli z mieszkania Zee, na starym podgórzu poszli prosto na rynek główny, i kręcili sie trochę po knajpach i pubach, gdzie wypili po parę drinków i piw na tak zwaną głowę. Potem znowu postanowili wrócić na stare podgórze, ale że jechali bez biletów, a w tramwaju pojawili się kontrolerzy, musieli wysiąść niedaleko Dietla, i dalej idąc już Krakowską, a właściwie to nawet na samej krzyżówce, jeszcze stojąc na przejściu, jeden z nich zdaje się że Maurycy, albo może był to Bee, wpadli na pomysł aby urządzić konwencje wyborczą Ronowi Paulowi w Krakowie. Oburzeni oszustwem jakie miało podobno miejsce w Hamprish.
Maurycy zaczął zaczepiać na ulicy ludzi i pytać przypadkowych przechodniów czy stawiają -proszę zwrócić uwagę na słowo stawiają, a więc czy stawiają na Paula, czy też może na Caina albo Baraka Hussaina Obamę
I wszyscy prawie mieszkańcy Kazimierza i Podgórza, wydali mu sie podejrzani. - Oni na pewno będą głosowali na Baraka albo Caina, mówię wam - mówił do swoich kolegów idących obok niego, a raczej biegnących za nim i usiłujących go dogonić. - Ale przecież Cain nie jest wcale taki zły - przekonywał go jeden z młodych muzyków, nazywany Nadzieją Sceny Muzycznej, -nie o to chodzi czy Cain jest zły czy dobry, wcale nie powiedziałem zły, mało tego nie obchodzi mnie - odpowiadał mu zdenerwowany Maurycy, - bo zrozum dzieciaku, chodzi o to, że głosując na Caina nie będą głosowali na Paula, tak jakby większość mieszkańców Kazimierza i okolic brała w ogóle udział w amerykańskich wyborach....
- i nie o to chodzi - dodał niezwykle oburzony Babcia - chodzi o to że niektóre nasze media przemilczają w ogóle udział Paula w wyborach. Dla nich taki gość jak Ron w ogóle nie istnieje, i będą też pewno popierali kandydaturę Hilari* Rodani Clinton - Nie Hilari tylko Hilaryny - pouczał go Maurycy, który jak zwykle wszystko wiedział najlepiej -a w następnych wyborach wygra chyba Sara Palin z Alaski - dodał
W okolicach Arkad, wzięli bez pytania o zgodę jakieś tekturowe pudła, - w tym samym zresztą sklepie w którym pół godziny wcześniej brała pudła, ale pytając o zgodę Wiosna z Ludką, a z pudeł sporządziły teczki na rysunki obrazki Zee
Ale do rzeczy, idąc Maurycy Babica i Nadzieja Sceny Muzycznej, zaczęli uderzać rękami w pudła i krzyczeć "niech żyje Ron, niech żyje Ron Nadzieja Sceny wstydził się na początku, ale przełamał opór który przemienił się wkrótce w entuzjazm. Potem zaczęli już iść Krakowską, samym środkiem ulicy, dołączyło do nich nawet kilka bezrobotnych kobiet, i dwóch starszych rencistów, gdzieś na oko około siedemdziesiątki, -Maurycy obiecywał że gdy wygra Ron leki w Polsce będą bezpłatne. Do grupy dołączyło tez paru pijaków z ulicy Krakowskiej i okolic, a gdy zaczęli wykrzykiwać "Polisz, Polisz Polisz" doszło dwóch młodych narodowców, pochód szedł Krakowską, a kilku amerykańskich turystów machało do nich życzliwie. Nie reagowała nawet przejeżdżająca policja, myśleli że demonstracja jest legalna, a idący ulicą policjanci zapytali nawet czy nie potrzebują zabezpieczenia pikiety.
Nie, dziękuje my wam koledzy odpowiedział Maurycy. i szli tak ulicą aż do szpitala bonifratrów, kiedy to za mostem, pochód rozszedł się w różnych kierunkach,
oni weszli na podgórski most. Wczesniej jeszcze Bee namawiał jakiegoś faceta jadącego samochodem aby ten włąćzym im płytkę z nagraniami Lulu Rouge End of Centary i Runaway Boy i jechał powoli za nimi z głośno nastawioną muzyką. Koleś sie nawet zgodził i jechał przez jakiś czas za nimi, traktując to jako niezłą zabawę.


Ale pijackie wyskoki koleżków Zee. jeszcze nie skończyły się dzisiejszego dnia. Jadąc już tramwajem, który zatrzymali na moście[!] jak zatrzymuje się taksówkę, i do którego weszli z pudłami w rękach udając że robili zakupy w sklepie z telewizorami, nie kasując oczywiście biletów. Jak tak jechali już tramwajem przez jakiś czas, ale raczej przez małą chwilkę, wpadli na pomysł aby udać się natychmiast do konsulatu USA na ulicę Stolarską czyli chyba w przeciwnym kierunku do kierunku jazdy tramwaju, i zażądać aby prawybory odbywały sie także w Krakowie, a najlepiej na Kazimierzu i starym Podgórzu, -oczywiście nie chciano ich z tymi wielkimi pudłami do konsulatu wpuścić, jak twierdziła jakaś kobieta, stojąca po drugiej stronie ulicy, konsulat był juz zamknięty, Maurycy udawał że maja w pudłach listy z apelem, co tam apelem, z żądaniem od mieszkańców Podgórza i Kazimierza, do władz amerykańskich aby prawybory odbywały sie też w Krakowie, we wspomnianych wyżej dzielnicach, to znaczy najpierw na Podgórzu, niedaleko kościoła, a potem w kolejny łikend na Kazimierzu. Wcześniej Maurycy i Bee szarpali się z ochroniarzami pilnującymi kkonsulatu.
Pozostała trójka pracowicie spędzała czas w małym mieszkanku na starym podgórzu, pod numerem nomen omen trzynastym,
siedząc przy komputerze wyglądali jak trójka alchemików w pracowni alchemicznej, pracująca właśnie nad odkryciem recepty na stworzenie złota z ołowiu.
Nawet księżyc w wodniku, będący tam już od kilku godzin nie miał na nich wpływu -przeciwnie do naszych dzielnych demonstrantów z ulicy Krakowskiej, przejawiających wyjątkowo rozrywkowe, a nawet niefrasobliwe podejście do życia... ...choć jeden z nich nie miał wcale nastroju do żartu. Postanowił bowiem uczcić dzień glosą jaką napisał na cześć niedawnego zmarłego słynnego ekonomisty Freedmana Teraz choć parę słów o Freedmanie, bo sądząc z poziomu wiedzy o ekonomi naszego społeczeństwa, jest to temat z dziedziny astronomii [z góry przepraszam astronomów ] i lokuje się bliżej czarnej dziury niż jakiegoś galaktycznego słońca.

A więc zaczynamy. Ten urodzony w Chicago w rodzinie biednych emigrantów myśliciel i ekonomista, zasłynął z prac poświęconych idei monetaryzmu i za to też dostał w 1975 roku nagrodę nobla. Wpłynął też na realny świat nie pozostając tylko w zaciszu akademii i bibliotek, ... itd.

______________
* smutna historia, ale autor pisząc nie wiedział że w tych dniach zmarł także pan Hilary, -A Edmunda Hilarego miał zaszczyt i przyjemność poznać, podczas swoich niezliczonych podróży bez celu, jakie uprawiał. Poznał go w jednej z knajpek w Katmandu, pan Edmund opowiadał mu że jest chory na serce i nie ma już siły na jakieś większe wyprawy,
-dopisek: pan Hilary zmarł podobno na płuca
Był z jednym z ciekawszych ludzi jakich Zee miał zaszczyt poznać, obok Ernesta Jungera, Ernesta Jungera poznał w pociągu w Niemczech, -o wpływie Ernesta na jego życie można by napisać wiele, bo to pod wpływem "Marmurowych Skał" został Zee, byc może kim jest a nie np. profesorem historii,... nie pisze też o różnicach w myśleniu, Ernesta i Zee, zajęło by to naprawdę sporo miejsca.
Innym z ważniejszych ludzi jakich poznał, to Dalai lama, kiedy na jakimś spotkaniu buddyjskich zagadnął o coś Dalai Lamę, -"za jaką religią religia jesteś, zapytał chyba, ten mu odpowiedział: jestem za religia uprzejmości, co pózniej znalazło wyraz w wierszu



2008-01-12

...Przeciw kofi szopom
__________________

Tymczasem do mieszkania “pod trzynastym” wrócili Maurycy, Babcia i Nadzieja Sceny, opowiadając jeden przez drugiego o wydarzeniach jakich byli wcześniej uczestnikami, jeśli nawet nie kreatorami. Jednak nikogo to za bardzo nie obchodziło, alchemiczna trójka, w przeciwieństwie do trójki birbanckiej, pod przed przewodnictwem słynnego prowokatora i Trikstera-Twistera Maurycego, bo on to był cichym bohaterem i inspiratorem rozróby na ulicy Krakowskiej, a więc alchemiczna trójka pracowała w pocie czoła siedząc albo stojąc wokół magicznego pulpitu, czyli komputera.... Druga grupka, popijając natomiast złotego bażanta, ale tego prawdziwego, i nie wiadomo skąd wytrzaśniętego, bo podejrzenia padły że to piwo Wiosny przywiezione z Jessennika, zastanawiała się nad swoimi następnymi działaniami. Maurycy przeczytał właśnie o mającej sie odbyć na ulicy Rakowickiej 27, niedaleko Kopernika, konkretnie w Akademii Ekonomicznej debacie na rzecz legalizacji narkotyków, i powstaniu pierwszego kofi szopu w Krakowie. Maurycy mówił oburzony, - słuchaj Bee czy te wiesz co by to było. Taki kofi szop w Krakowie? Oni chyba nigdy nie byli w Amsterdamie, i nie widzieli tych młodych bezdomnych ludzi wałęsających się po mieście, a raczej jak te cienie snujących się - Wiem o czym mówisz - przerwał mu Bee - bo jak byłem kiedyś na stopie, idąc z dworca w Zurichu na wylotówkę przechodziłem przez słynny “Iglany Park”, i nie życz tego nikomu,... setki, dziesiątki bezdomnych narkomanów z całej europy, dla których jedynym celem dnia jest zorganizowane pieniędzy na większą dawkę narkotyku. Siedzący w kucki w małych lub większych grupkach, obserwowali mnie cały czas gdy szedłem, a nie powiem że się nie bałem - Nadzieja Sceny która cały czas milczała, a właściwie milczał bo był rodzaju męskiego i płci męskiej uznał ze też mówi wtrącić, bo wtedy dobrze wypadnie, i zostanie przez towarzystwo dobrze odebrany, a że sam nigdzie specjalne nie wyjeżdzał powołał sie na "opowieści edynburskie" Zee * o bezdomnych narkomanach ze świata przestępczego Może niech sobie kofi bar otworzą w Warszawie, stwierdziła zgodnie cała trójka . po czym rozpoczęli głosowanie, na Świder padł jeden głos podobnie jak na Józefów i Otwock, w drugie turze wygrał dwoma głosami Świder.
Tu odezwał się Zee, patrząc podejrzliwie na Złotego Bazanta, Babcie i resztę "kamrackiego towarzystwa", bo odkąd nie upijali się, a także starali nie nadużywać alkoholu, a podobnie było z większymi burdami i awanturami -one odeszły także w przeszłość, no może za wyjątkiem paru głupackich podczas słynnej wyprawy po korony i insygnia do Karolstejn ....ale nic nie powiedział, choć chwile póżniej rzucił z odrobina złośliwości w głosie -może niech ten pierwszy, eksperymentalny kofi szop powstanie w Józefowie, bo wiedział że jeden z prelegentów, a prawdopodobnie sympatyk tego kofi szopu mieszka w Józefowie... I zaśmiał się złośliwie
Muszę tu dodać, że przynajmniej dwa razy, opowiadając swoje "przeżycia edynburskie", minął się z prawdą. Pierwszy raz gdy leżał w bramie ciężko chory, w na wpół opuszczonej kamienicy, a drugi przy incydencie koło "vanu".
Otóż naprawdę, gdy do bramy weszła grupka grupka, [prawdopodobnie] narkomanów, jeden z nich zauważył go i zaczął kopać. Wtedy Zee, resztką sił jaka mu została, podniósł się opierając o ścianę domu, i wyciągnął z kieszeni swój piękny stalowy nóż, wbijając jego ostrze kilka razy w ciało napastnika. Pierwszy raz w półmroku bramy kamienicy błysnęło srebrne ostrze, potem jeśli ktoś mógł zobaczyć migające szybko w powietrzu ostrze noża, było już koloru czerwonego. Jak póżniej mówił - przytuliłem go trochę - Ciąg dalszy historii już znacie, grupka napastników, za wyjątkiem jednego , który osunął się bezwładnie na ziemie, uciekła, a Zee, resztką sił, opierając sie o ścianę domu, wyszedł z bramy i przeszedł parę kamienic dalej, aby upaść w pierwszej lepszej bramie. Tam też znalazła go prawie martwego z wycieńczenia i choroby policja szkocka, podwożąc na Hollyroot 23, jeśli dobrze pamietam, które stało sie jego przytuliskiem na jakiś czas...

Drugi raz powiedział nieprawdę, opowiadając historię przy vanie. Niestety był tam, i znał kopanego człowieka, miał z nim wcześniej się spotkać i razem mieli szukać pracy. M. przyszedł, ale że przyszedł wcześniej pokręcił się trochę i wyszedł. Zee siedział, i przy pomocy jednej z polskich "wolontariuszek" pisał swoje c.v. liczył bowiem na posadę w edynburskiej szkole plastycznej, a jak twierdziła dziewczyna, także może i pracy w ognisku z trudną młodzieżą , za pieniądze, albo choćby na zasadzie wolontariatu, prowadząc zajęcia z rysunku, malarstwa, a może nawet teatru, [z obu nic nie wyszło, ponieważ będąc bez środków do życia wrócił do polski ]
M. poszedł i upił się gdzieś, najprawdopodobniej jakimś tanim "cedrem". I Z. stał tam póżniej przy vanie, na Wawerley, kilkadziesiąt metrów od miejsca zdarzenia, ale wstyd nie pozwalał mu o tym powiedzieć, stał chory i bezsilny gdy obok kopano człowieka, a on nie mógł mu pomóc. Jaki mały i słaby jest człowiek, myślał, opierając się aby nie upaść o drzewo, albo ogrodzenie koło wiaty przystanku. Nie widział nawet że to M.
Nieprawdą jest że nic nie robił, ale stan jego zdrowia pozwolił mu jedynie na kilka głośnych krzyków w stronę napastnika, zebrał wszystkie siły i krzyknął jak mógł najgłośniej: - hej men, slołli - i nawet J. przy jego okrzykach zatrzymywał sie i patrzył w jego stronę. Stał tam jeszcze przez chwilę poniżony i zawstydzony swoją słabością, gdy przyjechała i nastepnie odjechała policja, gdy przyjechało pogotowie i zabrało M. i gdy odjeżdzał samochód z bezdomnymi rozwożąc ich po okolicznych kościołach [konkretnie zawożąc do "dyżurującego" kościoła, w którym tej nocy mieli spać, daleko na przedmieściach miasta ]
Ból stał sie jeszcze silniejszy.
Może myślicie zapytam, że Z. lubił zadawać innym krzywdę? Nie było tak, gdy szli razem z Narcyzą w Glasgow, przed wyjazdem do Buenos, dokąd przyjechał Zee po pieniądze za prace, a więc idąc pod górę zdaje sie ze Buchanan , gdzieś w miejscu miedzy grającym na dudach szkotem, a czarnym regowym gitarzystą, nawet bliżej koło sklepu z butami, zobaczył po drugiej stronie ulicy, tego napastnika z bramy, i kamień spadł mu z serca. Od dziecka bowiem nie chciał nikogo krzywdzić ani zadawać żadnej istocie cierpienia. Wiedział ze krzywdzenie innych nie jest rzeczą dobrą, i starał sie tak nie robić . Będąc zresztą dzieckiem, gdy widział szkolnym kolegów rzucających w bezdomne psy lub koty kamieniami, dawał im do zrozumienia co o tym myśli. I pomyśleć tylko ze ten człowiek który gdyby mógł przygarnął do siebie wszystkie zranione i cierpiące zwierzęta w okolicy, nieraz musiał w obronie swojego życia używać niebezpiecznych narzędzi.
Zdaje sie że napisałem za dużo.... Aha idąc ze swoją Narcyzą ulicą Buchan nie wiedział że na ulicy dalej [ może na West Regent] jego serdeczny przyjaciel zamiata chodnik i myje okna w jakiejś włoskiej knajpce, -starej zielonej noki nie dało sie niestety uruchomić na wyspach, i lądując stracił ze znajomymi kontakt, a szkoda, może uniknął by wtedy swoich edynburskich przygód...



