Dramaty1

dramaty
raczej wcześniejsze
Walerian Łukasiński
Tadeusz Rejtan

Szlisselburska twierdza, pomieszczenie więzienne



WALERIAN ŁUKASIŃSKI

duch STAŃCZYKA

STRAŻNICY

NACZELNIK więzienia

LEKARZ

i INNI

słychać “Etiudę rewolucyjną” w tle

Naczelnik więzienia rozmawia z lekarzem

SCENA PIERWSZA



siedząc przy stole naprzeciw siebie, pomieszczenie urządzone bardziej niż skromnie, a krzesła stare i zniszczone podobnie jak i stół

NACZELNIK -chodzi w tą i z powrotem, czy coś da się zrobić w tej sprawie?
LEKARZ- nadzieja jest niewielka, nikła, przeżył w celi lat kilkadziesiąt, to prawdziwy Wallenrod. Cztery powstania go minęły, głowy królów spadały, i korony po ziemi toczyły się.
Dostał leków w każdym razie. I wola nie maleje, choć ciało, cóż, słabe już, i milknie.
NACZELNIK -Medyku, opatrzcie jeszcze rany, zmieńcie dietę, może częściej pomieszczenie kazać wietrzyć
LEKARZ- zobaczymy co się da jeszcze zrobić, [mówi i odchodzi].

SCENA DRUGA
w celi Walerian sam. “Symfonia z fanfarami” w tle cela urządzona więcej niż skromnie , ale jest jedno krzesło na którym można usiąść, usiądzie na nim Stańczyk, oprócz tego w rogu znajduje się łóżko przykryte jakimś ciemnym kocem. Walerian skuty łańcuchami może jedynie stać lub leżeć. Mówiąc “siedzę”, mówi tak tylko
WALERY ŁUKASIŃSKI- siedzę i czekam, i nikt nawet nie wie gdzie. Szkoda że nie spotkałem Stańczyka, mój bunt jako czysty impuls miałby sens, słomiany ogień i zupełnie wypaliłby by się pusto, taką wielką pustką i żalem, na marne poszło całe moje życie, i mój bunt Tyle szkół i miast mogłem zbudować, ale Stańczyka nie zdążyłem spotkać.
STAŃCZYK [duch jego pojawiający się, który usiądzie na krześle] -szkoda że Łukasiński na mojej drodze nie stanął, bo bunt szlachetny, ale pusty, jest jak Lucyfera płomień, płonie na nic. Na tym ogniu garnka nie postawisz, obiadu nie ugotujesz, nie ogrzejesz dzieci, tylko niespełnione życie pozostaje, nasi możni patrioci. Hej Dębicki bracie , ile lat miałeś, jak twoje życie gasło, a dusza szła do nieba, w trudzie i kurzu, bo je przerwał miecz.
“Symfonia z fanfarami”
dalej twierdza, Walerian, jakby mu przybyło sił, mówi głośno i prawie przemawia w uniesieniu, ożywiony żeby nie powiedzieć rozpalony i w gorączce

WALERIAN-Hej Polacy do szabel! Do broni, i na konie, przywróćmy utraconą Nomos. Na Zawiszę Czarnego! Na Monumenta Sarmackie, zakręćmy kołem rycerskim! Do walki, do broni, każdy kto ma kosy i szable. Dębiński gdzie jesteś panie szlachcicu, i ty, panie Starowolski, objaw nam się, w sarmackiej krasie, z Marsem który zawsze nam sprzyjał, i był zawsze po prawej stronie.

A ja będę rwał łańcuch w tym momencie próbuje zerwać łańcuchy na swoich rękach, i szarpie się z samym sobą ,
-ja Prometeusz do końca, jam polski szlachcic w którego żyłach płynie krew, a nad głową pan Bóg, jak tarcza, świeci prawda.
Świat. Herostratesy, wy i buntowniki, wiedzcie to!



Duch STAŃCZYKA w stronę widowni - Szymon Marcjusz, Jan Łaski, Imci moi są kamraci, A W STRONĘ ŁUKASIŃSKIEGO a ty panie kim, bo ze szlachcic polski, widzę panie bracie. Ja przyjaciół lubię mieć. Ale przez rozum przepuścić wcześniej sprawę, żeby przeszła, a nie gorąco

Gorące mężne serca to tak, ale do pary z zimną głową. Ja mam lód na czole, ale w sercu płonie ogień, jak duch święty, i pokazuje światło w drodze.

Kronikarze złych wiadomości, różne rzeczy mówili o mnie, ale posłuchaj:

Stary miał za ciepło, poowijany w pieluchy cały, i tron koło pieca stał. . „Va bene”, nie ruszaj, i w systemie zaczęło gnić i rozkładać, psuć się od tego ciepła i bezruchu i nie wietrzonego powietrza.

Bo musisz mieć ogień i powietrze, a wtedy wszystko zaskakuje, a inaczej marnieje, a po drugie Zygmunt, Zygmunt, to imię, imię dla króla? A Waza? To micha królewska, ale michę nosić, nosić, przenosić statek i stolice do puszczy, i w dziewiczy zakątek?
Słychać rozmowę strażników na korytarzu
STRAŻNIK PIERWSZY- no to flaszka, w imię rewolucji socjalnej pyk
STRAŻNIK DRUGI-Rabuj własność pod osłoną nocy, i mów im, że wolność mają, ale bez własności, że nie ma gdzie postawić nogi, drobiazg.
STRAŻNIK PIERWSZY-republika socjalna w nas, a reszta, resztę otacza krata, kratka.
STRAŻNIK DRUGI-pociotku, wypijmy, hej ho
STAŃCZYK [w celi Waleriana] -już gdańszczanie łódkami do Warszawy płyną, desant robią, ciemno sprawy widzę i galeria postaci z wąsami, magister populi się zjawia, my z kraju stojącej hutami

a ty tu chamie, po co tu, nic tu do nas, sio mucho, kuro, idż do ziaren lepiej, albo do Kanady wyjedż tam lepiej

STAŃCZYK dalej- Chocholenie, chocholenie, krzyki, ryki, na grubego zwierza polowanko małe ,bez nagonki i bez fuzji.