EKSMISJA
Eksmisja, i następująca po niej wojna o terytorium.
Zapewnienia Wiosenki zapewnieniami, ale ten dzień jednak nadszedł, i mieliśmy 24 godziny na opuszczenie pustostanu, jednak wszyscy znajomi mówili żebyśmy stali twardo i nie poddawali się choćby dla zasady. Noc która nadeszła po dniu była jedną z najdłuższych nocy naszego bohatera, W tą noc modlił się gorliwie, oraz marzył aby nigdy nie nadszedł nowy dzień a on sie już nigdy nie obudził.
Ale zanim się obudził śnił mu się sen, w tym śnie bóstwo bogactwo sypało złoty pył, upadający delikatnie jak płatki śniegu, albo wiosennego deszczu na podłogę w jego mieszkaniu. Wkrótce podłoga, meble, a także ulica przy stał dom, i cały Kraków pokryte były złotym pyłem. Złotym pyłem w świetle nocnego go księżyca jarzyły sie dachy domów, i kopuły kościołów. Potem bóstwo zaczęło sypać klejnoty, a miękki deszcz klejnotów spadał na całą Polskę, najwięcej zaś i najpiękniejszych spadało na jego łóżko i leżącą obok niego Wiosenkę, W pewnym momencie Wiosenka całą lśniła od złotego pyłu i kamieni szlachetnych jakby naszytych na jej sukienkę, bo położyli sie spać w ubraniu, i cały świat promieniował złotym światłem, a Wiosenka jak wspomnaiłem, najbardziej.
I jednak żył i obudził sie niestety rano, chociaż nie chciał wstać, ale leżenie nie miało sensu, bowiem życie toczyło się dalej. W końcu jednak wstał i zaczął przy kawie myśleć, analizując sytuację. Część rzeczy postanowił zanieść na jakiś czas do Stasia, i tam też umieścić Wiosenkę u boku Ludki gdzie mogła się czuć bezpiecznie. Tak też zrobili. Gdy wrócił do domu rozległ się pierwszy dzwonek, a tego dnia dzwonków do drzwi było wyjątkowo dużo. Ostrożnie otworzył, i w drzwiach zobaczył stojące “Sukienki”, czyli jak o sobie mówiły “Trzynastki”. Trzynastki przyprowadziły ze sobą dwie koleżanki, każda z nich miała metalowy pręt w dłoni. Ubrane były w grube skórzane kurtki a twarze miały zasłonięte czarnymi tkaninami aż do oczu. - Nie myśl że cię zostawimy samego Zee - powiedziała ta wyższa, a druga dodała - nawet o tym nie masz, ale nie masz szans. Po prostu musisz nas wpuścić - i weszły do środka. Kiedy tylko weszły, usiadły na łóżku, a gospodarz udając beztroskę i dobry humor żartował -to sie azywa czarny humor, zdaje się- i częstował ich herbatą, kawą, papierosami i czym tylko miał, a miał, trzeba przyznać nie zbyt wiele. Niecałą godzinę póżniej nadszedł, znany juz nam całkiem dobrze, Nadzieja Naszej Sceny z trzema kolegami oyowcami, dość znacznej postury ciała, - koledzy będą nam przydatni - powiedział wchodząc. Oyowcy usiedli niedaleko koleżanek Trzynastek, na początku towarzystwo boczyło sie trochę na siebie, chocby dlatego że się wcześniej nie znali ale potem znależli wspólni język i porozumienie. Jeden z oyowców całkiem sympatycznie spoglądał na siedząca obok niego Trzynastkę. Dalej teraz już będę wymieniał hurtowo -przepraszam nie z braku szacunku dla przybyłych , lecz by nie zanudzać czytelnika. Dobrze, doszedł Legenda Podziemia, i sprowadził dwóch bezdomnych z noclegowni w której aktualnie mieszkał, [chyba na hucie] Następnie młode dziewczyny dziewczyny, znajome Wiosny, Wiosna uczyła je angielskiego. Potem Staś, Młody i na końcu Beebi, przepraszam Bee przyszedł razem z Maurycym na końcu. Siedzieliśmy, siedzieliśmy i czekali... i nic sie nie działo
W końcu gdy zaczęło sie ściemniać przyjechali, i było ich chyba około dwudziestu. Szanse są wyrównane -pomyślał nasz bohater, gdy zapukało dwóch policjantów do drzwi,i tak wtedy sobie myślał dalej: sympatyczni goście ci ochroniarze i policjanci, ale niestety mamy rozbieżne interesy i musimy ze sobą walczyćwalczyć. Nic nie mówiąc stanął na początku grupy, a jedna z dziewczyn dała mu żelazny długi pręt, który teraz trzymał w prawej ręce, na sobie miał długi czarny płaszcz, niesmiertelne buty harleye dawidsony, szerokie dżinsowe spodnie z rozsuwanymi nogawkami po bokach, które miał właśnie rozsunięte, i włosy postawione grożnie do góry jak piktyjscy albo prapolscy wojownicy, po jego lewej nodze stał wierny pies rasy huski.
W tym momencie rozpoczęła się bitwa, dziewczyny zaczęły rzucać w kierunku policjantów i stojących przed domem ochroniarzy czym sie tylko dało, nasz bohater zaczął gwizdać jakąś piosenkę, a dwie grupy starły sie w żelaznym uścisku. Po wojnie trwającej całą długa wieczność pozostało pobojowisko, w mieszkaniu, na klatce schodowej i na ulicy przed domem. Wszystkie poduszki zostały rozdarte, i uwolniły z siebie miliony drobin puchu. Puch fruwał w zawiesinie kurzu i ludzkiego potu.
Legenda jazzu przygrywała na trące, a Beebi niby w bęben uderzał w wielki stół kuchenny, Anastazja wrzuciła ulubionych "Małcików" -Kazika, [ulubionymi chyba ze względu na wschodnie koneksje ] "Małcików" z jakimi się nie rozstawała, i młyn zrobił sie ogromny. Dobrogniew-Dobrygniew obu imion huski, bo tak miał na imię ujadał. Co jak na huska dziwne bo one raczej chyba mało szczekają? Kot natomiast obserwował ze stoickim spokojem wydarzenia z kredensu na którym spokojnie siedział. Patrząc jak zwykle na wszystkich z góry.
Policja wycofała się. Dom został obroniony.

Następnego dnia wieczorem , a dodać muszę że nadeszły posiłki, w postaci sąsiada, 60 letniego rencisty, i grupy smakoszów rodzimego wina z podwórca bramy której prawie nigdy nie opuszczali. Notorycznie bezrobotnych podwórcowych łaziorów i pijaków [co nawet zdziwiło naszego bohatera, bo nie wiedział ze dążą go sympatią ] doszła tez dziewczyna Bee, piękna Rosjanka Anastazja "Apostazja", delikatna blondynka w jasnym eleganckim ubraniu, nie zbyt pasującym do walki [sorry ona już była wczoraj] Następnego dnia wieczorem sytuacja powtórzyła się z tym że walka przeniosła się na ulice przed domem. W wyniku jej zostało wywróconych parę policyjnych samochodów, rozbitych kilka szyb a dwa albo trzy samochody przez kogoś podpalone płonęły.
I znów dom został obroniony a policja wycofała się. Jednak ze względu na gaz łzawiący wrzucony do mieszkania nasz bohater spędził noc ze swoimi zwierzętami na małym balkoniku, oczywiście o spaniu nie było mowy.
Wcześnie rano gdy przyszła Wiosenka [telefon Zee podczas został zniszczony], podjęli decyzje wynoszą się. Patefon którym miał służyć w planie Bee do odtańczenia tanga zwycięstwa po odbytej walce stał teraz w rogu pokoju, a niedaleko mały niebieski plecak. Zee poprosił przyjaciół aby poszli wcześniej, ta sytuacja bowiem upokarzała go. Gdy tylko wyszli, przyszła kolej i na nich, Zee z plecakiem, a po lewej Wiosenka trzymająca go mocno za rękę, [amoże on ją] Po prawej przy jego nodze szedł pies, a na ramieniu swojej pani siedziała dumna Gwiazdka i wyniośle patrzyła na Dobrogniewa.

- nie wiedział co zrobić z Babcinym patefonem, wziął go więc na ręce przed siebie i niósł, a Wiosna wpadła na pomysł żeby włączyć płytę, którą przyniósł Bee, i jak twierdził znalazł ja na jakimś śmietniku strychu, czy też kupił na targu ze staroci, z patefonu rozległa sie piosenka “ ta ostania niedziela...ti di ti di di di di.... Naszemu bohaterowi przypomniał sie wtedy oglądany w telewizji fragment końca filmu o partyzantach z ak, gdy przed śmiercią słuchają tej muzyki... [choć w filmie obejmowali się nie zbyt romantycznie, i nie powinien o tym pisać bo nasz bohater jest mężczyzną, ale gdy przypomniała mu się ta scena choć według mnie zepsuta, to płakał, i na jego czarny płaszcz w którym był odziany, poleciało kilka łez, a Wiosna dyskretnie udawała że nie widzi] Gdy tak szli, to wyglądali jak cyrkowcy. Na szczęście płyta sie skończyła i patefon wyrzucił. Następnie szli przez podgórski most, podobnie jak w pewne styczniowe popołudnie przemierzał już tą drogęZee kiedy to otworzył drzwi do bezdomności w pewnym domu i wyszedł do nikąd. Jak w marcu wyszedł pewnego dnia, konkretnie w swoje imieniny, znowu w bezdomność chory na zapalenie płuc, podtrzymując się ścian okolicznych domów, i zataczając się tak szedł w kierunku parku, który stał sie na dwa dni jego mieszkaniem. Ach ten nasz biedny bohater. Teraz jednak nie był sam, miał obok siebie swoją Wiosnę, a także psa i kota. - Głowa do góry - powiedziała Wiosna - wszystko będzie dobrze - i wyprostował się. Sytuacja ta na szczęście została wymyślona i jest fantazja literacką, choć nasz bohater był świadkiem, a może nawet uczestnikiem podobnych zajść w Glasgow, tuż obok w którym amieszkiwał, następnego dnia niestety widział stojącą na ulicy grupę młodych ludzi, a i trochę sprzętu, jakiś komputer. Niestety parę dni póżniej wylądował sam w parku [chodzi o Kelvingrove Park] idąc tam ze swoim ciężkim plecakiem i trzymając sie po drodze ścian, gdzie w deszczu i śniegu przespał dwa dni czy dlatego że nie mógł pomóc tym ludziom? Nie sądzę.


Więc dobrze znależli się na balicach, i tam postanowili spędzić kilka dni.

W plecaku obok małego mieczyka wakizaszi, prezentu od pana Lee, obok tego mieczyka w zawiniątku spoczywała pałeczka do jedzenia ryżu, także prezent od pana Lee. Od ostatniego samolotu do Tel Awiwu, mieli aż do rana spokój,..... a rano budziła ich zwykle przechodząc obok ładna sprzątaczka którego nie pamiętam, gdy szła aby w przerwie kupić sobie driożdzówki, i zjeśc je z poranną kawą, [miała chyba na imię Kasia?], dalej grupki pracownimów ochrony, pierwsi podrózni,....
Wstawali wtedy i po porannej toalecie szli na dół gdzie zwykle naprzeciw informacji, siadali w kucki i zaczynali prace, to znaczy prace zaczynał Zee, usiłując odkryć zasadę, albo jakiś sens kierujących sie przy wyborze hasła ludzi, i patrząc na ładną niezwykle wysoką dziewczynę z informacji, naprzeciw. Rozmawiał z nią nawet kiedyś pytając o swój samolot do Glasgow, bo budka Ryaneru była wtedy jeszcze zamknięta
[teraz już chyba tej budki nie ma ]
W tym momencie autor poprosił Zee, aby ten zajrzał do jego internetowej poczty do której w czasach depresji bywało że nie zaglądał miesiącami. Zee rozłożył na kolanach laptopa, i zaczął przeglądać pocztę, a tam było trochę starych listów sprzed miesięcy, Zee grzebał więc w poczcie, a znalazł między innymi list od znajomego poety, następnie dziennikarka proponowała pomoc w zorganizowaniu planowanego przez autora wieczorka poetyckiego w Edynburgu, -ale wieczorek się juz odbył, w bardzo kameralnym gronie, wieczorek mała grupka na oko piętnastu przybyłych poszła z pochodniami aż na górę zamkową, ubrani wszyscy w “stroje z epoki”, czyli czarne peleryny [ocz. peleryny], i czarne narzutki, recytując a raczej molosylabizującv poezję. Wcześniej ze świecami jeszcze chodzili niedaleko katedry... potem autor leżał kilka miesięcy chory

Ale opuśćmy ten młyn jakim bez wątpienia jest port lotniczy, choć dla jednych jak grupa krakerska jest pracownią alchemiczną, a dla innych jak Wiosna jej komnatą i pokojem dziennym. Dla jeszcze innych zwykłym lotniczym portem z halą odpraw.
Zobaczmy co robią pozostali bohaterowie naszej książki, Maurycy i Bee mijają właśnie kościół Mariacki, i skręcają w ulicę Tomasza. Ze stojącego prawie na samym chodniku samochodu słychać jakąś rytmiczną muzykę i zaczynają poruszać się w jej rytmie. Po chwili Maurycy słyszy jakby "Marsz" Beli Bartoka, i widzi że cały jest w nim zanurzony, jest jak wielki mechanizm zegarowy który porusza sie w rytmie tego marsza. Mijają sympatyczny barek z kartkami z encyklopedii przyklejonymi na ścianach, i kierują sie w dół w stronę Ra. Jenak nie idą do Ra. Wizja Mamsa niknie i Mams zaczyna marzyć o tym że pracuje w antykwariacie pełnym starych książek, Pięknych choć przykurzorzonych i przykrytch pyłem złotych i srebrnych monet. Nie dość że zarabia na przykład sprzątając w nim to jeszcze może oglądać i czytać stare księgi, i nawet oglądać monety. Wkłada rękę do kieszeni i widzi że jest pusta, mówi do Babsa, udając że zna angielski - maj pokit is epmti, sory Babs - i Babs też wkłada ręce do kieszeni wyrzucając na wierzch dziurawe podszewki. Odpowiada mu - wszyscy znamy tą historię kiedy kieszeń jest pusta - i błaznując woła na głos - Mamo! mamusiu, moja kieszeń jest pusta - W tym momencie nagle rozmowa milknie, bo przechodząc obok restauracji, słyszą przez uchylone drzwi, dobiegające na zewnątrz głosy: - by żyło sie lepiej - woła zapewne wznosząc toast jeden z polityków, na co siedzący obok niego "biznesmen", odpowiada mu - by żyło nam się lepiej mordo - i tego było już za dużo, czerwony ze wściekłości bezrobotny Mam dostaje ataku furii. Wbiega zdenerwowany przez uchylone drzwi do środka restauracji, za nim biegnie Bab, a za Babem biegnie dwóch skinhedów. Kolegów szkolnych Baba, którzy akurat stali przed restauracją. Mam wywraca stolik na siedzącego przy nim polityka, a krzesła zaczynają fruwać w powietrzu. Polityk upadł, a Mam i Babs zaczynają go kopać. Skini tymczasem zabierają się za "biznesmenów" z sąsiedniego stolika. Robi się popłoch, ludzie zaczynają wybiegać z restauracji zabierając bezwładnie nakrycia. Na ścianie pojawiają się ślady krwi, czerwone plamy mniejszej lub wiekszej wilkości, a niektóre zaczynaja po niej spływać na dół. Dodam że na ścianach są połozone białe ryżowe tapety, cowyglada dosyć filmowo. Zapłakana ze strachu barmanka zdobywa sie na wysiłek i dzwoni po pomoc. Najpierw dzwoni na policję, wkrótce tez słychać sygnały policyjnych kogutów. - O działają szybko, prawie jak na wyspach - mówi Bee, i wybiega. Zaraz za nim wybiega Mam i dwóch skinhedów, by po kilku sekundach rozbiec się w różnych kierunkach. Biegnąc chusteczkami wycierają sobie ręce ze śladów krwi. Buty obejrzą póżniej, bo na to nie mają czasu. Teraz muszą uciekać.

Na Jabłonowskiego, dokąd dobiegł, zatrzymuje się Mams żeby złapać trochę powietrza. Słyszy za sobą tupot nóg, więc szybko odwraca się i postanawia przyjąć walkę. Przed nim jednak staje zdyszany Babcia, widać na twarzy mamsa ulgę, koledze też sę udało. Dalej już idą razem ze złośliwymi uśmiechami na twarzy. Gdzieś na Szewskiej zatrzymuje ich straż miejska, [ale kierat zrobili] - Dowodziki są - pyta jeden z nich. - A melduneczek i pozwoleństwo na zamieszkiwanie, to jest - pyta głupawo drugi. Mam zły że mu przeszkadzają, bo idąc układa sobie w głowie swoją książkę, mówi do stającego przy nim strażnika, - człowieku nie przeszkadzaj mi teraz, bo jestem zajęty - po czym mija go i przechodzi dalej, a Bab bierze lekko w ramiona drugiego strażnika i odstawia delikatnie na bok, strażnicy patrzą na nich z podziwem, ale i ze strachem.
Gdzieś pod domem Mams, rozstaje sie z Babem, i idzie po schodach do siebie na górę.Wchodzi do domu, i zasiada przed ekranem swojego komputera, zaczynając pisać. W tym momencie dzwoni do niego Zee.
- Cześć Mam , mówi Zee, słyszałem ze trochę podobno narozrabiałeś, cały Kraków aż szumi od plotek - a mówi to do swojej niezniszczalnej zielonej "Noki", która po dwóch dniach przerwy znowu zaczęła działać, i śmieje się cicho - dam ci na chwilę Stasia. Staś biorąc nokię mówi - stary - [tu blefuje] - powinniśmy cię chyba poddać koleżeńskiemu sądowi -
- w porządku - odpowiada Mam. Czym budzi żdziwienie, ale pobawić się trochę można kosztem kolegi, i tu ustalają termin sądu.

Sąd nad Maurycym
Gdy Zee wdrapał sie na kopiec Kraka, póżnym wieczorem, wszyscy już byli i siedzieli w kręgu. Trochę mu zeszło, a zanim wszedł, bo miał na plecach swój ciężki niebieski plecak ze starym athalonem amd 100 razy 10 [czyli 1000] i płytą htz raid -prezentem od A.
A chciała go wyrzucić, bo kupiła sobie nowy komputer, a może delikatnie podarować mu i znalazła pretekst. Komputer choć stary działał, nie działał za bardzo włącznik i wyłączanie go za pomocą włącznika/wyłącznika było niemożliwe. Podobnie było z czytnikiem płyt, i w związku z tym z instalacją oprogramowania a pomocą płyty. Stary plecak też pochodził od A. Niby chciała go wyrzucić, bo jej był podono nie potrzebny. Oprócz ciężkiego athlona były tam i inne znane mniej więcej rzeczy. Opis pominę.
Po krótkiej naradzie ustalono, bo niby jakim prawem mieli sądzić dorosłego kolegę, a żart był od początku, ustalono, ze ma postawić dwie butelki wina mołdawskiego. - Mołdawiana, mówicie - Tak, masz postawić dwie butelki mołdawiana - zażartował Staś i masz także zakaz pisania przez dwa dni - jak i opowiadania i dawania oracji - dodał śmiejąc się Zee.
Pieniądze się znalazły i poszli degustować wino gdzieś między starym cmentarzykiem a murkiem, a potem zmienili miejsce na boisko szkolne przy Wzgórzu Lassoty.
Zee musiał niestety opuścić towarzystwo, bowiem przenieśli się już na Skałki Twardowskiego, i nie chciał aby Wiosna sama siedziała w namiocie i bała się . Idąc szedł na Błonia, potem Królową Jadwigi i 25 lipca, następnie wchodził aż na kopiec Piłsudskiego, dalej zszedł do kamedółów i w strone Tyńca [trochę chyba pomylił po ciemku drogi] Dopiero niedaleko pętli w Tyńcu, a raczej koło mieszkania pana S. wsiadł w autobus i podjechał parę przystanków w stronę rynku dębnickiego, spowrotem w stronę centrum miasta. Wysiadł niedaleko jednostki wojskowej, i dalej już szedł prosto na Skałki. Gdzie w małym fioletowym namiocie czekała na niego zniecierpliwiona Wiosna, przed namiotem siedział DobryGniew, a po drugiej stronie wejścia pilnowała Gwiazdka.
- Hay Wiosna, to ja Zee - powiedział .....

------------------------------------------------

Schował do plecaka zeszyt dziadka zawijając go w troskliwie w folię. Zeszyt zapisany był dlugopisem, więc litery mogłyby się pod wpływem wilgoci lub śniegu rozmazać. Był dopiero gdzieś za Mińskiem, a przed nim jeszcze długa droga. Siedząc na skraju lasu przy małym ognisku, zaczął rozmyslać. jakie to były czasy. Nieowyobrażalnie zgniły i skorumpowany do cna kraj. Z drugiej strony zeszyty, długopisy, a nawet sieć komputerowa! Kto za sto lat uwierzy w to. On w plecaku niósł najwiekszy skarb. Prawdziwy komputer. Gdy tylko dotrze na zamieszkałe przez wolnych ludzi ziemie na syberi, natychmiast zbuduje szałas a potem pomysli o jakimś generatorze, a pózniej kto wie? Może nawet założa małą sieć komputerową. A może taka sieć już tam w nieprzebytych lasach jest. Anteny radiowe, i grupa ludzi łączących sie ze sobą za ich pomocą. Ogromne piękne miasta takie jak Skarżysko, Ostrowiec, albo Radom, czy Kraków i Paryz. Ciekawe czy ten Kraków, o którym dziadek pisze, był tak ogromny jak Skarżysko. Jak Skarzysko to może nie, wyśmieli by mnie gybym tak powiedział, ale tez na pewno duży. Jak Wieliczka, lub Niepołomice. W Paryżu mieszkali czarni i arabowie, większość wyznawała islam podobnie jak w Berlinie. Może, zaraz, maja tam na Syberii miasta i zachowała się cywilizacja? Zanim zasnął myślał jeszcze żeby nie trafić przez pomyłkę do Północnej Korei która pełniła rolę Rzymu, Nowego Jorku i Waszyngtonu, to znaczy była centrum niewolnego świata. Najbardziej bał się by przez pomyłkę nie znależc się w mieście Km Dzong Ila VII, przedstawiciela starej komunistycznej rodziny rządzącej od pokoleń krajem. Miasto i ludzie w nim mieszkający byli własnością Kima. Mógł zrobic z nimi co chciał. On był tam jedynym sędzią, prawodawcą, i głównym kapłanem religii którą stworzył jeden z jego przodków, "na życzenie i liczne prośby mieszkających w nim ludzi, proszony przez lata uległ w końcu" Władze mogli Kimowie utrzymywać dzięki pieniądzom bankierów których spora grupka schroniła się w kraju, podczas kolektywnej rewolucji. Gdyby ktoś z zewnątrz dowiedział się o tym przypadkiem, nie uwierzył by.Na szczęście miał odręcznie wyrysowane mapy i strary kompas. Owinął się szczelnie dużą plastikową folią, następnie przygotowanymi wcześniej gałęziami, potem przysypał sniegiem i zasnął.



Budowa labiryntu.
2008-01-13

Wszystkie sprawy czarowników
- WSZYSTKIE NASZE SPRAWY CZAROWNIKÓW - powiedział z grożnym wyrazem twarzy Bee, a dokładnie śpiewał piosenkę Kory i zespołu Manam zaczynającą się od słów “Buenos...” do stojącego obok Młodego - Zrozum musimy zrobić wszystko, aby złamać zabezpieczenia, rozbić hasło, i włamać sie na konto - mówił następnie do niego. Bee jak wspomniałem oczywiście nie wiedział o czym mówi, nie tylko że nie znał sie na krakowaniu, to jeszcze na dodatek kiepsko posługiwał się komputerem. Nie przeszkadzało mu to jednak dyskutować o wyższości linuxa nad “x-pejem”, albo odwrotnie, Mandriwy nad Kubuntu, albo Tora nad “Freenetem”. Sam Bee używał archaicznego free dosa i przeglądarki internetowej “Arachne”, jako chyba jeden z jej ostatnich uzytkowników , i z tego powodu był nazywany czasami “Muzealnikiem”
Dla tych którzy będą czytal tą pracę w przyszlości należy się małe wyjaśnienie chodzi o systemy operacyjne, w przypadku "tora" i "frineta" o mniej lub bardziej anonimowe poruszanie się po internecie.
Zresztą poznawanie teorii komputerowych nie było mu w głowie, poza krótkim epizodem kiedy w Glasgow zamiatał ulicę, i mył szyby w jakieś pizzeri, pracy nie widział od lat, a chciałby gdzieś zaprosić piękną Apostazję, najlepiej od dobrej gustownej kawiarni. Bo dość miał krzykliwych pubów z hałaśliwą muzyką, w których nie można zamienić słowa, a nawet myśli ludzi siedzących przy stolikach w pubie są zagłuszane. Aha, nie napisałem jeszcze jak było z Apostazją. Apostazję poznał najpierw Maurycy . I podobała mu sie bardzo, ta skromna i delikatna Rosjanka, ale myślał tak: “nazywam się Rusinowski, [bo naprawdę to nazywał się Rusinowski a nie Wilkopolski, i na dodatek Kot a nie Wilk. W pełnej formie jego nazwisko brzmiało więc Kot-Rusinowski] Jego matka matka uczyła rosyjskiego w szkole, a podobno sąsiedzi uważali go Rosjanina, i rosyjska dziewczyna to już by było za dużo. “Odstąpił” więc wspaniałomyślnie Anastazje Beebiemu , z czego Bee skwapliwie skorzystał. A musicie wiedzieć że Maurycy jak i Bee, bardzo gustowali w kobietach ze wschodu, Ukrainkach i Rosjankach. Bee chciał wyjechać na parę dni z Apostazją do Smokowca, albo Tatrzańskiej Łomnicy. Takiej ochoty nabrał po wycieczce z dziewczynami, Stasiem, Maurycym i Zee. Smokowiec spodobał mu sie bardzo. Najpierw dojechali do Piwniczej skąd przeszli przez przełęcz do Lubowni. W Lubowni spotkali na dworcu dziewczyny i pojechali dalej do Podolińca i Popradu. Z Popradu pojechali górską kolejką do Smokowca, gdzie na samej górze ćwiczyli formę Smoka, jak twierdził Zee “bo Smokowiec jest Smoczym miastem”.

Teraz przeszli do kuchni zapalić papierosa, Babcia smażył mięso na winie, bo tak podobno robili tak polscy zesłańcy na Syberii, w tym także jego przodkowie. Wolał to robić na miodzie -miód czyli medos, jak mawiali nasi kuzyni Tracy - mówił do Młodego, a Młody skwapliwie zapamiętywał. Ale miodu nie było, ostatnią butelkę wypili przedwczoraj z Maurycym. Bee gotował więc obiad, mięso na winie, a Młody wyszedł zobaczyć nad czym pracuje Zee. Powiedział do Bee -pójdę zobaczę co robi Zee - na co Beebi odpowiedział -no dobra idż - Po drodze Młody jeszcze spotkał kilku kolegów łażących bez celu po ulicach Krakowa. I razem poszli, do alchemicznej pracowni, czyli na dworzec w Balicach. Bee gotował obiad dalej, i spiewał sobie pod nosem “te wszystkie nasze sprawy czarowników”, a księżyc tymczasem wszedł w znak ryb, i na dobre się w nim zadomowił zwiastując bardzo uczuciowy dzień. Wyszedł też z próżnego kursu w jakim się jeszcze niedawno przez moment znajdował Tymczasem woda z ziemniaków prawie się wygotowała, a mięso zaczynało niebezpiecznie podpalać, co sygnalizował unoszący się w powietrzu zapach.
Mięso podpalało się, a on rozmyślał. Nie miał takich silnych dłoni i palców, jak pozostali koledzy. Pompki na palcach wykonywał przecież z trudem, nie mówiąc już o pompkach robionych na kciukach. Taki Zee na przykład, gdy został zaczepiony przez najprawdopodbniej niemieckich chuliganów na granicy niemiecko-austracjacko-szwajcarskiej, wbił palce między żebra jednego z napastników, chcąc go za żebra podnieść do góry. Podniósł go więc za żebra do góry, z wbitymi pomiędzy nie palcami, reszta chuliganów widząc to uciekła. Nie pisał też tak lekko i łatwo jak Maurycy, choć to on właśnie pracował w bibliotece jagiellońskiej, z której został niesłusznie wyrzucony*. Nie miał też tak silnego charakteru jak Stanisław.


Wjazd na dworzec w Balicach,
Powrócmy do momentu rzybycia naszych bohaterów na dworzec lotniczy w Balicach , ponieważ ten moment został wcześniej pominięty.
Tymczasem w Balicach, a dokładniej na Balicach, grupka złożona z Wiosny która wyglądała jak królowa ze snu Zee, przynajmniej w jego umysle, o nie wiem jak wyglądała w umysłach lub "oczach" innych ludzi przebywających na terenie dworca lotniczego. Następnie Zee, jego ulubionego psa Bobrogniewa, i niezwykle uroczej Gwiazdki weszła na dworzec. A raczej napiszmy przybyła do portu lotniczego w Balicach. Idąc przez hale Zee wyglądał odrobinę jak filmowy Wiedzmin, w swoim czarnym płaszczu i z rozwianymi “rozcapierzonymi” czarnymi włosami, tak mu się przynajmniej wydawało, ponieważ gdyby tak zapytać ludzi jak odbierają jego wygląd to opinie mogły by z pewnością być różne. Niektóży też nawet nie zauważyli by go.Więc szedł i śpiewał sobie pod nosem a raczej nucił “aj ken get noł, saty sfa kszyn....” a gdy mu to niewystarczyło ponieważ robił to dla dodania sobie odwagi, w pewnym momencie zaczął recytować swój wiersz który napisał, podczas koncertu Stonesów na Służewcu. Mówiący coś o ile dobrze autor pamięta, o głosach bębnów, przypominających mu zgromadzenie plemienne państwa wiślan w pradawnych zamierzchłych czasach [ jego wiersze uważane były przynajmniej przez niektórych za poezję hiphopową. Nie zacytuje ich, czytelników proszę o wybaczenie ] Prawie zaraz za nimi wbiegł Młody alchemik z kilkoma kolegami. Już dochodząc do grupy pozdrowił ich:
- Chwała wojownikom sarmackim - powiedział, tak jakby “chwała wojownikom” nie wystarczyło, albo po prostu zwyczajnej - chwała - lub nawet jeszcze prościej – witam - Chciał chyba jednak wywołać wrażenie na idących z nim kolegach. Pozdrowienie zaczerpnął z tytułu książki, leżącej u Maurycego na półce, zapewne starego reprintu “Wojowników sarmackich” Szymona Starowolskiego. Książka ta, jak i wiele innych została niejako w spadku po ojcu Maurycego, a pozdrowienie to stało się dla części z nich głównym pozdrowieniem grupy poszukiwaczy zagadek, spisków,tajemnic, i oczywiście krakerów. Idąc Młody nucił starą piosenkę, “piękne jest koło rycerskie, komu Bóg dał męskie serce”, a piosenki nauczył się od Zee. Zee chyba nie był zadowolony, ponieważ wśród grupki kolegów Młodego zauważył jednego chłopaka który nieżle narozrabiał podczas ich słynnej i legendarnej prawie wyprawy na Służewiec, kiedy to grupa przeszło dwudziestu głównie młodych ludzi pojechała bez biletu pociągiem do Warszawy, i bez biletu też weszła na koncert. Ale zanim to sie stało do grupy dołączyli spotkani na dworcu głównym znajomi ze śląska którzy przybyli wcześniej pociągiem z Katowic i potem z Rzeszowa a następnie z Kielc. Niektórzy zaczęli juz rozrabiać w pociągu, i wybili w przedziale szybę, potem w Warszawie zdemolowali i wywrócili tramwaj, by na końcem zaczepiać kibiców. Bójki połączonych na chwilę sił sympatyków “Cracovi” i “Wisły”, wspólnie z kolegami ze Śląska i Rzeszowa przemieniły sie w regularną bitwę. Tymczasem nadszedł Stanisław i pozostali, a Zee grzebał w kieszeniach szukając jakichś pieniędzy za które mógłby kupić w automacie kawę dla Wiosny i dla siebie. Ale zamiast nich wyciągnął kilka złotych kraków -zdziwiony niezmiernie że jeszcze je ma. Cały czas dzisiejszego południa przewijał sie temat koncertu na Służewcu i parlamentu wiślan. Parę słów o złotych “krakach” -jeśli naturalnie czytelnicy pozwolą. Złote kraki powstały w czasach kiedy M. B. S. I Z. założyli tak zwaną “Monarchię Lechijską, [twierdzili że dawni polacy, nazywani byli przez sąsiadów “lęchami” ponieważ wśród sąsiadów wywoływali lęk, czyli że sąsiedzi sie ich bali. Dlatego też zostali przez nich tak nazwani] wśród siebie mówili “Lęchijską”. Walutą obiegową w tym ich wolnym “państwie” lęchijskim były tak zwane złote kraki. Kraki złote ale i srebrne, więc sama nazwa może by nieco myląca. Wagi po jednej uncji każda zostały wybite dzięki przepisowi znalezionemu w jednej z książek przez Maurycego. Były też papierowe kraki, a posługiwało się nimi nawet coś około dwudziestu osób [więcej na temat “kraków” napiszę w następnych rozdziałach książki]