Ale chamie, a mówi to jakby w stronę strażników z wody mózgu nie zrobisz, i z mózgu wody też nie da rady, nie wyciśniesz nic wody w piasek pustyni, i żadna nowa roślina nie wyrośnie. Ach pajdosy, pajdoski. Pajdum pajdorum, Pajdearum. Teraz zaczyna mówić do Łukasińskiego, obracając się powoli w jego stronę

Tłuste grube gęby, wymazane smalcem i dżemem, do polityki nie nadają się Panie, Łukasiński, szable wznieśmy, sarmacką broń, zbrojne ramię nas.
ŁUKASIŃSKI- Wiesz, że stwierdzenie to retoryczne, a ja w kajdanach mogę jedynie dzwonić, takimi łańcuchami związali mnie, żebym przysięgi dochował.
[na korytarzu śpiewają strażnicy, co jednak w celi słychać]
STRAŻNICY-My jesteśmy Widzimisie Widzimisiowie
[Stańczyk i Łukasiński zdegustowani wypowiedziami strażników]
STAŃCZYK- Chamum chamorum, bezkształtne bydle bez formy, ani twarzy, u niego mieszka. Bo to meduza.
ŁUKASIŃSKI-Wąsata meduza, prowadzona przez gawiedzi tłumek
STAŃCZYK-Motłoch
ŁUKASIŃSKI-jak szczurołap, uwiódł głupców, miłą dla ich serca muzyką, i prowadzi na zatratę.
STAŃCZYK- Ślad takiej meduzy ze Szwecji, przecież to bydle nie tresowane, bez formacji. W szkole nie bywałe. Chamie precz, bo szabla to szlachecka broń, tobie nawet butów naszych czyścić nie wolno. Precz.
ŁUKASIŃSKI-Chytre to takie, sama chytrość i przebiegłość, tam nic więcej nie ma, tylko jak złowić kolejną rybę
STAŃCZYK- Jeszcze narodu się wyrzeknie, i państwa, w zamian za mgliste obietnice, utkane ze mgieł ,przez pana dukatów. Sakiewkę pełną grosiw, w obietnicy
ŁUKASIŃSKI- mglistość, mglistość
STAŃCZYK- Niejeden matkę sprzeda, i ojca, za trochę grosza. Tyś nie wiedział, że tak jest panie Walerian?

Tłusta chciwa gawiedż, wybiera sobie podobnego na króla, papierowe korony im nakłada na głowę, bo tak jakby patrzyła w lustro, widzi siebie i myśli, ze to on rządzi, i jest panem świata nieszczęsny, i wodzem, chory od podniecenia.

Och panie Walery, szkoda kutwić i mantyczyć, ale chytre są te psy, i patrzą, co by tu skorzystać na innych albo ukraść. Na targ by zawiedli ojca i dziecko na powrózku, za garczek by brata sprzedali. Nie widziałeś takich rzeczy, a tyś młodo do twierdzy trafił.



ŁUKASIŃSKI-tak poza twierdzą i kołyską ja świata nie widziałem
STAŃCZYK-ty jeszcze nie wiesz, że za wolność naszą i waszą, na Haiti wytłukli trochę murzynów, a Hiszpanom dali bobu. Na koniku bujanym poskaczesz i pokrzyczysz, wyżyjesz się bracie, a potem poleżeć można, i tak znów. Powstań, pokrzycz, padnij
ŁUKASIŃSKI-naprawdę
STAŃCZYK-Ja mam lód, w środku głowy, i na czole. Sam widziałem, Wokulski sznurkiem cara nie porwał, i rewolucji nie zrobił. My prawolucje wolim. Lewo nie, ani na lewo. W tył na prawo, i potem w przód na prawo.
ŁUKASIŃSKI-ja zawsze chciałem płomieni, i podpalić świat, żeby zajaśniał.
STAŃCZYK-jak Prometeusz i Syzyf jesteś. Czy może jak Herostrates, podpalacz świata i buntownik. Byli tacy kozacy, co stepy podpalić chcieli, i jeden pan wielki, Jarema, Wołosz i Rusin, który chciał bogom równy być, a drugiego człowieka miał za nic..

Ja tam zwyczajny lubię być, i sprawę wziąść po kolei, wieczorem przyjść, bez rozgłosu. Nie żebym bał się walki, mój drogi Józef Szujski, też był w powstaniach, tak jak Traugutt, ale ten patrzy na sprawę, jaka sprawa, i co warto, a co trzeba zrobić, która rzecz stoi, i po kolei. Nie z murgrabią nie stoję za bardzo, i w wielkiej komitywie nie jestem. Józef co innego, a szyja u niego żadna. Po co nam Syzyf i Prometeje. Z kamienia Syzyfa domu nie zbudujesz, z jego ciężkiej pracy, pożytku nie ma. A język Prometeja przeszkadza sąsiadom w nocy spać.
Bogowie znają losy, i wiedzieli jak ma być.
ŁUKASIŃSKI-moja droga głupia co mówi ze smutkiem