Sen Stanisława

Tymczasem Stanisław zaczął opowiadać swój sen kiedy podczas medytacji w starych sztolniach zmęczony i zmarznięty zasnął przy ognisku napalonym z papierów i nielicznych gałęzi. Śniła mu sie wtedy korona. Korona która lśniła niebiańskim światłem na tle gwiazd i księżyca, zamieniła sie w pewnym momencie w “dyadema” “królów” wiślan, a obok niego pojawił się sam “Chwała i Blask” w swojej własnej postaci. Najpierw Stanisław myślał ze to jakiś gwarek albo Skarbnik z dawnej kopalni złota, bo przecież tam był. Świetlista postać na koniu, zaczęła się jakby obniżać i była już bliżej ziemi niż nieba. Podobny sen miał na Łysej górze kiedy towarzystwo jechało ze Szczaworyżu przez Bodzentyn i Iłżę do Chodlika zatrzymując się w tym prastarym miejscu na chwilę. A może odwrotnie, zahaczając przy okazji o Wiślicę, Opatów i Sandomierz. Koledzy zawsze kwestionowali jego wizje. I tym razem także wątpili w nią - Czy nie jestto aby – pytali - korona Kazimierza, znaleziona podczas słynnego odsłonięcia grobowca w dziewiętnastym wieku?* Stanisław urażony zamilkł, a Zee chciał wymienić swoje kraki na zwyczajne złote. Bo jak wszystkim wiadomo czasami wartość posiadanych przedmiotów jest zależna od sytuacji w jakiej sie znależliśmy.

Chętnych do wymiany Kraki na złote znalazło się kilku, ale nieoczekiwanie jeden z kolegów Młodego zaoferował się nawet z pożyczeniem dziesięciu złotych, na co Zee przystał z ochotą, udając jednak że się przez chwilę ociąga i zastanawia. Miał zamiar w pierwszej chwili powiedzieć - no to świetnie, dawaj - jednak po sekundzie namysłu powstrzymał się i powiedział -okej - Był to ten sam młody chłopak który prawdopodobnie wybił szybę w pociągu. Uznał to też Zee za formę przeprosin i skruchy za swoje zachowanie przez kolegę Młodego. Młody ochrzcił go imieniem “Medos”, czyli miód, czego dowiedział się dwie godziny wcześniej od Bee. Dlaczego zapytacie? Pewnie dlatego że chciał czymś koniecznie błysnąć i nowo poznamym chociaż bardzo starożytnym zarazem słowem zaiponować wszystkim i pokazać że jest oryginalny. Chciał też aby świat którym się otaczał także był oryginalny i na swój sposób niezwykły, więc kolega o imieniiu :Medos" na pewno nie mógł być kimś zwykłym i człowiek który sie z nim przyjażni tym bardziej nie był byle kim.Siedzieli na ławce, i pili kawę, a Wiosna opierała się o Zee i przytulała do niego, inni także pili kawę albo albo herbatę, i siedzieli lub stali wokół ławki, a Zee jak tylko mógł starał się być niezwykle miły dla Wiosny, aby jej wynagrodzić, dość mało komfortową sytuację w jakiej się znależli, i uśmiechał się do niej dyskretnie, dyskretnie bo niestety, przy szerokim uśmiechu widać było jego nowe zęby. Ponieważ sporej części zębów niestety nie posiadał, i nie stracił ich wcale podczas niezliczonych bójek i awantur, w których będąc nastolatkiem uczestniczył, ale podczas jednego z motocyklowych wypadków. Uśmiechał się więc dyskretnie żeby nie było widać nowych zębów na przodzie a Wiosna nie dawała za wygrana i trzymała fason. - Popatrz Zee - mówiła - teraz stare małe mieszkanko zamieniliśmy na dwie nowe wielkie komnaty - Druga “komnata”, i "pracownia alchemiczna" zwana tez pokojem dziennym mieściła sie na dworcu głównym, a pokój nocny i sypialnia na pięterku portu lotniczego. Na niewygodnej ławce, gdzieś między “Svarowskim”, “Cepelią”, a kaplicą prawie naprzeciw której Zee czasami medytował -jeśli oczywiście nie “siedzieli” w niej pijacy nie pili wódki. Bo poza pijakami, nikt tam prawie nie wchodził. Przynajmniej w nocy.

Czasami przychodzili do nich w nocy w odwiedziny znajomi i siedzieli obok. Milczeli wspólnie, albo nawet drzemali. I był to rodzaj dyżuru. Samopomocy, gdyby nasi lokatorzy mieli zostać nagle wyeksmitowani z dworca. Nawiasem mówiąc co by było gdyby zajrzeli pracownicy ochrony do niebieskiego plecaka Zee, a tam oprócz komputera “athalona” bez obudowy ponieważ ta została wyrzucona gdyż zajmowała za dużo miejsca, mieściła sie jeszcze jego kolekcja mieczy i szabli, noży i sztyletów, mieczyków, sztyletów sztyletników polskich, i zawiniętego w ciemnoczerwoną tkaninę, najcenniejszego skarbu, małego mieczyka wakizaszi, prezentu od jego nauczyciela. Kto by mu uwierzył że jest tu ponieważ nie ma gdzie sie podziać, a kolekcję zabrał gdyż nie miał jej gdzie zostawić.

LABIRYNT

ale zanim Zee przyszedł do nowego domu, jadąc jeszcze autobusem usłyszał we włączonym przez kierowcę radio, podaną podczas wieczornych wiadomości informację o napadzie na plebanie na dolnym śląsku, i o brutalnym morderstwie.
Wracał do Wiosenki pełen niepokoju, potykając sie o konary drzew i kamienie. Dookoła było ciemno, a on nie miał przy sobie latarki.
Wreszcie dotarł. Wiosna była cała i zdrowa. Położył sie w ubraniu na podłodze namiotu obok niej, wcześniej jeszcze przykrył swój plecak deszczowym płaszczem, i zasnął. Kiedy już spał, po cichu do namiotu wsunęła się bezszelestnie Gwiazdka, a zaraz za nią niezdarny Dobrogniew. Gwiazdka przytuliła sie do swojej pani, a DobryGniew położył się w nogach Zee, cały czas nadsłuchując, jemu najbardziej odpowiadało miejsce, w końcu było chłodno, no i miał oko na wejście do namiotu jak i na całą okolicę....
Od wczesnego ranka, gdy tylko się obudził, Zee zabrał się do pracy. Nie jadł nawet śniadania. Zaczął ze śniegu budować mur wokół namiotu, na górze zaś rozłożył jakąś ogromną brezentową płachtę, i przykrył ją lekkimi gałęziami i delikatną warstwą śniegu. Sztuki budowania ze śniegu nauczył się gdy mieszkał kiedyś zimą w górach, w starym opuszczonym domu pomiędzy Wysową a Blechnarką. Szło mu więc bardzo szybko. Potem zabrał się za budowę wielkiego igloo, bo namiot był pokojem dziennym Wiosny i sypialnią, a kiedy przyszli koledzy, zaczęli budować razem z nim
Około południa stało już wielkie lodowe igloo, z prawdziwym śnieżnym dachem. Gdy tylko budowa wielkiego igloo została zakończona, na ścieżce wiodącej do niego pojawiły sie dziewczyny z zespołu “Sukienki”, czyli tak zwane “Trzynastki”.
Trzynastki przyprowadziły ze sobą koleżanki, była wśród nich liderka słynnych Skakanek, i jej gitarzystka.
Potem przyszedł Młody, z całą resztą. W końcu zebrało sie przeszło trzydzieści osób.
Sukienki powiedziały jednocześnie umawiając ie zapewne wcześniej - słuchaj Zee, chcieliśmy urządzić imprezę, a właściwie małą imprezkę dla was z okazji nowego "mieszkania", a Bee podrzucił trochę cukru do ogniska, na ofiarę starym Bogom, - żeby się szczęściło - jak powiedział.
W chwilę po tym rozpoczęła się "mała impreza", a zaczęły Trzynastki, od wykonania swojej nowej piosenki, pod tytułem "zarejestruj sie",

"zarestruj się, no na co czekasz, zarejestruj się
wszyscy dokoła ciebie mówią zarestruj się idż do urzędu i zarestruj się....",

Po Trzynastkach, śpiewały "Skakanki", następnie Bee monodeklamował swój nowy wiersz, "Krakuje cały dzień"

"Krakuje cały dzień, na dworcu lotniczym krakuje,
w tramwaju gdy jade krakuje,
i idąc ulcą ulicą krakuje, i kładac sie spać do łóżka,
nie myśle o niczym innym,
jak tylko by poznać twoje imie,
twoje tajemne imie by wiedzieć jakmasz na imię...",
po Bee wystąpił Młody z kolegami, nazywany czasami także Odysem, ale z innego powodu niż Zee. Odys Młodego wiązał sie przybyciem konia trojańskiego do Troi, a Odys Zee, z jego niekończącymi sie podróżami jak i włóczeniem się bez celu "po oceanie życia", -jak mawiał. Czyli z tym całym cholernym łazikowaniem i traceniem czasu.
Następnie Zee recytował swoje wiersze,....
Impreza trwała do póżna, a każdy przyniósł na nią co mógl
I tak Beebi przyniósł trochę tytoniu holenderskiego marki “Drumu” i szkockiego jak twierdził "Ambera" -który przywiózł jeszcze ze Szkocji.
Młody parę butelek "Trojaka", ktoś butelkę czerwonego wina, a ktoś inny coś do jedzenia. Taki Zbyzos Kosmiczny przyniósl tego cała wypchaną torbę. Mięso usmażyli na ognisku. W tle grał sand system na sprzęcie przytarganym przez chłopaków.Aha zdażyła sie miła historia, i możemy powiedzieć że przyszło ziarno do kury, albo koza do woza. W końcu ciężka praca zespołu krakerskiego została doceniona, a przynajmniej zauważona.
Jeden z "klientów" naszej grupy, będący pod ich obserwacją, okazał sie wyjątkowym idiotom! Wpisał sobie takie hasło jakimiał login. [mała uwaga od autora: informacje odnośnie hakowania, a konkretniej krakowania są niezykle ogólnikowe z wiadomych powdów ] I choć nic ciekawego nie znależli, postanowili jednak przyjrzeć mu się bliżej, i podsypali parę koników trojanskich - podsypaliśmy mu parę koników trojańskich z Młodym - tak to skomentował pózniej Bee siedząc przy stoliku w jednym z krakowskich pubów [tak naprawdę chyba podsypali mu jednego] Konie zrobiły swoje i wykonały dobrze powierzoną im robotę. Przeglądając zawartość komputera klienta, znależli wyjątkowo ohydną pornografie dziecięcą. Filmiki i zdjęcia przedstawiały gwałty małych dzieci, na oko siedmioletnich chłopczyków i dziewczynek. - Kto by to przypuszczał, facet prawie z kościoła nie wychodził, chyba że musiał być akurat w sejmie. Przynajmniej w dzień a tu takie historię – powiedział zdziwiony Zee. No nie znam jeszcze ludzi do końca, pomyslał.
Postanowili więc gościa ukarać. Facet okazał sie wyjątkowo skąpy, ale skłonny był jednak zapłacić im małą sumkę za milczenie. Umówili sie z nim na spotkanie żeby omówić warunki, a był to musicie wiedzieć, jeden z dosyć znanych polityków w tamtym czasie. Jak się okazało znajomy Bee i Maurycego z restauracji. Wtedy miał szczęście i uciekł chowając sie w toalecie. Był także znajomym BePe, o którym BePe mówił że kiedyś nawet jadąc na pogrzeb papieża zabrał ze sobą delegacje, a za jego pobyt w hotelu w Rzymie, samolot, jedzenie, wesołe zabawy jak i wszelkie koszty zapłacili oczywiście podatnicy. Biedne rencistki i renciści płacili za zabawy z luksusowymi prostytutkami tego bardzo pobożnego człowieka. Podobno z rozpaczy po ojcu świętym zabawiał sie niezwykle intensywnie, razem z grupą polskich księży gejów mieszkających w Rzymie, oraz kolegów polityków.
W każdym razie wysłaliśmy Medosa z drugim rozgarniętym znajomym, a Bee ze Stanisławem obserwowali całe to wydarzenie z ukrycia, mając pod komórką znajomego taksówkarza, aby w chwili zagrożenia wejść, szybko odbić kolegów, a wcześniej oczywiście wysłać do taksówkarza, napisanego już esemesa albo sygnał. Nie było takiej potrzeby, łajdak, nie chciał płacić i targował się długo, a telefony, krążyły z restauracji do i następnie od Bee, a od Beebiego dalej na Skałki do Kosmicznego Igloo. W końcu zapłacił im, a opromieniona i dumna czwórka weszła do Igloo
Pierwszy szedł Babcia, na głowie miał dziwny kaszkiet znaleziony w autobusie, i śpiewał tańcząc krakowiaka, a właściwie idąc rytmicznym krokiem w stronę środka Igloo, i wykonując taneczne figury - krakowiaczek jeden, miał koników siedem - śpiewał - pojechał na wojnę, został mu się je den. Siedem lat wojował szably nie zdejmował -
- raczej zaśpiewaj - śmiali się koledzy - krakowiaczek jeden, miał trojanów siedem, posłał je na wojnę, klient upadł jeden, tararara -
Ale co to jest głupie parę tysięcy dla tak nadzianego faceta? Dokładnie trzy, bo tyle zapłacił za milczenie, łagodnie w sumie ukarany klient. Obiecując oczywiście poprawę. Jakieś pudło butelek dobrego koniaku, drugie pudło czerwonego wina, dwadzieścia paczek nadającego się do palenia tytoniu. Mięso dla tych którzy je jedzą,i owoce. Soki, i 200 złotych dla mieszkającej w noclegowni dla bezdomnych na hucie -przy tak zwanym Makuchu”, Legendy Jazzowego Podziemia potraktowanego jako zapomoga. A resztę rozdzielili między siebie.
Za to zabawa byłą naprawdę świetna i trwała prawie do białego rana, a niektórzy zasnęli nawt na rozłożonych na śniegu kurtkach niedaleko ogniska. Spalin dymu z mokrego drzewa było w pewnym momencie tak dużo że trzeba było wybić dziurę w dachu. Potem drewno wyschło.
Niektórzy spali, w Igloo, Wiosna w swojej sypialni, to znaczy w małym fioletowym namiocie przykrytym czarną płachtą, natomiast Zee, Stanisław i Młody oglądali swoją nową “alchemiczną” pracownie, tym razem ich pracownią miała sie stać jaskinia pana Twardowskiego. - Dobry wieczór Mistrzu Twardowski - powiedzieli, wchodząc do jaskini - czy aby przypadkiem nie przeszkadzamy?