STAŃCZYK-nie głupia, ale warz cele bracie, i skutki, myśl więcej i szukaj przyczyn. Nie tylko szczera chęć. Ale dom zbuduj najpierw i drogę. Studnie wykop. Nakarm konie, a o zdrowie zapytaj żonę i dziecko, i czy mają co jeść. A ty, jak tam, bez miski i w chłodzie, dobrze ci?
ŁUKASIŃSKI-ja kajdany chciałem zerwać, łańcuch który spętał nasz kraj.
Stańczyk-Nie wiedziałeś że w głowie były?
ŁUKASIŃSKI-W głowie, i poza głową też
STAŃCZYK-raz walczyć, a raz budować, pracować i spać, sztukę oglądać, i liczyć dukaty w kieszeni, chodzić do szkoły, i na spacer, myśleć i czuć, a nie tylko czuć.
ŁUKASIŃSKI-Ja nie tylko myślę
STAŃCZYK-w rzeczy samej wszystko na swoim miejscu. Bez dramatu, żeby znależć wyjście z każdego dołu, do tego trzeba chłodnej głowy i dobrego oka. Ale bicie piany, to nie dla mnie.
ŁUKASIŃSKI-Popatrz ile szlachetnych bohaterów, Pan Tadeusz z Nowogródka, Sołtyk wieziony w powozie
STAŃCZYKJ- tak bohaterom należy cześć złożyć, i na ołtarzu świeczkę zapalić
ŁUKASIŃSKI-ale ważyć też sprawy równo
STAŃCZYK-właśnie tak. I nie mieszać, nie pomylić co do czego. Szablą się walczy, ale rów kopie łopatą, nie zapomnij pan.
ŁUKASIŃSKI-nie zapominam
STAŃCZYK-to cieszę się. Boś mi sercu miły, mojemu, lubię bohaterów, a jeszcze bardziej jak wygrywają w bojach
ŁUKASIŃSKI-Sarmacka gorąca krew, to nasza rzecz, i mężne serca, my lubimy to mieć.
STAŃCZYK- ona nas duchowo unosi, i jest dojrzała, wtedy na skrzydłach płyniemy, i na koniach skrzydlatych pegazach to dla nas. Byle nie mieszać. Gdzie zimne ma być zimne, a co gorące, gorące.

Łukasiński, podpalasz świat, a ja Stańczyk realista, co ja tu robię? My dwaj?
ŁUKASIŃSKI-Posłuchaj: idziesz na wojnę jak mężczyzna. Mężny duchem i walczysz, ale nie wiesz kto przegra.
STAŃCZYK-tak czuje to, i rozumie, żeby tylko z motyką na słońce nie iść, ani ze sznurkiem na cara nie zaczajać się.
Koprowe Pole zobaczyć, albo choćby po krakowskim mieście pochodzić, sukiennice pooglądać i pomniki.
ŁUKASIŃSKI I młotem w zegar uderzyć, i wyjść poza czas
STAŃCZYK-czas jest w twojej głowie mój złoty.
ŁUKASIŃSKI- słuchaj, tam jeden był taki, od wychylania pucharów ze złotych czar.
STAŃCZYK-zostawmy, dajmy spokój, bo to szkoda czasu i słów
ŁUKASIŃSKI-I o nowości kwiatach
STAŃCZYK- śmieszne to
ŁUKASIŃSKI-i o złotych malowidłach
STAŃCZYK- tak to był ten co szkiełka deptał, i mędrców oczy. Bo go raziło.
ŁUKASIŃSKI-I o słodyczy ust marzy
STAŃCZYK-parkoty zajęcy, oni tylko o tym, zrozum.
Tamci są z mysiej wieży, i nie zmontują nic
ŁUKASIŃSKI-ale zostawmy ich
STAŃCZYK- zostawmy. Naród to dziesięć procent góra, a reszta to społeczeństwo co najwyżej.
Ślub co pięć minut, zmiana preferencji...
ŁUKASIŃSKI-jak perły rzucili między wieprze, to czego chcą
STAŃCZYK-encyklopedyści i diabelski pomiot
Co Zeus Europę porywa do nas, to oni w nocy do Fenicji na krwawy kult ją ciągną
ŁUKASIŃSKI- śpią, głupich wódką , śpiewem, i kolorowym łachem. Dziesięć procent mówisz, a reszta to kibice, przykleili się do nas
STAŃCZYK- zrozum, gospodarka musi mocniej stać, ziemia jak ciało narodu, a ubranie jak państwo, drogi i linie jak nerwy, a gotówka jak krew, musi obiegać krwiobieg cały organizm, musi być ruch pieniądza. Niektórzy mówią też że pieniądz jest jak energia. W samych portkach bratku po co spisek, nową wycieczkę na niedżwiedzia robić. Konfiskaty dóbr chcesz. Murgrabia myślał i słał do Szczęsnego, pacierz za pacierzem, i wpadł. Zagonić młodych do lasu, dać im strzelby, albo niech sami je, przykrócić śrubkę i powstanie gotowe, naiwni zawsze rosną i któryś złapie haczyk a potem rach ciach, i ofiarę z krwi złożyć fenickim bożkom, a dla siebie mająteczek ze Szczęsnym. I Szkatułkę powiększyć. A ja dziś taki sen, zagadkę miałem, w nocy widziałem Apaczów i aborygenów nad Wisłą, siedzieli, i pili piwo na bulwarach.
Ja bym spisku odradzał w każdym razie, może który Wysockiemu na odcisk nadepnął, albo piwa z szewcem wypił i gotowe.
ŁUKASIŃSKI-ale ten ruch wykonać, kosynierzy stoją koło Racławic w lesie, i Maciejowic, gotowe maciejówki nasze, dziewannę na łące wąchają i czekają. I ja wtedy mówię: szach królowi i ... do tego jeszcze na Żmudzi starzy powstańcy jeszcze w lasach mają stare domy i tajne miasta, i są ukryci, a nawet wnuki Rejtana są wśród nich.
STAŃCZYK- e tam, Marzanna Dziewanna, tak moja babka pod piecem, mówiła zaklęcia rano,
ŁUKASIŃSKI-ale jak nas mocniej przycisną i już nie da rady, wtedy rzucić iskrę...
STAŃCZYK-Ile batalionów masz Waść? Na Boga szlachcic jesteś to myśl, kasa królestwa jest pusta. A obywatel jak cytryna wyciśnięty. Budżet, budżet, moi-śći-wy
ŁUKASIŃSKI-podniesiemy sztandar spod Grunwaldu i Głogowa
STAŃCZYK-a ilu zbrojnych wystawisz
ŁUKASIŃSKI-my sarmacki lud, do walki pierwszy, my z szablą się rodzimy w kołyskach, a zaczynamy na bujanych koniach.
Łukasinski pada zmęczony i zasypia [tekst czytany głośno w sposób nieco profetyczny] Śni koszmarny sen, wydaje mu się, że jego ojczyzna jest sprzedawana z własnej woli, za 30 srebrników, że chłop na targu jałówkę sprzedał, a potem na targu przegrał wszystko w karty i przepił, a potem powiesił się w oborze, odcięty i wywleczony przez parobków bity batem na rynku, i oćwiczony we krwi konał cały.