-tu muszę napisać że Pan Twardowski nie był postacią fikcyjną ale istniał naprawdę, i mieszkał między innymi na starym Podgórzu, prawdopodobnie niedaleko ulicy Rękawki pod wzgórzem. Tam też była słynna "karczma Rzym", i z nieznanych powodów, których jedynie możemy się domyślać, dorobiono Twardowskiemu fałszywy życiorys, na siłę próbując wiązać jego legendę z jakimś żyjącym w średniowieczu niemieckim alchemikiem lub magiem. Utrzymując że wszystkie mity związane z Twardowskim są przeróbką tej wspomnianej wcześniej niemieckiej legendy.
Zapewniam że pan Twardowski istniał naprawdę, a z jednym z naszych bohaterów chodził do szkoły potomek Twardowskiego, o tym samym nazwisku, który przeprowadził się póżniej z rodzicami ze starego podgórza do.... Miejsc związanych z Twardowskim jest więcej, bo przecież stare podgórze gdzie mieszkał i praktykował magię, oraz oczywiście smocza jama pod Wawelem. Dodam też przy okazji, że autor książki mieszkał pewien czas w miejscu gdzie miał stać dom Twardowskiego, pózniej podobno spalony.
Niektórzy sceptycy twierdzą że nie było żadnej karczmy Rzym, i chodziło naprawdę o Rzym, gdzie miał się to wzbogacony na praktykowaniu magi i alchemi, pan Twardowski bardzo wesoło zabawiać.
Ale nie uprzedzajmy wydarzeń, bo podczas ogniska zdarzyło się kilka zabawnych i ciekawych sytuacji. Pierwsza, kiedy Beebi nałożył na głowę czapkę zrobioną z kawałka papieru i zaczął tańczyć zbójnickie tańce, krzycząc że jest janosikiem, co wywołało powszechnie rozbawienie.
- czy ty nie wiesz – powiedział do niego Stanisław razm ze zbyzosem Kosmicznym - że Janosik odbierał biednym a rozdawał bogatym? - Gdy Zee przechodził koło Turbacza, opowiedzieć miał mu chyba w Porębie albo Porąbce, historię Janosika, jeden z miejscowych górali. Pokazując przy okazji miejsce w którym został powieszony ostatni zbójnik w Polsce w roku 1904 albo 1906?
- o, czyli sto lat temu - Bee nic nie odpowiedział, ale taniec góralski podobał się wszystkim, do tego stopnia że nawet odezwał się Zbity Pies, co wywołało powszechne zdziwienie, ponieważ Zbity Pies znany był z tego że nic nie mówił, a odzywał się naprawdę bardzo rzadko. Wtedy tylko gdy chyba już musiał.

Mówi Zbity Pies:
- Posłuchaj mnie Zee. Jeśli tylko wyjdziesz z labiryntu, co nie jest przecież wcale łatwe i udaje sie być może jedynie nielicznym. Musisz wtedy szczególnie uważać, ponieważ wyjście z labiryntu nie jest końcem wszystkiego, a może dopiero początkiem. Tam jak przed wejściem do mysiej dziury, czeka kot, tak przed wejsciem/wyjściem z labiryntu czekają myśliwi aby ciebie złapać w swoje sidła, wykorzystując twój entuzjazm, otwarcie, energię i zapał. I możesz stracić wtedy naprawdę dużo czasu, kręcąc się w kółko i goniąc nie swoje motyle - jeszcze nigdy Zbity Pies nie mówił tak dużo, a przynajmniej nikt z siedzących przy ognisku lub tańczących nie słyszał żeby tak dużo mówił, i po tym jak nieoczekiwanie otworzył się, tak nieoczekiwanie sie zamknął i zamilkł. Zbyzos Kosmiczny siedzący niedaleko Yopera zapytał jedynie - a czy rozpoznanie natury labiryntu w czasie gdy się w nim znajdujemy nie jest oświecające? No, to znaczy, chciałem zapytać czy rozpoznanie natury labiryntu nie wyzwala nas z iluzorycznej wedrówki po nim? Lecz nikt mu nie odpowiedział na jego pytanie, ani Zbity Pies, ani też nikt inny. Mówił cos jeszcze po cichu do siebie - ty sam jesteś Minosem, labiryntem i Minotaurem - ale chyba nikt tego nie zrozumiał, bo kiedy mówił po cichu trudno go było zrozumieć
Na Boga! Skąd Zbity Pies wie o labiryncie i o moim śnie, myślał Zee. Przecież nikomu o tym nie mówiłem.Czyżby Wiosenka, ale nie to niemożliwe. Ona nawet nie wiedziała.

Labirynt

Chyba jestem winien drobne wyjaśnienie, opuszczając wydarzenia z życia moich bohaterów, co już przecież uczyniłem wcześniej, konkretnie w przypadku przenosin na dworze loniczy. Otóż poprzedniej nocy, musicie wiedzieć drodzy czytelnicy, śnił się Zee labirynt. Ale nie był to zwyczajny labirynt, a raczej rodzaj wzoru lub fraktalu, gdzie klasyczny labirynt przechodził w jak to on nazywał "kłębki", -plątaninę lini niby zaplątanej wełny z kłębka, i gdy tylko obudził się postanowił że zbuduje labirynt. Labirynty ze śniegu budował już w górach, kiedy spędzał tam lata temu samotnie zimę, w opuszczonym domu na odludziu, gdzieś w okolicy Wysowej. [Także budował labirynty kolorowe, malowane sproszkowanymi farbkami]
Na drugi dzień więc powiedział do grupy krakerskiej przybyłej do jaskini Twardowskiego, kiedy on z laptopem siedział już ubrany w swój czarny długi płaszcz przy małym zaimprowizowanym stoliku na starym krześle. Więc powiedział - słuchajcie budujemy labirynt śnieżny, powiedzmy że cały labirynt jest symbolem psychiki albo świadomości ludzkiej, a my musimy wejść do jego środka. Lecz aby do niego wejść musimy poznać sposób myślenia naszego klienta, a wchodząc w labirynt będziemy się w niego "wczuwali" coraz bardziej. Pytali kim jest ten człowiek, co lubi, jakie ma skłonności i spróbujemy poznać jego prawdziwe “imię”, wykorzystując oczywiście dane jakie o nim zgromadziliśmy
W tym momencie postanowili rozpocząć budowę, a grupa rozdzieliła się. Każdy z nich wylosował swojego klienta nad którym miał pracować, wieczorem zaś mieli sie spotykać w jaskini u "Mistrza Twardowskiego" i rozmawiać o wynikach swoich obserwacji, przemyśleń i efektach pracy, zaczynając od z pozoru najprostszych technik.
A wchodząc w labirynt wchodzili coraz bardziej w gąb psychiki i osobowości swojego klienta, niektórzy posunęli się do tego że zaczynali ubierać tak jak on, i zachowywać, używać jego imienia i nazwiska. Chodzili też za nim, i przyglądali sie uważnie jego sposobowi mówienia, chodzenia i gestykulacji. W barach i restauracjach podglądali co klienci lubią jeść i jakie zamawiali napoje, jakie pili drinki i czy pili kawę czy herbatę. Powoli stawali się nimi, przejmując jakby ich osobowość. W grupie czasami zastanawiali się kto będzie największym mistrzem sztuki imitacji?



ZLOT CZAROWNIKÓW I CZAROWNIC W KRAKOWIE
- Ach, gdybyśmy tak mieli pieniądze i wykupili grunt od stadionu "Wawel", a potem z powrotem usypali kopiec albo wzgórze na nowo, i urządzili zlot czarowników i czarownic w Krakowie, a w przyszłości nawet i szkołę - Beebi nie wiedział bo i skąd że na Wróżej Górze, zwanej też Gorą Wróżów, mieściła sie w dawnych czasach szkoła wieszczów, wróżów, oraz gęślarzy-guślarzy. Nie była to zwykła szkoła o nie. Była to szkoła dla najlepszych czarowników wybranych z najlepszych bo wybranych przez Boga. Jeśli zajmowali sie magią i wróżbiarstwem to tylko i niejako przy okazji. Niemniej mówił w uniesieniu i nikt mu nie przeszkadzał. Prace nad klientami szły w dobrym kierunku, a nawet w niektórych przypadkach uczestnicy grupy wczuwali się za nadto w swoje przyszłe ofiary. Właśnie weżmy dla przykładu Bee. Beebi na krakingu nie wyznawał się, więc dostał najmniej znaczącego klienta -który okazał się na dodatek transwestytą. I Bee aby się do niego upodobnić przebierał się za transwestytę. Inni przychodzili ubrani w dziwne długie przeciewdeszczowe płaszcze i ciemne ogromne okulary, albo jak angielscy dżentelmeni z dawnych czasów mając na głowach meloniki i wymachując parasolem niby laską w dłoni. Rozmawiali właśnie o naszych klientach i ich problemach spacerując to po igloo, to znowu przechodząc plątaniną śnieżnych korytarzy do naszego labiryntu, i nawet nie zauważyli że od grupy po cichu odłączył się Zee, po czym wszedł do namiotu. Wiosna już spała

Sen Wiosny
Wiosna spała i śnił się jej dziwny sen. We śnie jakiś dziwny człowiek, właściciel kopalni, przesiewał przez wielkie sito piasek i kamienie -i raz działo sie to w Złotoryi w starej kopalni złota, a to znów w Warszawie koło pałacu kultury. Ten złowieszczo wyglądający człowiek miał jednakże dziwne sito, przez które przesiewał mulisty piasek. Sito to lub cedzak, albo przedziwny czerpak miało skonstruowane oczka tak, że przez duże dziury przelatywały kamienie szlachetne, i grudki samorodków złota, upadając w brudny gęsty muł, a znaczna część piasku i mokrego kurzu osadzała się na drobnych oczkach sita. Człowiek ten śmiał sie złowieszczo, i nie miał chyba dobrych intencji, bo Wiosenka aż trzęsła się ze strachu i przyciskała do siebie mocno Gwiazdkę, aż biedny Zee pomyślał że jest jej zimno, i przykrył ją drugim kocem. Wtedy Wiosna otworzyła oczy, i widząc Zee uspokojona już powiedziała - miałam dziwny sen Zee - i łapiąc Zee za rękę zasnęła znów, i śniły jej się jakieś dalekie oceany, lazurowe morza i gwiazdy.
A Maurycy tymczasem w swoim cieplutkim mieszkanku, położonym gdzieś między ulicą Jabłonowskich a Grodzką. Siedząc przy komputerowej maszynie składał w pocie czoła frazy o wojownikach sarmackich, pisząc książkę, która przynajmniej miała mu zapewnić , jeśli nie sławę to przynajmniej bogactwo. Alo też jeśli nie co najmniej bogactwo, to przynajmniej sławę. No chciałlby żeby o ktos przynajmniej zauważył lub chociaż o nim usłyszał, że gdzieś w Polsce jest taki inteligntny i zdolny człowiek.

"WOJOWNICY SARMACCY,WOJOWNICY WOLNEGO RYNKU"
_____________________________________________________

[wystukiwał pracowicie zmęczonymi palcami w klawisze klawiatury, swoje myśli]

a więc hm, ... myślał Maurycy, po czym pisał dalej: WOJOWNICY Sarmaccy, wojownicy wolnego rynku. Czytając “Wojowników sarmackich” Szymona Starowolskiego, albo też jego “Monumenta sarmackie” z łezką w oku wspomina się stare dawne czasy pełne wojennej chwały naszych przodków i ich bohaterskie czyny. Piękne opisy wielkich bohaterów, na przykład wielkiego Zawiszy Czarnego i starych piastowskich królów. O nie brzmi to zbyt nowocześnie, pomyślał. Muszę choć trochę zmienić styl. I zmienił. Dziś chyba czasy są trochę bardziej pokojowe [pisał] i nie tolerują zbytnio wojennej energii, bo i wojen na szczęcie zbyt wielu nie ma. A w europie moda jest na miękkość i zwyczajne nijactwo, tak że prapolski duch walki nie wydaje się być w dobrym tonie, a nawet wyszedł z salonu. Ale natura wojownika nie zanika, lecz pozostaje, a w zależności od czasów objawia sie na różny sposób. Gdy na przykład potrzebna jest walka to wojownik walczy, gdy zaistnieje potrzeba ratowania ludzi i niesienia im pomocy, na przykład podczas pożaru, wtedy wojownik pomaga i robi to. Gdy istnieje potrzeba walczyć na wolnym rynku, i uczestniczyć w rozwoju gospodarczym kraju, wtedy wojownicy pokazują swoją aktywność, działając i dokonując wolnego wyboru w otwartej na energie działania przestrzeni. Tam gdzie wszyscy mogą przejawić siebie w swobodnym działaniu, i wolnej wymianie energii społecznej pomiędzy ludżmi , której to symbolem są zwyczajne pieniądze.
Gdy przestrzeń wolnego działania jest zablokowana, a ludzie nieszczęśliwi , bo zniewoleni i skrępowani przez przepisy. Duszą się w wyziewach zablokowanej energii, a wtedy wojownicy, zamieniają się w wojowników wolnego rynku, idei i myśli. Ci którzy lubią za bardzo narzekać i opowiadają że nic nie ma sensu i nic robić nie warto, o tym nie wierzcie, bo nie są to dobrzy ludzie, a może po prostu nie są tylko mądrzy, i z powodu jakiegoś defektu czegoś im brakuje Prawdziwi wojownicy wtedy przejawiają sie jak zawsze w działaniu. Ponieważ naturą wojownika jest działanie i zwyciężanie, i przezwyciężanie przeszkód. Walczą o wolny rynek idei i wolny obieg myśli. Proste państwo, prawo stworzone dla wszystkich, i zrozumiałe dla wszystkich....
I pisał tak prawie bez przerwy następny rozdział, choć było już dobrze po dwunastej:


TOŻ TO DZIECINY w żelazo poubierane są.
__________________________________

Zanotował i podkreślił.
Toż to dzieciny w żelazo poubierane, Tchórzowscy i Zajączkowcy -tak pisał o zniewieściałych pod wpływem zachodniej europy nowoczesnych polakach, pan Michałowicz w swoich "Xsięgach pamiątniczych", i dalej kontynuował ....pomarli ze strachu gdy nas tylko zobaczyli, to już nie te lachy grożne.... ale, ale czy Polacy pod wpływem swojego rodzaju hodowli, jak nie przykładając u Gotfrida Benna, zdolni są po tylu latach socjalistycznej uprawy, bo to prawie trzy pokolenia już przesiąkania obcymi dla nas wirusami świadomości socjalnej, i kolektywnej cywilizacji. Duchowo przecież kiedyś obcej cywilizacji polskiej, nastawionej na indywidualizm jednostki i wolne działanie na wolnym rynku , a nie socjalne ciepłe pieluchy, i przymusową opiekę państwa od narodzin w publicznym najlepiej państwowym szpitalu począwszy. Ta modyfikacja genetyczna naszej być może zmutowanej już kultury, i nieżle przemielonej w młynach na młyńskich kamieniach wygładzających wszelką kanciastość formy, i nadmierną prostokątność figury.Te Pasożyty umysłu, wirusy świadomości, modyfikacje genetyczne dokonywane na kulturze, żywej istocie ludzkiej, żywych istotach pod pozorem nadmiernej dobroci, na śmierć zagłaskiwania kota, krok po kroku, i daliśmy sobie odebrać wszystko, no bo żle o nas pomyślą, bo żle o nas powiedzą, bo inni nasi sąsiedzi europejczycy, nazwą nas ksenofobami,... A ja bardzo lubię żydów, naprawdę to nie żart, gdy widzę jak dmą tak wśród obcych w swoje baranie trąby sprzed tysięcy lat i się tego nie wstydzą, choć są w mniejszości nawet wśród swoich, i nie wstydzą się pokazywać swojej twarzy, ci odważni ludzie. To jest dopiero odwaga, być w mniejszości i działać, i trwać, to dopiero jest odwaga, nie bać sie tego co powie kołtun, kołtun to tchórz mimikrant, imitator, naśladowca. Kołtuna na nic nie stać, tylko na naśladownictwo. Na naśladownictwo, powtarzanie i odtwarzanie. Ale czy dzieciny w żelazo poubierane, poradzą sobie na wolnym rynku, gdzie udawanie i gra społeczna, pomimo wszystko mniejsza, a wiec i zakłamanie mniejsze, i nie ma czasu ani energii na udawanie, wdzięczenie sie dla obcych i do obcych i ustępowanie miejsca obcym i preferowanie ich i wywyższanie ponad swoich .. I ta cała kołtuńska gra, i ten cały obrzydliwy kołtuński teatr, skierowany przeciw wolności jednostki i jej działaniu. Dzieciny w żelazo poubierane, na razie odprowadzane są przez matki, na wszystkie dworce świata, skąd dzięki Bogu można jeszcze odjechać, do w miarę normalnych miejsc, w których przy odrobinie wysiłku, zarobić na przetrwanie, dopóki dzięki Bogu państwo i jego urzędnicy pozwalają na to, bo kto w interesie "ludowo-państwowo-narodowym" będzie na nich pracował, i na ich całkiem nieżłe cwaniackie życie?