Potem zmieniło się wszystko.

Miasta stare ożyły, i wyrosły z ziemi, i z fal wody. Krak patrzył w blasku, a bliżej nieba drabinę widział, i już prawie był wolny, i że poseł ziemi nowogrodzkiej miał pomnik pod sejmem, stary sztandar i stolica, do Krakowa wróciły, że ojczyznę wolną błogosławił Bóg, rosły domy i miasta, a cała ziemia kwitła. Że jest wolny i wyzwolony z łańcuchów, i nikt go do niczego nie zmusza. Że wszystko jest w umyśle, i w woli, i że moc jest z nami, i anioł stróż stoi obok, i że panteon chwały jest na wyciągnięcie ręki, a Bogini Zwycięstwa zawsze czuwa

chór aniołów śpiewa: chwała, chwała, chwała. Chwile słabości nie przychodziły, zaniki pamięci nie powtarzały się, zielone było zielone, żółte, żółte, prawo było prawem, a uczucie uczuciem, kościół z pracą, dom z poczekalnią, karczma z domem, i mazura jeszcze zatańczmy wołał przez sen, i poloneza, oczyszczony przez ogień, w morzu krwi wymyty, naród odrodzi się od nowa, a nasz kraj jak wysokie drzewo, korzeniami potężnie wrósł w ziemię, a konarami w niebo, i że na chama bat, dla dobrego miłe słowo, biednemu pomoc..


ZAKOŃCZENIE

Stańczyk na chwilę znika, po prostu wychodzi
W półśnie i w półjawie Łukasiński rozrywa łańcuchy
ŁUKASIŃSKI-wszystko jest w umyśle i w woli
STAŃCZYK pojawia się znów[stojąc z boku komentuje w stronę widowni]-Anioły zabierają go ze sobą do nieba. Rękę my podaliśmy sobie
STAŃCZYK [do widowni cały czas] -szkoda że tylu rzeczy nie rozumiał co potrzeba, żeby żyć, ja za niego się pomodlę, choć może nawet nie potrzeba.



Taduesz Rejtan

TADEUSZ REJTAN.



TADEUSZ REJTAN

PAN SOPLICA

młody książe DRUCKI-LUBECKI

ŻONA PANA TADEUSZA

książe ADAM CZARTORYSKI

RZEWUSKI

i INNI


stroje z epoki, stół przed dworem, w oddali słychać “Cztery pory roku”


TADEUSZ REJTAN- Hej Gruszki, moje gruszeczki, ja bardzo was lubię. Bracie Rzewuski, na zdrowie, [i unosi kielich do ust.] zwracając sie w stronę Rewuskiego, który siedzi obok niego przy stole


RZEWUSKI-A klimat tu u Ciebie, całkiem niczego sobie, powietrze dobre drzewa kwitną i kwiaty.


Rejtan zniecierpliwionyTADEUSZ REJTAN- jak u ciebie, mów lepiej


RZEWUSKI -Drucki będzie przejeżdzał, drogą z Grodna. Chłopak młody, niegłupi.


TADEUSZ REJTAN-do konfederatów by się nadał. Szable unieść, ciąć , potrafi? Widział pistolety?


RZEWUSKI- No pistolety, to może nie.


TADEUSZ REJTAN-to do konfederatów się nie nada, nie przystanie co mówi z powątpiewaniem kręcąc głową


RZEWUSKI-ale w rachunek, to on zdatny. Geniusz, wszystkie pieniądze zliczy


TADEUSZ REJTAN. -Rachunek roczny obliczyć potrafi i dochód.To każdy szlachcic i chłop umię zrobić. W Tyńcu był taki, do młodego Kościuszki woła, do młodego Tadzia, patrz pan, tu błąd w obliczeniach, jak mamy uderzać w rosyjskie wojska, co przed Skawiną stoją, i zza skałek podejrzliwie wyglądają


RZEWUSKI-ale młody Tadzio też niegłupi, on potem pod Racławicami się wsławi, chłopów w kosy uzbroi i uderzy, ale przedtem tak ich poprowadzi umiejętnie, przez wąwóz, jak starożytne greki, i uderzy.

I za jego zwycięstwo tez musimy wypić, i wznieść toast

tu wznoszą toast za młodego Kościuszkę


TADEUSZ REJTAN-a mnie po nocach, jakiś koszmar dręczy, i wszędzie widzę krew, czerwono srebrne monety, i Judaszów , dużo Judaszów co kraj nasz, chcą nam sprzedać, nasz kraj, i zamienić nas w parobków na swej ziemi. Herold czyta imiona zdrajców hańba im i pogarda. Poniński tam Kossakowski, głupi Szczęsny nieszczęsny mówiąc to Rejtan pochyla się i opiera głowę na rękach a konkretniej kładzie dłonie na czole, łokcie ma wsparte na kolanach, jest jakby zasmucony


REWUSKI-a ten Szczęsny z Ukrainy? machając lekceważąco ręką Mówią że głupi, czytać ledwo potrafi, ale ręce wyciąga po srebrniki. Choć nieszczęśliwy on, i biedniutki, bo do kobiet szczęścia żadnego nie miał.