W końcu nasz wojownik wolnego rynku zmęczony zasnął z głową opartą na stoliku.


Hacing to hacing
- Haking to haking - powiedział Bee, który pozbył sie juz swojego dziwnego przebrania za transwestytę - w końcu wyglądasz normalnie, bo normalnie to byłeś aki jakiś nienormalny - powiedział do niego Medos -normalnie nienormalny - dodał - i na dodatek to jeszce cudaczny. Cała grupa pozbyła sie już tych “normalnie-nienormalnych” strojów, dziwacznych okularów, kapeluszy, czapek i kaszkietów, uniesionych wysokich kołnierzy, butów na wysokich obcaszach, płaszczów i kurtek, nie pasujących zwyczaj do ubrań w jakich chodzą ludzie w podobnym do nich wieku, i co naturalne zaczęli zwracać na siebie uwagę przechodniów w okolicach Skałek Twardowskiego. Młodzi ludzie w długich płaszczach, chodzący o laskach, a czasami wręcz wyglądali jak zagubieni na przemieściach Krakowa, angielscy turyści Akcja “tożsamość” ofiary, została odwołana, a Zee, zarządził prace nad wzmacnieniem osobowości i ugruntowaniem tożsamości. Zalecił też co niektórym przedstawicielom grupy wzmocnienie wewnnętrznej agresji, tak potrzebnej przecież do przetrwania, i w tym celu zaproponował im udanie się do domu

Z czego najbardziej zadowolona była Wiosna, ale i DobroGniew W końcu spędzimy sami ze sobą całe popołudnie a może nawet i wieczór myślała jego dziewczyna. Zee tymczasem szukał w plecaku świeczek, w jego pracowni nie było przecież światła, [pracownia oczywiście nie była jego, była zaledwie “pożyczona”] Aha zapomniałem dodać, ocieplenie, i odwilż sprawiły że Labirynt, Igloo, a nawet mur otaczający namiot stopiły się już prawie irozpuściły, co Bee skwitował filozoficznym stwierdzeniem jak to tylko o potrafi - Pustka jest formą, forma jest pustką, a uczucia i myśli są również takie “, chodząc odrobinę smutny i melanholijnie zamyślony wokół topniejących ruin. Cóż poradzić taki byłten Bee. Stanisław natomiast dokończył za niego tekst - a jeżeli nie widzisz drogi, góry i rzeki dzielą cię od niej, więc nie sądż żadną miarą*. - Po czym poszli zostawiając na śniegu topniejące ślady, jakie zostawiały ich buty, niemniej gdy oni znikli, a ślady po butach stopniały całkiem to nie możemy powiedzieć że ich tam nie było, albo że to była iluzja, po prostu nie przywiązuj się nie przywiązuj się - mówił Zee w kierunku Dobrogniewa - Nie przywiązuj sie nadmiernie mój ty DobryGnieiwe - dodał jeszcze do swojego psa, kiedy ten wpatrywał się w niego Po czym poszli sobie na mały spacer, pan i jego pies, a obaj bardzo dumni z siebie nawzajem.

SEZAMIE OTWÓ®Z SIĘ

- Przecież wiesz Zee - powiedziała do niego Wiosna - obejmując go i przytulając - Przecież wiesz - powtórzyła - że bym ciebie nigdy nie zostawiła, jak będzie trzeba gdy nas stąd wyrzucą pójdziemy na dworzec razem, nie jestem jakąs podłą suką, która - I tak też się stało, wkrótce musieli pójść razem na dworzec, gdy wyrzucili ich z mieszkania zajmowanego pod numerem trzynastym na starym podgórzu... Alchemiczne laboratorium stało sie więc od tego dnia ruchome, co i miało dobre strony, bo było go trudniej namierzyć, Tak więc przez jakiś czas za siedzibę obrało sobie sobie lotnisko na Balicach które przez dwa albo trzy dni było także sypialnią Zee'pcia i Wiosny, nie wiem czy Wiosence to nie przeszkadzało, że w jej sypialni mieści się pracownia alchemiczna, centrum numerologii. W każdym razie po godzinie dwunastej w nocy praca cichła, a Wiosna Zee szli spać i nigdy nie prowadzili tak regularnego życia jak wtedy, wstawali dla odmiany wcześnie rano, a ich życie dzienne jak i nocne regulowały teraz przyloty i odloty samolotów, to znaczy gdy odlatywał ostatni samolot odajże do Tel Awiwu, na dworcu robiło się cicho, a większość podróżnych przybyła z dalszych stron czekała na swój lot śpiąc, choć niektórzy zachodzili do dworcowej kaplicy w wadomej sprawie. Obok nich była jeszcze na dworcu ochrona, a pracowników ochrony poznali prawie wszystkich . Następnych kilka dni spędzili mieszkając w “skałkach Twardowskiego”, w małym brezentowym namiocie
A przez parę godzin nawet w smoczej jamie u stóp wawelu, dopóki kręcący sie pod nogami jak i nad głowami turyści, nie zaczęli im zbytnio przeszkadzać. Pracowali też trochę na dziedzińcu, i katedrze wawelskiej Czyżbyś zapomniał Zee, o swoich umiejętnościach, przypomnij sobie proszę to co wydarzyło się na Rugi, to było przecież naprawdę, a Raróg, magiczny ptak Swarożyca nie opuścił ciebie nigdy. On jest i siedzi na twoim lewym albo prawym ramieniu, a czasami szybuje nad twoja głową, i widzę to w swojej magicznej kuli. Zee skupił sie i skoncentrował jeszcze raz, [ a sprubuje jeszcze raz, pomyślał ] i wystukując przypadkowe kombinacje liter i liczb, powiedział:
SEZAMIE OTWÓRZ SIĘ, dotykając przy tym pałeczką , jaka dostał w prezencie od pana Lee, obok mieczyka wakizaszi. Potem jeszcze wskazał pałeczką w kierunku komputera, i powiedział jeszcze raz ciszej, Sezamie otwórz się, ..i.. Sezam się otworzył, tak jak wszyscy siedzący dookoła komputera otworzyli ze zdziwienia usta...bo własnie przed chwilą zostaliśmy zalogowani na koncie! Pieniądze rozdaliśmy po równo całej dziesiątce, a trochę i innym potrzebującym znajomym. Do tego jeszcze dziesięć procent przeznaczyliśmy dla biednych i bezdomnych, a najmłodsi przedstawiciele grupy chodzili razem z Babcią, i rozrzucali je przed dworcem głównym, lub w miejscach gdzie spotykają się bezdomni. Inni je po prostu rozdawali.

*cały czas “Sutra Serca”, tłumaczenie wolne, autor tłumaczenia nie znany

Nieoczekiwana zamiana ról

W umyśle Zee, uważanego tymczasem za wielkiego czarownika przez młodyszch kolegów, zrodził się pewien plan. Co by to było pomyślał gdybyśmy odwrócili wszystko. Biednych uczynili bogatymi, a bogatych biednymi. Ludzi bez formalnego wykształcenia przemienili w wykładowców uniwersytetów. Kraje ubogie bogatymi a słabych silnymi. Duże religie małymi, na przykład kult wyznawców ognia byłby dominujący na przykład w Iranie i Afganistanie. W końcu nazywani byli przecież “odwrotowcami”, przez matkę Beebiego kiedy mówiła do niego - już idziesz do tych odwrotowców Nie inaczej mówili o nich sąsiedzi Stanisława - to są jacyś odwrotowcy - mówili do Ludki gdy ta musiała ich mijać, na schodach, przechodząc korytarzem , albo w bramie kamienicy. Czyli najpierw trzeba by sie włamać na konta największych banków i złamać ich zabezpieczenia. Potem wejść na giełdy, i przejąć całe zapasy złota, a pieniądze z kont bogatych przelewać do wybranych losowo nędzarzom. Wybranych na przykład z książki telefonicznej ludzi. Najwiekszym zaś nędzarzom, takim którzy nie mają kont należało by je zwyczajnie rozdawać. W tym celu trzeba stworzyć pajęczynę, sieć powiązanych ze sobą “oczek”, małych grupek krakerskich, w dużym stopniu autonomicznych, tak aby członkowie jednej grupy jak najmniej wiedzieli o członkach innych grup. Tak aby w końcu odwrócić do góry nogami świat i przywrócić mu utraconą pierwotną harmonię i ład, Tao BielBoga I CzarnoGłowy, tao BielGłowy i CzarnoBoga*, oczyszczając wodę z zatrutej studni świadomości, na niebiańskiej równinie Weli. Siedział Zee, w swojej tymczasowej pracowni “U Mistrza Twardowskiego”, jak ją teraz nazywali, przy małym stoliku przykrytym czerwoną tkaniną, ubrany w czarny długi płaszcz, i faktycznie gdyby ktoś teraz wszedł do jaskini przez przypadek, mógłby sie go przestraszyć,

*zobaczmy co o tym napisał w swojej książeczce Maurycy,słuchając przy okazji muzyczki Guerilli Hi Fi, a dokładniej Blue Hour w nieskończoność męcząc sie niemiłosiernie, dwojąc i trojąc, bo pisał o prażródłach i pradżwiękach. [uwaga ten fragment możesz drogi czytelniku pominąć, -autor]

“Mitologia słowian, refleksje na podstawie pracy Białczyńskiego”. KOSMOLOGIA. Mity o stworzeniu świata. Hm, kiedy Bóg bogów, i stwórca świata, nazywany przez naszych przodków Panem Świętego Prawa, a więc ŚwiętoWitem, lub po prostu Świętym Panem, stworzył świat, wtedy postanowił wyrzucić do jego głębi, a więc "w głąb" przestworzy mityczną, BŁE [Bułe] -oczywiście ta odwieczna para przeciwieństw, ciągle walcząca ze sobą i będąca w stanie nieustającego napięcia, to boskie małżeństwo jasnego z ciemnym, aktywnego z pasywnym, i dynamicznego z biernym, Czarnogłów i Białoboga rzuciły się aby ją porwać i mieć dla siebie, działając powodowani chciwością, pożądaniem, egoistycznie i całkiem przyziemnie, poprzez swoje ja, ot takie zwykłe skłócone ze sobą małżeństwo, nigdy nie mogące dojść ze sobą do porozumienia. Oboje nie mogąc pokonać jeden drugiego, wezwali na pomoc posiłki, Smoki i Żmijów, oraz bóstwa pór roku, ze swoimi świetlistymi ptakami, i tak szarpali Błą, że ją najpierw rozciągnęli, a następnie ta pękła, rozdzielając się na bryje i grudę, czyli brył i glinę, a lepidło świata,substrat który utrzymuje jego istnienie, stanowiąc rodzaj konstrukcji albo sieci na której to "glina" owe materialne hyle[yle] oblepia się, a może po prostu kiełkuje i pączkuje z niej wielość materii niby fraktale, w tym sensie że pojawianie sie i powielanie powstających form, i powiększających się form, sprawia wrażenie wzrostu, jak z nasiona wyrasta roślina a nawet całe drzewo, chociaż nic sie nie zmienia, a proporcje w przyrodzie pozostają takie same- to lepidło więc, jak sama nazwa wskazuje złożone ze światła, boskiej"poświaty' Świętowita, uszło w głąb [czyli do nieskończonego bezmiaru i głebi ]. Oczywiście aby zwyciężyć zaczęli się mnożyć, dzieci posiadające cechy upodabniające je do Czarnogłowa stawały przy jego boku, te zaś posiadające cechy Białobogi, walczyły po jej stronie, -stary mit pokazuje jak iluzoryczna jest gra przyziemnej opartej na niskich cechach i pobudkach aktywności, nieumiarkowanego, nadmiernego pożądania, chciwości, i gniewu, i działania przez ilość, kiedy to ona ważniejsza się staje od samej głębi i intensywności istnienia. Wielka walka trwała nadal na ziemi powstałej z bryły, i w zaświacie powstałym z bryi , oraz niebie czystym jak lustro bo zrodzonym z poświaty. Potem zaś po jej zakończeniu, rozpoczęła się praca nad zatrzymaniem oddalającej się w kosmiczne dale ziemi, i nadaniu kosmosowi ładu, stworzeniu na ziemi gór i wody , lasów zwierząt i puszcz. Taka sama walka trwała o niebo i o zaświat czyli Welę, aż zmęczeni bogowie postanowili odpocząć i zastanowić sie co robić dalej. Postanowili wykorzystać nieśmiertelną, żywą materie, jaka pozostała po stworzeniu świata przez Świętego Pana, zanim ten wszedł w transcendentny stan niedziałania , czyli zawił sie w KŁÓDŻ. Z tej materii stworzyli więc dziewięć potworów, które wkrótce obróciły sie przeciw nim. Jak pisze Białczyński, sklepienie niebieskie podtrzymywała Oś świata, tak zwana Osica, wyrastająca na górze Trzygława, niebo niskie, inne nieba, najdalsze na Przypórze Pierwni, na gwożdziu-Gwóżdzie Głębi, niebo głębokie, i Stórzaże Niebieskim, niebo wysokie. Potwory jak ciastka pożerały tęczowe mosty, rzucały niby śniegowymi kulami, górskimi łańcuchami, łamały drzewa świata, wypijały morza i niszczyły gwiazdy, wtedy zaniepokojony o losy świata Świętowit, wyszedł ze stanu transcendencji, i opuścił KŁÓDŻ, jak antyczny Atlas podtrzymując na swoich barkach świat, rękami rozszarpywał potwory, a dawny podtrzymujący świat, Wspór Świata, Przypór, Gwózd, Stórzar i Osica, który sie nieżle naruszył i nadwyrężył zamieniony został na Wierzchbe-Wiszbe [ albo inaczej Wiechę] opowieść o tym, jak ludzie zostali zerwani z drzewa, niezwykłego drzewa, bo nowego drzewa świata, podtrzymującego go , tak jak kręgosłup podtrzymuje, i utrzymuje w stabilnym stanie, ciało człowieka. Nowe kosmiczne drzewo posiadało srebrne liście i złote owoce, a w zależności od regionu były to złote jabłka, złote gruszki , lub złote żołędzie, a jego trzy konary i cztery wierzchołki podtrzymywały niebo, aby nie upadło na ziemię Stało dumnie na równinie Weli, a wyrosło z głowy grożnego potwora zabitego własnoręcznie przez ŚwiętoWita, Pana Prawa, -ten niebezpieczny i grożny potwór, o imieniu Podbój, miał odwagę połknąć fragment pierwszej podpory podtrzymującej świat, pierwszego drzewa świata. I z tego też nawiasem mówiąc, drzewa powstali pierwsi ludzie, a było to tak: Pan Swiętego Prawa, do kąpieli używał witek pochodzących z drzewa świata, a traf chciał ze upadły na Welę, tam też wiecznie walcząca i uzupełniająca się para przeciwieństw Czarnogłów i Bielboga zasadzili je w swoim przydomowym ogródku, na zagonach równin Weli, gdzie je podlewali i troskliwie pielęgnowali, połamawszy wcześniej na gałązki, a te następnie na patyki. Bielboga podlewała przyszłe dziewczynki, a Czernogłów chłopczyków, ale niestety zakradło sie do ich zagonów niedobre bóstwo Mór , i podlało je czarną wodą ze swojej czarnej studni . Rankiem gdy para przybranych rodziców zerwała małych ludzi z zagonu, okazało się że są śmiertelni, przenieśli wiec swoje przybrane dzieci na ziemie, do ich kolebki czyli Koliby, pierwszej siedziby Zerwańskich plemion [bo zerwanych z drzewa świata].....
[Maurycy skopiował także niemiłosiernie poemat autora "Światło", autor nie ma więc serca korektować tego fragmentu. Proszę o wybaczenie]
--------------------------------------------