TADEUSZ REJTAN-Hańba im, wykrzykując hańba po wsze czasy, i pogarde dla zdrajców deklarować muszę. Mnie coś w tych snach, koszmarach nocy, i zjawach we majowe noce, w majówki tak zwane. I W dni wieszania zdrajców. Szubienice widzę na rynku, w Wilnie, i w Warszawie, ustawiane, i niejeden płacze ze strachu, a żal ściska mu gardło.


RZEWUSKI-Hańba zdrajcom po wsze czasy, a na hołotę bat.Kto dobre serce ma, ten bata używać musi, albo chociaż kija.


TADEUSZ REJTAN-a czasem i szabli


żona Rejtana podchodzi powoli, i mówi


ŻONA REJTANA-a oto i oni

a o mężu i patrząc w jego stronę

-Coś mi się tak zdaje, takie sny mają, że pomnik waszej czcigodności wystawią

a do gościa pokazując otwartą dłonią w stronę stołu -Zapraszamy na szklankę dobrego wina. Siadajcie


DRUCKI-a ja tu szachy mam, pokazując wszystkim w tym momencie szachy, które wyciąga z torby podróżnej i się nie rozstaje z nimi, nawet w drodze gram w szachy, sam ze sobą. Lubię myśleć, i konstruować plany na przyszłość, a potem działać


TADEUSZ REJTAN-a ja szabli wskazując spojrzeniem i gestem głowy w stronę przypasanej u boku szabli


RZEWUSKI-a ja pióra i z dumą unosi do góry pióro


TADEUSZ REJTAN-narzędzie trzeba szanować, mówi to z pewnością w głosie, i patrząc przed sibie i ćwiczyć sprawność, doskonalić, i do wprawy prowadzić coraz większej


RZEWUSKI-a gdy przyjdą posłowie, pytać co im powiesz?


TADEUSZ REJTAN-nie wiem jeszcze , każe czekać. Wojna to poważna rzecz, i sarmacka sprawa. Szabla to szlachecka broń, wiedz to.


RZEWUSKI-i ten Szczęsny, a pomyśleć że ojca jego kazałem wybatożyć w stepie, za kradzież bydła


PAN SOPLICA-to może inny Szczęsny był i z innego ojca


RZEWUSKI-może, ale też lubił sprzedawać nie swoje rzeczy, i miałem kozaków do tych spraw.


PAN SOPLICA-kiedyś kazano takich batożyć i jęki było słychać, jakby Nowowiejski redutę Ordona wysadzał.


ŻONA REJTANA-a cóż pan nie widzisz tego, że lewa strona z czasem pęcznieje, jakby bardziej od prawej. Człowiek to istota harmonijna nie jest.


RZEWUSKI-dlatego bacik na podorędziu musi być, zeby proporcje przywracać, kto kocha ten bacika lubi używać


ŻONA REJTANA-ale tu miły pan, śmiertelnie znudzonym, widzę? Mówi to patrząc w stronę Druckiego, wszyscy trzej siedzą przy stole, po tej samej stronie, pierwszy z brzegu, pan Tadeusz, drugi Rzewuski, a trzeci młody książe


DRUCKI-ja nie, mówiąc to wyciąga z torby podróżnej książke, i unosi do góry, demonstrując ją mam tu Adama Smitha nową powieść, może raczysz pani uwagę zwrócić?


ŻONA REJTANA oglądając okładkę i przeglądając książke - rzecz niezła w rzeczy samej, i autor jest niegłupi ale my mamy najstarszą konstytucje świata, nie kradnij,...


RZEWUSKI-a Smith niegłupi, lubi wolnośc i zasady,


DRUCKI-i rachunek lubi, i ekonom niezły


REJTAN z podziwem -tak wszystko wyrachuje, wyrachować potrafi, tak żeby miało obie ręce i nogi


RZEWUSKI-niezły, Na zdrowie! tu unosi kielich z dobrym winem, węgrzynem lub mołdawianem, o pięknym czerwonym kolorze, w ładnym wysmukłym i wysokim kielichu do ust, a razem z nim Rejtan, zanim wypiją stukają sie kielichami, na stole stoi zielona butelka z winem, jakaś srebrna patera, kielichy, puste talerze, stół przykryty czerwonym suknem i białym obrusem na nim


REWUSKI dalej -i Boga na bankotach umieścić kazał, tu przez okular ogląda banknot, na którym widnieje przedstawienie Boga, niewidoczne dla widowni, potem unosi demonstracyjnie banknot do góry, jakby go pokazywał wszystkim żeby nie oddzielać tych rzeczy od siebie


DRUCKI-pieniądz sobie, a bóg sobie i życie, to nie tak.Wszystko razem w jednym być musi.


Żona Rejtana-bo gnostyki gospodarkę topią, Babilon robią w rzeczypospolitej


REJTAN-nie dualizować znaczy


RZEWUSKI-w samej rzeczypospolitej-rozum i wiara w jednej parti


REJTAN-bo pieniądz sobie a bóg sobie, tak to nie ma. Na szable wyciągniętą przysięgnę, że tak to nie. I mówiąc to wyciąga szablę, aby po chwili ją schować


RZEWUSKI-bieda to grzech


DRUCKI-i marnotrawstwo to grzech.W jednej kieszeni medalik, a w drugiej kieszeni portfelik tu dotyka delikatnie jedną dłonią [lewą] lewą kieszeń, a następnie prawą, prawą kieszeń, jakby sprawdzając czy medalik i portfel są na swoim miejscu.


ŻONA REJTANA-wypijcie węgrzyna, młody panie szlachcicu, z własnej piwnicy wytoczyć kazałam


DRUCKI-wielkie dzięki ale nie

prawie niezauważalnie podchodzi Soplica i siada przy stole, gdy usiadł mówi


SOPLICA-bo tych wariatów co manicheizmy wyznają to ja słuchać nie chcę.Skąd oni to towarzystwo wzięli.


DRUCKI-ale gnoza i wystarczy


RZEWUSKI-a gnostyki gospodarkę topią, Babilon robią z Rzeczypospolitej.


DRUCKI-i rozum idą usypiać wykrzywiają twarze po kolei, Drucki, Rzewuski i Rejtan, Rejtan zanim zacznie mówić chrząka, aby dodać sobie śmiałości lub powagi


REJTAN-Pierwsza Rzeczypospolita wśród narodów będzie


ŻONA REJTANA stojąc, prawie cały czas stoi przy stole-będzie będzie jak nas ta zaraza gnozy...


RZEWUSKI-wychodzi taki z kościoła pokornie, a potem w tajemnicy przed Bogiem, dzieli dzieli świat na dwa.

i pion i poziom trzeba trzymać jak murarz

Ale co tu, oto jak widzisz, sam sam ksiąze Admam przyjdzie wieszczyć


REJTAN-to jest piękny wizjoner. Pojawia sie młody książe Adam Czartoryski, idąc usmiechniety w stronę stołu

Witamy kuzynie panie, podnosi się a za nim robi to samo Rzewuski, i Drucki, wita sie z nimi po kolei, ale najpierw z panią domu w naszej progi, prosimy, niech książe raczy usiąść pod drzewem wiśni i posłuchać jak ptaki w gruszkach, to słowiki, i jak powiesz wiosna choć póżna


KSIĄŻE ADAM-siadając po drugiej stronie stołu nie masz jak to polski dworek wiosną


ŻONA REJTANA-ale i jesienią


RZEWUSKI-coś mi mówi przepowiednia że ten będzie wielki duchem i niezłomny prawdziwy książę niezłomny


REJTAN-jeden dobry, i drugi, i trzeci, to najlepszy brydż w moim życiu

ja mu czapkę konfederatkę wręczę jako prezent w tym momencie bierze leżąca na krześle obok niego czapkę konfederatkę i usiłuje ją wręczyć księciu


KSIĄŻĘ ADAM odmawiając czapki, i grzecznie kiwając głową -O Gruszeczka, gruszeczki jakie piękne , miejsca drugiego takiego nie znajdziesz, sady kwitną i pola.


DRUCKI-i tyle ptaków śpiewa, rozgląda się , i rozkłada ramiona jakby coś nimi pokazywał wciągnij powietrze głęboko w płuca, i oddychaj wdycha głęboko powietrze zachwycając się. Rejtan przeszkadza im w rozmowie, przerywając im mówi


REJTAN-tu mamy kwiat wysmukły który leczy

i [dalej] śpiewa-”kółko graniaste sie rozleciało i ze szkatuły wyleciało trochę groza”


DRUCKI-przy takim budżecie na zbrojenia nie mogliśmy długo


SOPLICA-przy takim podatku na armię


RZEWUSKI-sumy śmieszne


REJTAN- i nie dziw że moskaliki przyszli, i króliki osadzili na tronie


SOPLICA-ale też jest odmiana, to oni...


REJTAN-Banki wszystkie poleciały, w Warszawie kryzys nowy, i mówili że integracja przyniesie cuda i deszcz pieniędzy spadnie


RZEWUSKI-kto w to wierzył? śmieją się wszyscy Poniński



SOPLICA-Kossakowski


KSIĄŻE ADAM-Branicki


DRUCKI-ale to zdrajcy


RZEWUSKI-i dali głowy na rynkach


ŻONA REJTANA-Chwała Bogu


REJTAN-Bóg to ukarał, jak popatrzał pełen miłości na kraj nasz


SOPLICA-a co niektórym pomniejszym, kazali na rynku im klękać, przed kościołem, i w ten sposób dali głowy. Bogu chwała za to


KSIĄŻę ADAM-i dobrze sie stało


DRUCKI -i bociany, ile bocianów tu, popatrz! rozgląda sie zachwycony


REJTAN-Bociany piękne, ale ja bym jeszcze Kraków zobaczył, Zamość i Sandomierz


RZEWUSKI-Wilno z Ostrą Bramą i Grodno, to jest ładne miasto.


REJTAN mówiąc to wzdycha -Grodno tak.Wszystko


RZEWUSKI-ale ja w biedę musiałem chwilowo popaść, żeby tajniki gospodarowania poznać dogłębnie,

A bieda jest grzechem


DRUCKI- Grzechem przeciw sobie, i przeciw rodzinie


REJTAN-i przeciw państwu, jak armię silną wystawić trzeba, jak obywatel w samych portkach a portfel i szkatułka pusta


DRUCKI-za co żołnierza uzbroić i wystawić,


ŻONA REJTANA-bieda, i lenistwo to grzechy wielkie przeciw Bogu i ojczyżnie matce naszej


SOPLICA-i gnuśność


REJTAN-my tu jak dux Moscoviae


RZEWUSKI-electus Magnus


DRUCKI-tak własnie


RZEWUSKI-siedzimy sobie jak Magnus, u wuja w Nysie, i pijemy węgrzyna ,dyskutując co nieco, a i asystę młodych panów mając, ale słusznie mówicie: bieda to wielki grzech i gnuśność, kto chce poratować ojczyzne, to leżeć mu i przekręcać z boku na bok musi być nie w smak


REJTANA-i w nosie dłubać


DRUCKI-i muchy na ścianie liczyć


SOPLICA-a na barłogu miły smród i ciepło, jak w raju prawie, to już przedsmak raju


REJTAN-chyba świńskiego raju


DRUCKI-trzeba w każdym razie, do szkatuł dokładać grosze, na silną armię, i zbroić się. A czyja ręka tam zagląda, to mu ją przytrzasnąć, i do ciemniacy zamykać


KSIĄZE ADAM machając rękami -bo teraz takie sejmy. Bardziej sejmy warcholskie przypominają, co w poszukiwaniu koryta przemierzają miasta i kraje.