- co do samej natury Boga, jak widzieli ją prapolacy, próbując odtworzyć znaczenie tego pojęcia za pocą słów, a konkretnie ich znaczenia, to samo słowo Bóg [ w staroirańskim Baga] oznaczało Żródło z którego wypływa wszystko co dobre,bogactwo, bohaterstwo, etc. -Z kolei ze znaczenia jednego z najważniejszych bóstw panteonu prapolskiego, słowiańskiego Swaroga -Swarozyca wywnioskować możemy, patrząc na znaczenie słowa, w staroirańskim oznaczające światło, blask [swar], a w staroindyjskim niebo [swarg], patrz tez na podobieństwo staroindyjskiego boga słońca Surji, -wnioskować możemy że prapolski bóg był przestrzenią, obszarem przejrzystym i ogromnym [ bezmiernym] jak przestrzeń nieba z którego wypływała świetlistość, albo po prostu SWIETLISTOŚCIĄ, emanującą z przestrzeni nieba niby słońce, co przypomina dość , wywodzące sie ze staroindyjskiej religii wierzenia buddyjskie , według których z przestrzeni wypływa, emanuje świetlista forma, a z niej dopiero materialne formy , a także z wierzeniami bonijskimi mającymi podobno związek z religią staroirańską, o czym oni sami mówią. Jeśli chodzi o Swarożyca to można tez zasugerować związki tego starego bóstwa ze słońcem i energią. W ogóle wiele starych prapolskie bóstw przypomina świętych strażników bonijskich, zasiadających na koniach i z bronią w rękach, co nie dziwi w przypadku indoeuropejskich nomadów i zdobywców którzy oswoili konie i wynależli nowe niebezpieczne rodzaje broni, tak mogli właśnie widzieć swoich świętych obrońców -strażników Ubożów porównaj z wierzeniami ludów prusów , wieletów i obodrzyców, gdzie spotykamy świetliste bóstwa , zwykle [podniebnych] wojowników i rycerzy, poruszających się na swych rumakach po bezmiarze nieba -także pochodzenie słowa święty i światło wydaja sie identyczne.[również sanskryckie swasti-pomyślność, po naszemu swarzyca, świetlista [promieniująca,]dająca blask ] -Tak naprawdę to trudno dziś z całą pewnością stwierdzić czy dane bóstwo było bóstwem opiekuńczym plemienia lub okolicy, bóstwem strażniczym czy po prostu boską emanacją transcednentnego Boga., i jednym z jego aspektów.Wiadomo ze w państwie wiślan wielką popularnością cieszył się Swarożyc, na pomorzu i dolnym śląsku Trygłów -różnie tez patrzą na sprawy stworzenia człowieka mitologie i religie, według prasłowańskich mitów ludzie zostali zerwani z drzewa przez Stwórce, Pismo Święte pisze, że człowiek został ulepiony przez Boga z gliny, to są oczywiście symbole, ale czym mogło być drzewo świata? Mogło być Drzewem Życia z zapisanymi wzorami wszystkich możliwych form istnienia, a Stwórca jedynie w akcie spontanicznego działania zerwał odpowiednie liście lub gałęzie i zrzucił je do swoich pomocników, pary przeciwstawnych bóstw, którzy 'zasadzili' je i zerwali gdy już te dojrzały, [ patrze ewangelia Św. Jana 'en arche, en o logos khai o logos , en pros ton Deon, kai Deos en o LOGOS..."] znacznie prościej by było gdyby Bóg wyprojektował być może nawet w jednej chwili całość życia na ziemi od prostej komórki do ludzi, co było by działaniem bardziej spontanicznym, mogło też być tak że ludzie stworzeni na obraz i podobieństwo, a więc w kształcie niejako krzyża [gdy staną z rozłożonymi rękami] zostali w tej formie od razu stworzeni, - czy Bóg w związku z tym jeśli w ogóle posiada jakąś formę, przejawia się, i może być wyrażany, wyraża sie właśnie w formie przypominającej krzyż złożony ze światła, lub bardzo przejrzystej strukturze-formie podobnej do kryształu? a w związku z tym cały wszechświat ma kształt 'antroposu' O interesującej teorii wspominał profesor Jacyna-Onyszkiewicz [teorii Darwina wnuka] , według niej cały świat powstał w jednym momencie, niejako wypromieniował z ludzkiego umysłu [świadomości ] podczas stworzenia człowieka [ mężczyzny i kobiety ciekawe są też próby swoistej sakralizacji kopców, Kopiec Kraka z co najmniej trzystu letnim dębem, rosnącym na jego szczycie, mógł być odtworzeniem doskonałego wzorca wszechświata zaraz po momencie stworzenia, czystego świata, nie splamionego jeszcze przez materialne działanie, chciwość i żądze, albo przynajmniej świętej krainy Weli z jej centralną równiną, i najwyższa góra w środku na której rośnie drzewo świata,, cała taka magiczna przestrzeń musiała być z pewnością odgrodzona i oddzielona od zwykłego otoczenia. panteon prapolskich bóstw Na szczycie kosmicznego drzewa, stojącego na najwyższym wzniesieniu wellańskich gór, porastających świętowitową równinę welli, w niedostępnym zamku Kłódż,-którego zaledwie makietą miał być słynny kopiec Kraka, tylko nieśmiałą próbą odtworzenia , odwzorowania świętego świata na ziemi aby ludzie mieli ją stale w pamięci, a więc na szczycie tego kosmicznego drzewa zamieszkiwał prapolski Bóg-Stwórca, Ojciec świata, Pan Świętego Prawa,...... Głównym bóstwem prasłowiańskiego i prapolskiego panteonu był Świętowit, zwany Świętym Panem, albo Panem Świętego Prawa, dlatego że stworzył ziemie, niebo i prawa rządzące światem. Bóg to raczej nie posiadający cech materialnych i przejawiający skłonności do kontemplacji i niedziałania, a przez to do przebywania w stanie transcendencji, on też to stworzył parę przeciwieństw działających między skrajnościami, czyli system dwójkowy , jasne-ciemne, aktywne-pasywne, żeńskie-męskie, kobietę i mężczyznę, a świat dziejący sie pomiędzy tymi dwoma napięciami stawał się dopiero aktywny, przepełniony znaczeniami nabierał barw i kolorów, -tak przynajmniej widzieli Boga Ojca Stworzyciela nasi przodkowie. Inne główne bóstwa panteonu były prawdopodobnie -tak należy przyjąć, aspektami, emanacjami tego transcedentnego bóstwa, a do najważniejszych należały obok wspomnianej wyżej małżeńskiej pary Trygława [zwanego też Czronogłowem] i Biełbogi , Perun, Swarog-Swarożyc, bóstwa związane z rodem i rodziną Rod i Rodzanna, -bardzo ważne dla naszych praprzodków emanacje ŚwiętoWita, najbardziej popularne w danym regionie albo plemieniu, także w jednym miejscu, w państwie wiślan na przykład takim głównym bóstwem i bóstwem opiekuńczym państwa wiślan i Krakowa, był Swaróg-Swarożyc, prawdopodobnie jedno bóstwo , ale ze wzgledu na tabu wymawiany w formie zdrobniałej, syn, synek, tak jak formą tabu było imię niedżwiedzia , nie wymawiane, a zamiast niego preferowane zdrobniałe misio, na wschodzie miszka,-niedzwiadek. Święty ptak Swaroga-Swarożyca, biały orzeł, był symbolem , herbem miasta jak i ziemi . Innym głównym regionalnym aspektem bóstwa pod którego postacią czcili Świętowita mieszkańcy ziem dolnego śląska i pomorza zachodniego był Trygław, ze swoim świętym zwierzęciem, dziką świnią, czego ślady do dziś odnależć możemy w herbie miasta Świdnicy, nazwach miast i rzek, Szczecin, Świna. Główne bóstwo plemienia lub regionu nie musiało wcale być bóstwem opiekuńczym miasta , obfitość występowania Gryfu w herbach pomorskich każe nam przypuszczać że Gryf był strażnikiem, bóstwem strażniczym i opiekuńczym miasta, albo nawet całego regionu niezależnie od czczonej emanacji głównego boga pod postacią w tym wypadku Trygława-Trzygłowa. Mniej niestety wiemy na temat lokalnych odmian regionalnego kultu wśród mieszkańców Mazowsza. nie wiemy tez czy na przykład stary herb Warszawy przedstawia jakieś opiekuńcze strażnicze bóstwo wodne, -choć tak na pewno należy przyjąć ze względu na starość przedstawienia herbowego, ponieważ herby miast symbolizowały zwykle dawnych opiekunów i strażników , jeśli nie główne bóstwa, pod warunkiem oczywiście że nie były znakami herbowymi*, dawnych właścicieli, których znaki herbowe dla odmiany pochodziły ze starych znaków własności, którymi rodziny i rody znaczyły terytoria, a które to przechodziły na następców, dziedziczone wraz z własnością [ są także teorie mówiące o wywodzeniu się starych rodowych herbów z run, jest to dosyć prawdopodobne* zważywszy na częstą obecność wikingów obok słowian, i ich współdziałanie, a występowanie w dość znacznym stopniu znacznika R1a u ludności skandynawskiej z którą to wikingowie chyba sie stopili w największym stopniu, świadczyć może o słowiańskim pochodzeniu wikingów. W każdym razie możliwe są następujące sytuacje: wikingowie byli słowianami którzy przejęli język i kulturę pólnocnogermańską, dwa: byli ludem pośrednim pomiędzy słowianami a germanami, trzy: ludem mieszanym, gdzie ludność germańska i słowiańska mieszały sie ze sobą i stapiały, - patrząc też na obecność znacznika R1A , i jego pozostałości po wikingach wśród skandynawów, prawdopodobnie wikingowie obok prapolaków[lechitów] byli w najprostszej lini spadkobiercami praindoeuropejczyków wielkich budowniczych i założycieli cywilizacji indyjskiej, chińskiej, perskiej , greckiej... Dużą role odgrywały także bóstwa rodu, rodziny i rodzenia, święci strażnicy domostwa, miejsca lub terytorium, czyli "będący u-Boga" [ to znaczy blisko boga] Ubożowie. Duże znaczenie miały bóstwa związane z rodem, rodziną i rodzeniem, Rod i Rodżanna, odpowiedzialni także za prawdę, czystość, i jasność myśli , Łada bóstwo prawa, i Prowe prawdopodobnie stare bóstwo urodzaju i rolnictwa którego kult zdawał się juz w tamtych czasach zanikać, oprócz tego ważny w krajach bałtyjskich Perun, Pogoda, bóstwo harmonii i równowagi, oraz Żywia. Wieczne pulsowanie świata, i związany z nim cykl narodzin, wzrastania, i śmierci, przypomina niekończący się rytm. W tym rytmie świata, i jego wiecznym pulsie, zmieniają sie pory roku , jedna przechodząc w drugą, a według Białczyńskiego cały ten cykl przemian podzielony jest na cztery części, Dwa razy w roku miały miejsce Wielkie Łowy, i dwie Wielkie Bitwy, sił jasności i dobra z siłami ciemności i zła , podczas to których jedna ze stron usiłuje zwyciężyć i pokonać drugą, Dzikie Łowy odbywają się od 20 do 26 czerwca, a Wielkie Bitwy od 20 do 26 marca i 20-26 grudnia, wtedy to siły jasności i ciemności mogą sie wykazać i osiągnąć władzę nad światem, ale jak dotąd te mordercze zapasy pełne zapału i krwi nie doprowadziły do zwycięstwa jednej ze stron , a pomiędzy nimi utrzymuje sie jak na razie stan równowagi. Dusze ludzkie przynajmniej niektóre odradzały sie i powracały na ziemie, choć zazwyczaj przebywały tam gdzie ich było miejsce, dobrzy, których przewaga uczynków dobrych nad złymi dominowała przebywali w raju, nawi szczęśliwości, lub spokoju [ raju wielkiej ciszy Ciszycy], a grzeszni, u których przeważała liczba uczynków niedobrych, i generalnie dominowała w nich ciemność trafiali do piekła , czyli smoczej nawi, niemniej jednak dusze czasami mogły opuszczać nawę, i to bez przymusu narodzin i przyjęcia [materialnego] ciała , -wskazywać to może na wiarę w reinkarnacje czyli wędrówkę dusz przez naszych praprzodków, przynajmniej w czasach dawniejszych. Pamiętać należy że istniały różnice w wyznawaniu religii przez prasłowian , ja skupiłem sie na widzeniu i pojmowaniu religii przez naszych przodków lechitów, a jeszcze bardziej przez mieszkańców dawnego państwa wiślan i dolnego śląska, oraz zachodniego pomorza. -Kilka z naszych prapolskich bóstw opisałem juz wcześniej, a więc nie będę robił tego po raz kolejny, po prostu zapraszam do przejrzenia moich prac ---------------------------------------------------------

*herby i godła zwykle nawiązywały do głównych bóstw opiekuńczych danego terytorium [ Gryf pomorski, Świdnica , głowa dzika], albo też bóstw strażniczych [orzeł święty ptak Swaroga, najpierw herb Krakowa i wiślan, następnie Polski, Perun jako znak Pogoni Litwy i Perun [ lub Swarożyc ], główne bóstwo, a następnie herb "totemowy Pahoni, patrz tez popularnośc symboli związanych z bóstwami starżniczymi, Ubożami, w naszym obszarze kulturowym, jak na przykład Orzeł zbrojny, Gryf zbrojny,... ], obok prywatnych znaków własności w herbach, możliwe jest też występowanie "prasymboli"- run, takim prasymbolem, "runą" może być herb rodziny Boreyko swarzyca, obok takich prasyboli możemy też doszukiwać sie pradzwięków, jednym z łatwiejszych pradżwięków jest "r" obecne na przykład w słowie watra, gorąco, gwar, chrzest, swarzyca, swar, "w" wiatr, wieje,wicher,..... [niektórzy tworzą z tego nawet religijny system, doszukując sie specjalnych znaczeń w pradzwiękach, jak na przykład hindusi, buddyści i boniści, podobnie przynajmniej w ostatnich czasach stało sie modne wyszukiwanie i może nawet nadawanie znaczeń prasymbolom, -runom,] -przeczytaj koniecznie, obok oczywiście niezwykle ciekawej pracy pana Białczyńskiego, "Kosmoteologię" profesora Jacyny-Onyszkiewicza, tu już kosmologia widziana jest z pozycji religii chrześcijańskiej. [uff! ]




0 2008-01-15
Mordercy na plebani

Zbrodnie na plebani, rozmyślał idąc ulicą Staś. Dlaczego ja nie mógłbym pisać książek -przecież większość moich znajomych pisze wiersze albo książki. I miał nawet pewien pomysł gdy póżno-wcześnie wrócił swoim zwyczajem do domu, jego ukochana Ludka spała, a włączony telewizor chodził dalej. Stanisław robił dla siebie kolacje i słyszał jak w wiadomościach mówili o brutalnych napadach na plebanie i morderstwach na gospodyniach księży. Pod wpływem usłyszanych w radiu informacji wpadł na pomysł że napisze powieść kryminalną o morderstwach na plebani -a gdy usłyszał jeszcze o dziwnej historii, człowieka uznanego za zmarłego który musi udowodnić przez władzami że żyje, i wystąpić o akt przywracający do życia, wiedział już że połączy oba wątki, chociaż nie wiedział jeszcze jak.
Pomyślał też że może grupa stworzy portret psychologiczny przestępcy co ułatwi mu prace. Ale stworzenie takiego portretu nie było dla grupy łatwe, działania bowiem, jak i myślenie jej przedstawicieli charakteryzowało się bowiem niezwykłym wprost wyrafinowaniem, i zrozumienie człowieka zabijającego siekierą drugiego dla paru groszy zupełnie nie było dla nich zrozumiałe - Chodzi po prostu o inna mentalność, zrozum nas – mówił do niego Bee, kiedy Staś poprosił o pomoc. Zee zarządził tymczasem zebranie całej grupy, i odwołał akcje poszukiwania tożsamości klientów, ponieważ niektórzy z członków grupy nadmiernie zaczęli się wczuwać w swoich klientów i on zwyczajnie bał się, aby nie mieli problemów z osobowością, i nie tracili co ważniejsze kontaktu z rzeczywistością. Zrezygnowany Stanisław w sprawie powieści poszedł do Maurycego. Któż mógł bowiem bardziej pomóc niż jego stary i wypróbowany przyjaciel?
Zapomniałem dodać. We śnie Wiosny, twarz tego wyglądającego złowieszczo człowieka, była złota, i nie tylko jej usta ale cały dół i nos. I nie był to jak niektórzy może myślą, Józef Stalin, nie był to także Midas .

....A stary wypróbowany przyjaciel, Maurycy, pisał w tym czasie, a w przerwach chodził po pokoju, palił paierosy, rozmyślał, to znów rozmawiał ze sobą
i wyglądało to tak:
..... warto przy okazji prześledzić występowanie R1a, "tego swoistego genu zdobywców" lub nomadów, na terenie Niemiec wschodnich. Jako że R1a jest dominujący wśród ludów słowiańskich, a najbardziej zaś wśród polaków, z tego więc możemy wnosić że był [jest] dominującym genem wśród wszystkich lechitów, i dzięki temu możemy ustalić na ile ludy lechijskie przejęły język i kulturę niemiecką, a na ile stanowią wynik mieszaniny z migracją ludności niemieckiej na wschód. Przeglądając nawet pobieżnie wyniki badań mogę powiedzieć że tak. Przy okazji, nieszczęsny Adolf mylił się i to bardzo, najbardziej indoeuropejskim i przez to aryjskim ludem są Polacy [obecność indoeuropejskiego genu R1A, jest w naszej populacji największa, bo dochodzi do 60 procent], następne w kolejce są inne ludy słowiańskie [ do około 40 procent] "wikingowie", i dopiero dalej zachodniacy, obecność YM17 wśród ludności polskiej, i wschodnioeuropejskiej jest także wyższa niż na zachodzie, gdzie zdaje się dominuje M73.

Czy zachodni europejczycy wymieszali sie więc z jakimś innym ludem, nieindoeuropejskim [C.M.], obok znacznej domieszki arabskiej na południu? -W innej sprawie biedny Adolf mylił się także, i to bardzo, obecność błękitnych, oraz zapewne szarych i zielonych oczu, pokrywa się z śladami występowania neandertalczyków, także my "indoeurpejczycy" jesteśmy wymieszani z neandertalczykami, i to bardzo, a patrząc na zdobycze cywilizacyjne "i.e". nie byli wcale takimi prymitywnymi "ogniwami pośrednimi" Zamierzam o tym więcej napisać w przypisach do swojego "Niezbędnika polskiego", a więc nie będę sie nad tym teraz rozwodził, tam też odniosę sie do hipotezy pani Mariny Gumbatus, i związku występowania R1a i kurhanów z Grobami Starego państwa wiślan, i hipotetyczną "Aryaną Wedzą" owym słynnym już "magicznym trójkątem", jak to miejsce niektórzy nazywają, pomiędzy Kazimierzą Wielką, Stradowem, Wiślicą a Krakowem, albo szerzej pomiędzy pasmem gór świętokrzyskich a Krakowem. Co jeszcze, aha, występowanie R1a zdaje sie pokrywać w dużym stopniu z alternatywną cywilizacją północną [wikingowie i słowianie, polska, kraje bałtyckie, Czechy i Słowacja, migracje na tereny północnej Francji i wyspy musiały ten odsetek znacznie zmienić] -Co do obecności "kurhanów" - praktycznie jako jedyni zachowali w swoich miastach "kurhany" wiślanie. Kraków jako jedyne duże miasto w europie zachował te przedłużenia kurhanów jakimi były kopce, a może od zawsze wielkość i liczba kopców krakowskich była dominująca na tle innych miast i miejsc europy, i tak charakterystyczna jak inne "obiekty-megality" dla środkowoeuropejskiej odnogi kultury Stonhejdz, a ich liczba i wielkość mogły świadczyć o randze tego miejsca w dawnych czasach [prasłowiańskiej lub indoeuropejskiej "Kolibie"? A.W.?],czymś dla indoeuropejczyków tak ważnym jak dolina królów dla egipcjan, wymagających "zaznaczenia"i wyodrębnienia.

GEN ZDOBYWCY I NOMADA, cd ____________________________
zwany też "genem budowniczych cywilizacji"

-badania nad występowaniem znacznika R1a prowadzą do szokujących rezultatów, z których wynika że przodkowie zachodnich europejczyków nie wzięli udziału w naszej indoeuropejskiej przygodzie oswajania konia i podboju ziem centralnej azji, a w związku z tym zakładania cywilizacji chińskiej [przez inów] indyjskiej [ arjowie] perskiej, hetyckiej i greckiej, ponieważ oddzielili sie od naszej wspólnoty praidoeuropejskiej wcześniej. Mają tez niestety zmniejszoną domieszkę cech neandertalskich*, w przeciwieństwie do nas, o czym świadczy rzadsze występowanie jasnych, niebieskich , zielonych i szarych oczu, a także ciemniejsza, 'oliwkowa' karnacja skóry, -neandertalczyk był biały, jasnowłosy i niebieskooki, jego krewniak C.M. 'żółty' Co do mieszkańców wysp, Grecji i może Rzymu, być może zmieszali się z jakąś gałęzią lub odnogą cromagnon, już póżniej, albo co bardziej prawdopodobne zmiany te nastąpiły w wyniku migracji i asymilacji ludów przybyłych*, pewne bowiem jest że byli bardziej spokrewnieni z ludnością słowiańską, bałtyjska i skandynawską [wikingami] niż z "zachodniakami", dla których bardziej reprezentatywny jest R1b. Zobacz tez teorie kurganów,wilnianki, pani Mariny Gumbatus która prowadząc badania nad ludnością indoeropejską użyła w nich jako znacznika genu zdobywcy i nomada, R1a, oraz oparła swoje badania na występowaniu kurhanów, i badaniach językowych Zobacz tez praca E.Trinkhausa z uniwersytetu w Sant Luis na temat mieszania sie i krzyżowania C.m. i Neandertala, odkrycia w portugalii i chowracji, Co do ciemniejszej karnacji skóry mieszkańców zachodniej i południowej europy zawdzięczają ja żółtemu C.m. jeśli chodzi o wielkość mózgu i czaszki u różnych narodów europejskich, jak i badań porównawczych odnośnie wielkości czaszki nie znam wyników badań[ Neandetral miał większą czaszkę i mózg].Sam takie badania w okolicach największych wiślańkich mieścisk, i kopców, w niewielkim zakresie prowadziłem, podobnie jak w większym badania nad występowaniem R1a w okolicy kopców i mieścisk wiślan. Północnej i środkowo-europejskiej cywilizacji megalitów wcale nie musiała budować jedna spokrewniona ze sobą społeczność, w każdym razie występowanie wśród nich neandertalskiego znacznika jasnych oczu i włosów, oraz jeśniejszej karnacji skóry jest tak powszechne jak w skandynawi i srodkowej europie, mała ilość znacznika R1a czyli genu nomada i zdobywcy spowodowana jest prawdopodobnie migracjami i asymilacją przybyłych tam ludów. Znaczna też część posiadaczy R1a mogła wywędrować do koloni, W skrócie możemy powiedzieć że mamy do czynienia z dwoma warstwami, pierwszą rozlokowaniem genetycznym N i C.m. w różnych proporcjach, drugą w rozlokowaniu genu nomada i zdobywcy R1a i zachodniego R1b oraz YM17 i M73 , i w związku z tym z 'dwoma' narodami europejskimi, jednym północno wschodnim do którego zaliczyć należy słowian, bałtów, skandynawów i w jakimś stopniu mieszkańców wysp, i drugim, południowo zachodnim, u których z kolei dominuje R1b, i M73, ciemniejsza karnacja. Pod uwage wziąłem: obecność genu nomada i zdobywcy z jednej strony, znacznika neandertalskiego karnacji skóry, jasnych włosów i oczu, i po trzecie, występowanie cywilizacji megalitów. Jeśli chodzi o antropologiczne cechy Nea[ndertala]może to wyglądać inaczej Odnośnie tekstu, należy pamiętać że geny nie determinują człowieka, religia, wolna wola i kultura w jakiej żyją ludzie są czynnikami ważniejszymi
Następnie: istnienie genów wcale nie zaprzecza istnienia Pierwszego Poruszyciela, wręcz przeciwnie *ludy europejskiego południa mają też sporo cech neandertala, bardziej są to cechy antropologiczne. Znowu znaczna część mieszkańców środka i północy europy ma zgoła nie neandertalski podbródek. * Jeśli chodzi o Grecję, sprawa jest prosta, po wywędrowaniu większości greków na ich terytoria przybyli śniadzi sąsiedzi ze wschodu i południa. Również na wyspy odbywały sie migrację, i to już od dawna, początków naszej ery. Co do pochodzenia Rzymian, nie będę się wypowiadał, bo po prostu nie wiem.
i widział siebie i swoich przyjaciół jako indoeuropejskich zdobywców, wojowników, i budowniczych wielkich cywilizacji, z genem nomada i zdobywcy, a w jego śnie, bo już zdążyć zasnąć , wojownicy wolnego rynku, wojownicy sarmaccy, i indoeropejscy zdobywcy na swoich rydwanach i koniach byli jednym i tym samym, po nocnym Krakowie pędziły rydwany, a po ulicach spacerowali dawni królowie..... .




Skok na naszą klasę
...przy okazji, miałem nie pisać o tym ale sprawa robi się powoli głośna, i od kilku tygodni niektóre, głównie mniejsze portale internetowe ostrzegały przed nierozsądnym ujawnianiem informacji o sobie w internecie, a konkretniej w miejscach typu "nasza-klasa".
Z początku uznaliśmy zabawę w "naszą klasę" za niegodną "poważnych" krakerów, ale po dłuższym namyśle postanowiliśmy jednak zabawić się wesoło, i ukarać kilku najmniej przyjemnych kolegów szkolnych i nauczycieli dając im nauczkę, a jak to powiedział Bee "udzielając im nauk", czyli utrzeć nosa kilku niegrzecznym chłopczykom którzy nam weszli na odciski.

"Nasza szkoła" została ukarana.
Faktycznie nie macie pojęcia jakie informacje o sobie, ujawniają niektórzy idioci i kretyni, którzy mogli by się publicznie rozebrać do naga, gdyby tylko ktoś na nich zwrócił uwagę.
I tak po dłuższym namyśle i przeglądaniu zdjęć i danych dokonaliśmy selekcji, wybraliśmy nie zbyt miłego o trzy lata starszego kolegę szkolnego Babci pewnego "sportowca", który teraz jest "biznesmenem" Potem znależlismy jednego z nauczycieli Stanisława który w dzieciństwie nazywał go słodka "ciężką artylerią", albo "Grubym Działem" I strzeliliśmy w niego grubym działem, aby jego słowa nie poszły na wiatr i okazały się prorocze. Potem znależliśmy pewną nauczycielkę która dość niesympatycznie odnosiła się do jednej z naszych koleżanek szkolnych, nienawidziła ją za to że niestety była ładna. Postanowiliśmy tez ukarać jednego kolesia który był bardzo niegrzeczny wobec innej naszej koleżanki, zresztą bardzo skromnej dziewczyny
- Niechaj surowa ręka sprawiedliwości ukaże ich - powiedział Beebi, a ja odpowiedziałem - żekłeś - po czym po chwili dodałem - i tak się stanie- I tak się stało.
Przy okazji, skopiowaliśmy masę cennych informacji do naszego archiwum "x", a część udało nam sie sprzedać na giełdzie
Pozmienialiśmy też trochę informacji, o naszych najmilszych przyjacielach z dzieciństwa i szkoły, co stało się przyczyną kilku zabawnych problemów.
Zee, tez ukarał jednego kolesia, który poderwał mu kiedyś pewną dziewczynę, prawie sprzed nosa. Jak go ukarał, pytacie. Robiąc po drodze masę bałaganu w jego urzędowych papierach, od Zusu poprzez inne. Chodzenia człowiek będzie miał sporo w najbliższym czasie, i nie będzie się nudził.
Aha, byłbym zapomniał mała prośba, proszę uważajcie naprawdę jakie informacje przekazujecie innym, i co sie może z nimi stać, to może być niebezpieczne.

Druga dla zupełnie początkujących krakerów, nie krakujcie ze swoich domowych komputerów jeżeli jest to możliwe! Nie przechowujcie też danych o klientach w waszych domowych komputerach na dyskach.
Każdy początkujący kraker, idealnie powinien mieć drugi komputer specjalnie do tego celu, i najlepiej stary samochód,
pracując w dwójkach, jeden z nich powinien powoli jechać autem a drugi pracować najlepiej na jakimś starym laptopie, szukając za pomocą anteny nie zakodowanych pasm internetu i gorąych punktów, jakich jest w każdym większym mieście co najmniej kilka.
Wtedy warunki pracy są komfortowe, my na przykład podczas zabawy w naszą klasę jeżdziliśmy autem do Tyńca i z powrotem niedaleko naszej kwatery głównej.
Przy okazji osiągnęliśmy inne wymierne korzyści z naszej klasy, znależliśmy koleżankę pracującą w banku, i kolegę całkiem zdolnego informatyka pracującego przy zabezpieczeniu danych osobowych klientów banku, a muszę powiedzieć że rozmowy jakie prowadzimy są obiecujące, bo gdyby nam się udało skłonić ich do współpracy, była by to rewelacja! żeby nie powiedzieć BOMBA!
Pod wpływem uniesienia, i a pewnie dzięki sukcesom odniesionym przez nas, Bee napisał wczorajszej nocy wiersz...
Krakuj więc krakerze miły,
włączaj najpierw dla dobrego nastroju muzykę,
na przykład Radioaktywność zespołu Kraftwerk
ona ukołysze cie, i płyn jak Odys po oceanie świata ,
bądż Odysem dziś z trojańskim koniem sztuczek za plecami czy widziałeś Upadek powiedz mi, ten człowiek nie zrobił nic złego, on tylko chciał spokojnie przejść ulicą, i miał do tego prawo! powiedz mi, ten człowiek nie zrobił nic złego, on tylko chciał przejść przez ulicę,

zrozum mnie

szedł by zobaczyć swoje małe dziecko,

ale oni nie pozwolili mu,
nie pozwolili mu, a on tylko chciał zobaczyć swoje dziecko
nie pozwolili mu Wiec pytam cie, czy widziałeś wczoraj w telewizji Upadek?

Człowiek już nie ma sił by iść, ale czy pozwolą mu ....

Krakuj więc Krakerze miły, dopóki masz siły żeby iść

Zakończenie.
wkrótce urodziła sie Nadzieja, córeczka Wiosny i Zee, mały wcześniaczek niezwykle podobny podobny do Wiosny, a zaraz po niej i Miłość. Miłość był małym pogodnym chłopczykiem wagi nie większej od swojej starszej o godzinę siostry Nadziei.
Koniec.
"HACTiWIZMO" powieść. autor Zee Jop "Cyberius" ostatnia aktualizacja 21.03.2010 godzina 18.30