REJTAN-Tak raczej jak warchoły, i warchlaki, te nowe posły za strawą, a co niektóre na mównicach, chrumkają jeszcze. Chrumkają tacy, zamiast oracje dawać i przemawiać.


RZEWUSKI-i żeby sobie większe chlewiki powystawiać, myślą


DRUCKI-i silne rządy


REJTAN-no dobrze, już lepiej powiedzmy co w gazetach o bankach piszą, wy tam, w miastach bywali


RZEWUSKI-tu w gazetach to samo, przejrzyj, o Gazeta Wileńska, Rzewuski bieże leżącą na stole gazetę i zaczyna ją przeglądać, potem zaczynają po kolei przeglądać gazetę patrzcie, piszą że krach


DRUCKI-nie ma stabilizacji, bo giełda w Warszawie leci i banki. Dużo banków


SOPLICA-kryzys wielki, z tą integracją, okupacją, nie przyjdzie nic dobrego


RZEWUSKI-nawet Szczęsny zbiedniał i wyszczuplał


DRUCKI-a ilu bankierów, na ulice poszło żebrać, a niejeden po śmietnikach, w poszukiwaniu jedzenia grzebie


RZEWUSKI-a gazety co piszą? A co im zapłacą, to napiszą


DRUCKI-a ludek kawiarniany w Warszawie, słuchać lubi-stolica, to i kawiarnie lubi i plotki. Świeczniki, na świeczniku być, to jest wszystko dla nich, a wczoraj, i jutro?


REJTAN-wszyscy wstają! Wszyscy powoli wstają, a gdy Rejtan kończy swoją kwestię siadają znów Niech żyje Polska, podnosić się, wiwatować, walczyć aż do zwycięstwa,


RZEWUSKI-a krzeczoty, to tylko do polowania, jako nagonka, jak gazeciarze


DRUCKI-oj krzeczoty i parkoty im w głowie! Tylko zamiast ojczyznę ratować, siedzi i udaje zająca pod krzakiem, a może i zającem jest, bo ma serce zajęcze, [nuci:] krzeczoty, krzeczotki, do gazety, do nagonki, i te małe myśliwskie pieski, najwyżej drugiej klasy...

a my mamy od Żywi i bogini siły



RZEWUSKI- i koty

SOPLICA-tak, ale jak o parkotach oni prawią, i myślą o krzeczotach jakiś, a myśl o władaniu szablą musi być, i o ekonomi folwarku, i uprawie ziemi, i modlitwach.



REJTAN-jak w naszym Nowogródku, po prawej tam sztandary świętej wiedzy, wiemy jak wznosić, a oni nawet sztandary będą chcieli pozmieniać żeby wszystko zamazać.


DRUCKI-Parkotka, Krzeczotka, wybiorą na żabiego króla


SOPLICA-Parkotka, kotka, żeby trochę potiurlać, puste głowy lubią to, lubią robić taki pusty hałas, i chaos.

RZEWUSKI-a my tu o ekonomi, twardy rachunek, jak mechanizm żelazny w zegarze, wyjmij śrubkę nie działa tu wyciąga zegarek, pokazując go


REJTAN-ale przez Golgotę nasza droga wiedzie

podrzeć cyrograf i podeptać
DRUCKI-spalić go
RZEWUSKI-I o ekonomi nie zapominać, patrzeć ile monet jest w kieszeni, i ile w skrzyni
REJTAN-twardym być i silne pięśći mieć
KSIĄŻE ADAM-i zdrowie
REJTAN-tak to wszystko, najważniejsze jest razem
RZEWUSKI-jedno bez drugiego sprawia ze świat ubogi sie staje
ŻONA REJTANA-i czegoś brakuje
REJTAN-a tak brakuje, w sto lat, sto wojen od naszego Zygmusia, i magnusa electa, najlepsi dali głowę i poszli do nieba
RZEWUSKI-najlepszy lud wyginął. A zawsze z tej iluzorycznej łąki, nowa trawa wyrośnie, zanim las nowy to mija zwykle trochę czasu
DRUCKI-a są niektórzy, własnej waluty chcą się wyrzec. Cesarskie mówią lesze. Milsze duszy, i słodsze. Takie te ruble piękne, ruble, ruble, rubliki. Przytulić się do nich położyć głowę na nich i spać, i jakie miłe.Urocze wprost.


SOPLICA-to najgorsze szumowiny


DRUCKI-o wróble o wróbelki przyfrunięcie, ja się do was modlę na kolanach, na czworaczkach przed wami z otwartą gębą odmawiam pacierz.


RZEWUSKI-batem po plecach go


ŻONA REJTANA ironicznie - one jakieś piękniejsze, bo złoty czerwony, jakiś brudny i zbyt swojski, zwyczajny i nie cudzoziemski. Po co nam władza własna, po co waluta swoja wydajcie wszystkie banki po co troski, na ołtarzu rubelka pomodlić i się pomodlić, jakie piękne są i jakie zagraniczne.Cicho siedzieć i żadnych sprzeciwów, za piec a ja jako ośrdnik zgarniał będę rubelki i wiernie pilnował jak pies pilnował stada. Wszystkim wydać wódki. Wódki i tłustego mięsa!Oj rubelki moje, ja sie chyba w was zakochałem, nawet żony przy was nie pamiętam wyraźnie ironizuje jakby kogoś przedrzeżniała


REJTAN-ale wróbelki odfrunęły. Odfrunęły z kieszeni, odleciały gdzieś i banki z nimi, a rynek z bankami runął, jak kiepskie rusztowanie, coś inwestycja w integracje nie ta


DRUCKI-nie trafiona


RZEWUSKI-rachunek ekonomiczny padł


SOPLICA-i flaga
ŻONA REJTANA -a miało być tak dobrze, i ta unia polsko-rosyjsko taka piękna
REJTAN-to był rachunek, ale ekonomiczny, bo komik ekonoma udawał, a rachmistrza błazen, złodziej patriotę, świniopas bohatera. Oszust na oszuście stał. Za darmo nie ma nic. Za głupotę płacić trzeba. Zostawmy to. Ja bym Adama do szkół poprowadził. Pacierz, szermierka, i Adam Smith, niech czytają szkota nauki, co z czego i skąd.
RZEWUSKI-i za wszystko zapłacić trzeba. Nie mamić za darmo. Nie bądż naiwnym dziecie, żeby nie być smieszny,.
DRUCKI-jak Opaliński z Poznania za powiększenie armi, na króla na sejmie się obraził, musiałby z kieszeni wyciągnąć, na nowy podatek tynfa jakiego dać. A sto lat później jego dzieci, pod ciężką dolą, co za kraj , nie da tu sie wogóle żyć, emigrują ludzie, emigrują.
SOPLICA-króla gotów obrazić był aby grosza nie dać na armię, wolał w niewoli jęczeć na uwięzi
REJTAN-tak było


DRUCKI-do Berlina wolimy jechać, na ulicy pracować, tak mówili niektórzy, ale podatku na armie nie damy


RZEWUSKI-pan Andrzej Tynf, to co innego, tego lubię, taki zabawny i wesoły -jaki układny jest i miły, z nami tak.Wszystko


REJTAN-pan marszałek wielkopolski na wojska grosza nie da


RZEWUSKI-ale limmunited dopiero odebrać takiemu -to by narobił, jak kogut na płocie by się nastroszył, i wąsa ze złości podkręcił


REJTAN-jak indor jaki, ... kukuryku


DRUCKI-i lemmunited


ŻONA REJTANA-to od limoniady?


REJTAN-pewno lemonajted united

RZEWUSKI-jak indory na płocie te posły, i po cudzoziemsku miłują gdaczeć, i krakać, u nich już lemunajted, choć po anglikańsku nie umią
SOPLICA-limoni jak że co? Panowie anglikują?
REJTAN-niezłe libretto sie kroi w tym momencie wszyscy głośno się śmieją, i zapanowała przy stole ogólna radość
RZEWUSKI-ale tu umysły nogami mocno na ziemi stoją, a głową są w górze
ŻONA REJTANA-a co niektórzy głowami w ziemi, u nóg carycy, a nogami w powietrzu wymchują cudacznie jakieś piruety i fikołki.
REJTAN-tak że złote koryta, wysadzane diamentami, wszędzie widzą, i złota trony, i złote sedesy
RZEWUSKI-sedes stupides seneks, wszyscy pod siebie i do siebie, żeby większa kupka pieniędzy urosła
DRUCKI-ech nie krytykujcie opiekuńczego państwa, mamki dzieci wszystkich
REJTAN-konfiturki wyjadać, dżemiki słodkie , miodziki, i dobrą wódką przepić, bażanty jeść i przepiórki, byle sie nie wyrwać z własnym poglądem, jeśli taki jest, jeśli czasem sie zdąży
-najlepiej nie mieć poglądów, ale z drugiej strony, kto sie wszystkiego boi temu na pogrzebie portkami do mszy dzwonią. Wy tak poważnie a my żartujemy przecież i kpimy.
ŻONA REJTANA-Momus nas ogarnął jakby była trochę zmęczona
REJTAN-popołudniowy bo wieczorny jest inny, trochę bardziej zjadliwy i kąśliwy. Złośliwy i wojowniczy.Wiemy przecież, spędzić życie w cieple, i nie wychylać się. Iść za głosem większości, czyli za demokracją, tu lifting by sie przydał, tu piling, a tam mała kosmetyka
DRUCKI-świat modli sie do brzucha, wiemy przecież to
RZEWUSKI-Susła i Gusła, jak pod Nowogródkiem
REJTAN-ni Leli ni Racheli w tym żadnej nie masz
SOPLICA-może szefem działu sprzedaży mi zostać?
REJTAN-a może kierownikiem piętra w stoisku handlowym
DRUCKI-albo na Wiosnę Ludów poczekać?
RZEWUSKI-koniec końców
ŻONA REJTANA-i początek początków
I jak tu żyć, jak się wszstko rozleciało. Rozciapało.
REJTAN-Rozmemłało
RZEWUSKI-rozeszło jakoś, i w szwach popruło.
KSIĄŻE ADAM-tak bez niczego żyć?
REJTAN-bez celu? Ja tak nie mogę. Ja tak nie umiem, i nie potrafię, tu moje Gruszewo upada razem ze mną. Żyć tak, bez mojego świata, który odszedł do przeszłości, i znikł?


ZAKOŃCZENIE
Goście odjeżdżają, a żona wychodzi, aby ich odprowadzić i pożegnać.
Tadeusz Rejtan wstaje, dobywa szabli i rozcina sobie brzuch, wbijając w niego szablę, po czym pada na stół martwy.

Koniec

Brak komentarzy: