środa, 4 sierpnia 2010

transhumanizm



W tekscie tym w paru zdaniach wykładam swój ogląd na temat tr-h wolnościowego opowiadanie co prawda to nie jest, ale raczej rodzaj blogowego wpisu lub góra mały esej lecz do przeczytania zapraszam podaje link do wpisu http://zbyzoskosmiczny.blogspot.com/2010/08/transhumanizm-wolnosciowy.html
Przeczytaj też wpis "naukowy buddyzm" dosyć związany z tematem http://zbyzoskosmiczny.blogspot.com/2010/08/naukowy-buddyzm.html

wtorek, 3 sierpnia 2010

Wojna o ziemię





...Józef usiadł zadowolony, jadł obiad i wspominał dawne czasy,

-chciałem napisać stare dobre czasy, bo czasy po latach bez względu na to jakie były naprawdę zawsze stają się dobrymi, ponieważ były czasami naszej młodości. W czasach naszej młodości spotykaliśmy piękne dziewczyny słuchali "naszej" muzyki i wszystko było nowe i pierwsze.
Przypominam sobie opowieść jakiegoś partyzanta którego spotkałem na przystanku w okolicach Jeleniej Góry, -mówił mi: ty wiesz jakie wszystko było w tym obozie koncentracyjnym wspaniałe, tam poznałem swoją żonę, uciekałem stamtąd dwa razy, nigdy tamtych czasów nie za pomnę, a po wojnie kiedy wszystko trzeba było budować na nowo,- to dopiero były czasy!
Ale wróćmy do Józefa, Józef zadowolony siedział przy stole i jadł obiad, a jeden z wnuków czytał baśnie, drugi przeglądał łużycki portal internetowy...


Józef przypominał sobie lata pięćdziesiąte i ich walkę o ziemię z komunistyczna policją.
Łużyczanie musicie wiedzieć, to naród spokojny ale niezwykle przywiązany do własności, swoich domów w których żyją i mieszkają często od wielu pokoleń, i swojej ziemi
Powstanie ogarnęło wtedy 'całe Błota" i okoliczne wioski, a wkrótce cały region przerażony wizją kolektywizacji, a on Józef był jednym z przywódców tego powstania. Wtedy jeszcze młody dwudziestoletni wysoki szczupły i energiczny, jeździł po łużyckich wioskach i namawiał do obywatelskiego sprzeciwu na naprędce zwoływanych wiecach pośród wsi, stawał na drewnianej skrzynce i namawiał ludzi do obywatelskiego nieposłuszeństwa.
Był to rok pięćdziesiąty trzeci.

Teraz gdy unia się rozpadła na dwa państwa, a pośrednią lub nawet bezpośrednią przyczyną rozpadu było przejście$ na nową naukową religie w której biologia była decydująca w sprawach najważniejszych, i jeden z młodych dociekliwych badaczy naukowych, nazywanych przez ludzi kapłanami w białych kitlach, dogrzebał się wśród starych zapisków, w szafie w rogu pokoju z papierowymi jeszcze księgami, notatek. A grzebał w nich z niechęcią, pożółkłe papiery miały zbutwiały zapach, ale cos jednak przykuło jego uwagę, i zaczął czytać. Z nich dowiedział się o istnieniu dwóch specyficznych grup ludności europejskich pod względem obecności tak zwanego genu ojca. ..
Przerażony zamarł bo naruszył pierwsze prawo poprawności politycznej, a że był lojalnym i szczerze oddanym obywatelem zaczął myśleć co zrobić z tym znalezionym przed chwilą fantem. Nie mogą przecież żyć obok siebie poprawni europejczycy których przodkowie wznosili wielkie budowle i tworzyli naukę w czasach rzymskich obok potomków nomadów, których należało z unii jak najszybciej usunąć



Naprędce zebrane konsylium "religijno-medyczne", bo od jakiegoś czasu biolodzy pełnili funkcje kapłanów i przywódców politycznych jednocześnie a nowa religia uznawała Darwina jako swojego proroka, a więc konsylium postanowiło podzielić Europę na dwa państwa, jedno to państwo tak zwanych "Poprawnych" mieszczące się na zachodzie gromadziło tych wśród których dominował gen R1B a w czasach wielkich najazdów ich przodkowie nie brali w nich udziału, a drugie zgromadziło tych ze znacznym udziałem genu ojca R1A czyli Słowian i Skandynawów, oprócz tego z prawowitej unii odłączyła się Irlandia Wielka Brytania i Islandia, tak więc potomkowie zdobywców i namadów zwani też Budowniczymi Wielkich Cywilizacji znaleźli się poza prawdziwą unią, albo zostali z niej wyrzuceni. Rzeką graniczną była Odra

Łużyce więc zostały wydzielone w autonomiczny okręg pośredni i nie należeli ani do uni państw zachodnich ani do federacji północno-wschodniej....
Co do religii, kościół chrześcijański nie istniał od czasu gdy papież wraz z najważniejszymi kardynałami i biskupami złożyli w Brukseli hodł [brukselski] i poddali zarówno Watykan, jak i sam kościół władzy zwierzchniej prezydenta unii, za nim poszły inne religie chrześcijańskie, i zrobiły to samo.
W nielicznych kościołach gdy ktoś czasem, zajrzał przypadkiem do nich nad ołtarzem mógł zobaczyć portret niezwykle podobnego do małpy Karola Darwina,
Ale nieliczni chrześcijanie spotykali się po domach, gdzie śpiewali religijne pieśni i wznosili modły.
Oprócz tego zaczęły odżywać dawne rdzenne religie i kulty, wnuki i dzieci Józefa [dla przykład] jeździły na Białą górę, lub na górę Czarny Boh, gdzie mieściły się świątynie starych łużyckich
bóstw. Jeździły także do wielkiego sanktuarium na Sobótkę i Radunie, lub nawet na Łysą górę, do świątyń które zwykle po niezbyt długich procesach odzyskiwali w trybunale w Strasburgu dawni, prawowici właściciele tych miejsc.



Na zachodzie natomiast powstał dziwny mix chrześcijaństwa, islamu i starej germańskiej religi, oczywiście nieformalny.
Wracając do terenów przejściowych, innym takim terytorium przejściowym była Wenlandia [Drzewiania], a na południu Macedonia. te wolne miasta-państwa miały dość wolnościowy system gospodarczy i wkrótce wyrosły na gospodarczych tygrysów ze stopą wzrostu pkb 25 procent rocznie, dla przykładu dodam że podatek w macedoni wynosił osiem procent w skali roku od dochodu, innych podatków tam nie było, nie było tez watu.
W macedoni i Wolnej Wenlandi zakazana też była publiczna służba zdrowia, ja k i istnienie państwowych szkół, państwo bowiem miało ustawowy zakaz wtrącania się do szkolnictwa, lecznictwa, i gospodarki, zakazane było tez istnienie państwowych i publicznych mediów, oraz państwowego pieniądza.



Mało tego w macedoni posiadanie i przeworzenie czipów było nielegalne jak i spożywanie, sprzedaz żywności transgenicznej i uprawa zmutowanych roślin oraz hodowla zmutowanych zwierząt, -co stało sie nawet powodem konfliktu z unią zachodnią, a po stronie macedońskiej w konflikcie stanęła Wolna Wenlandia, statki wojennej floty unijnej, i jej samoloty znalzy sie blisko granic macedoni, a macednoia posiadała w tym czasie ddwa porty i zakupiła od sąsiadów kawałek ziemi nad morzem, zakupiła też wspólnie z wenlandią obszar królewca, chcąc tam zrobic strefę bezcłową i faktorię handlową z rosją, a znaczne udziały w inwestycji miała tez wolnmorynkowa Bułgaria.
Do interwencji jednak nie doszło macedonia wynajęła bowiem sto tysięcy zawodowych żołnierzy chińskich czekających na gości z bbornią gotową do strzału. Wojska unijne dyplomatycznie wycofały sie oświadczając w prasie że to były nie zapowiadziene wcześniej manewry wojskowe.



Większośc państw świata weszła w fazę państw korporacyjnych, to znaczy takich w których związki biznesu i polityki były bardo silne, a w wielu władze nad państwami w wyniku cichych i bezkrawych "kapitałowych zamachów stanu" przejeły banki i największe korporacje. Loże korporantów podczas spotkań wybierały swoich kandydatów na posłów, polityków, i prezydentów, podczas ich rozmów wybierano także premiera, to znaczy nie wybierano, ale wskazywano, wyboru dopełniali politycy i posłowie z parti possiadającej parlamentarna większośc, czyli ludzie z parlarni, którymi koropracyjni pogardzali troche, ale naprawde żywili do nich coiś na kształt sympati i współczucia, bowiem do parlarni szli najwięksi niudacznicy spośród ich kuzynów i krewnych, a także przyjaciół, którzy nie potrafili sie znależć w biznesie.

Oczywiście polityk spoza nie promowany nie miał praktycznie szans wejśc na górę drabiny władzy, chyba że dostał "namaszczenie' od prezesów najważniejszych banków i korporacji.



Prezesami i szefami zarządów s'kolei rządzili tak zwani "ukryci', i nikt naprawdę nie wiedział kim oni są , i czyj kapitał reprezentują. Podobno niektórzy właściciele największych banków wiedli skromny żywot w małych blokach, w małych domkach mieszkalnych, a niektórzy żyli wśród bezdomnych artystów i tam czuli sie najlepiej.
A kto rządził ukrytymi?, -tego nie wie już nikt.
Kiedyś jeszcze zanim kościół nie złożył hołdu, do trzeciej władzy pretendowali biskupi, gorliwie wspierając rządy i kapitał, a czasami korporacyjne państwa wykorzystywały kościelny establiszment do swoich celów za drobne zresztą pieniądze.
Ciekawe że w zamierzchłych czasach gdy bogaci byli jeszcze biedakami, posiadali poglądy wolnorynkowe, z chwilą jednak kiedy osiągnęli już wielki kapitał, zaczęli dążyć do jego zabezpieczenia poprzez symbiozę kapitału i państwa.



A nic się do tego tak nie nadaje jak lewicowy model gospodarki [albo raczej antygospodarki] Właściciele największych koncernów i prezesi ogromnych korporacji głosili więc przeciw biednym poglądy skrajnie lewicowe. Żądając jak najwyższych podatków i obciążeń fiskalnych państwa, aby niby za te pieniądze państwo mogło się troszczyć o biednych.
Oczywiście porzuć ten pomysł jeśli przez przypadek uwierzyłeś w niego. Pieniądze biednych były potrzebne bogatym aby pomnażać swoje bogactwo, i dotować nierentowne przedsiębiorstwa prywatne.
Wymuszali tez na swoich 'małych chłopcach" jak także nazywali polityków aby ci tworzyli różne przymusowe fundusze ubezpieczeniowe, i inne - którym to funduszom biedni musieli oddawać nieraz ostatnie zarobione przez siebie pieniądze
Pomysłowość w rabowaniu biednych przez bogatych była zresztą nieograniczona, a stary dobry Monteskiusz pisał już o chytrych sztuczkach Nerona mających oszukać rzymian.



Ale nie martwcie się, jeśli istnienie doboru naturalnego w biologii jest zwyczajną mrzonką, o tyle taki w ekonomi istnieje naprawdę, a skostniałe biurokratyczne gospodarki, pozbawione dynamizmu i wolności upadają jak dinozaury, a ich miejsce zajmują państwa które wybrały wolny rynek i wolny rozwój w przeciwieństwie do chorego europejskiego fiskalizmu i systemu kontroli. Wkrótce Indie i Chiny wyprzedziły pod względem gospodarczym militarnym i kulturalnym chorą socjalną Europę. A Tadżykistan groził obu państwom unii wojną, zwaną "wojną o gaz"
Jeśli chodzi o sąsiednią Polskę, to istniały w niej dwie największe partie polityczne, ekolologiczna Libertariańska Pogańska Partia Narodowa, i bardziej umiarkowana Libertariańska Pogańska partia Wolnościowa. Do tego jeszcze kilka grupek, między innymi Anarchkapitaliści Chrześcijańscy i Polskie Formum Ateistów Anarchokapitalistów. oprócz tego mały ale niezwykle prężny ruch "Chrzescijanie dla wolności' powstały na bazie poglądów księdza Sirico, Chafuena i Tomasza z Akwinu.



Tak, latem pięćdziesiątego trzeciego pogoda była taka jak teraz, wspomina Józef, a do wsi przyszli agitatorzy w ochronie policji, dzięki nim udało im się przeżyć, a nawet uciec przed nami, bo gniew wśród ludzi był straszny...
Ale ich było więcej przychodzili potem w swoich skórzanych długich płaszczach, i ponurych spojrzeniach, mówili zwykle, "jesteśmy ludźmi od Urlicha, i zadawali dużo pytań, a niektórych nawet zabierali ze sobą...
Ale przetrwaliśmy jakoś szczęśliwie, zachowali swój dom i swoją ziemię

-wnuczek Józefa serfował dalej po autonomicznym internecie łużyckiej cyberwioski...

bunt robotów zwanych podatnikami







-zwanych podatnikami

2008-01-25

...było to w czasach kiedy odróżnienie czlowieka, mutanta i hybrydy, -czyli rasy tak zwanych "ludzian" od biorobota albo metaloida było praktycznie niemożliwe, a dokonać mógł tego jedynie felczer będący kimś pomiędzy lekarzem a policjantem.

Bo choć od czasów globalnego ocieplenia a następnie globalnego ochłodzenia które przyszło zaraz po nim, cywilizacja mieszkańców planety mocno podupadła, i nawet czipy przestały być w użyciu, bo niestety te tanie czipy rdzewiały dosyć szybko , i po jakimś czasie odmawiały posłuszeństwa i psuły się, a jedynie najgroźniejsi dla władz nosili działające platynowe, -to jednak dzięki "podmieńcom" sytuacja była, jeśli można tak się wyrazić, cały czas pod kontrolą.
Podmieńcy, jeśli nie wiecie, to były istoty człekopodobne, wyhodowane specjalnie w laboratoriach, z podkradzionego wcześniej materiału genetycznego osobnikom nieprawomyślnym na obraz ich i podobieństwo..
Wystarczyło czasem niezauważalnie zdjąć jakiegoś włoska z kurtki podejrzanego albo podnieść niedopałek tak nierozsądnie rzucony przez buntownika na chodnik, lub bezkrytycznie pozostawiony w popielniczce w kawiarni, i materiał do hodowli podmieńca był gotowy.
Przynajmniej matrix. Podmieńca poddawano także skomplikowanym zabiegom napromieniowania, i jego inteligencja dzięki temu była o wiele wyższa od oryginału...

Ale po kolei, do czego potrzebny był felczer, jak wspomnieliśmy przed chwilą, czipy nie działały więc w celu identyfikacji pobierał właśnie materiał genetyczny w postaci próbki, włoska albo naskórka a czasem śliny, i ręcznym rzutnikiem sprawdzał tożsamość, chciałem napisać ofiary, -oczywiście podejrzanego
Język mieszkańców tej planety, muszę dodać, przypominał łużycki, choć czasami podobny był do gwary morawskiej. Posiadał także dość archaiczne w niektórych częściach wszechświata formy gramatyczne, jak aoryst i tak zwany tryb nieświadka, co w pewnym stopniu zbliżało go do macedońskiego a nawet bułgarskiego
Tak' że gdy po wielkiej bibliotece galaktycznej, pozostało jedynie kilka łużyckich książek i baśni nikogo to nie dziwiło.

Po kolei, ogromna biblioteka ze zbiorami z całej galaktyki, zwana w skrócie BIBLIUM, będąca przedmiotem dumy mieszkańców, -podczas globalnego ocieplenia jakie przeszło , zubożyła swoje zbiory. Przyczyną była wilgoć niszcząca niezwykle książki, a następnie pozostałą resztę zgubiło globalne ochłodzenie, po prostu zziębnięci mieszkańcy sąsiednich ulic palili książki na wielkich ogniskach aby się przy tym płomieniu wiedzy chociaż trochę ogrzać, pozostawiono jedynie pojedyncze egzemplarze w językach zrozumiałych dla mieszkańców planety, jakiś cudem ocalały; podręcznik do gwary morawskiej, "Kazania świętokrzyskie", i oczywiście kilka baśni łużyckich, pięknie oprawionych w dobrą skórę i z wytłoczonymi złoconymi literami,.
Trzy z nich uznane zostały nawet za przedmiot kultu religijnego, i włączone do katalogu pism objawionych, "Żywa woda" i "Kosmadej" [tytułu trzeciej nie pamiętam], a kapłani często rozpoczynali modlitwę w świątyniach, cytując najpierw wersety jednej z nich



Domowina

Skąd się wzięli na planecie Wielcy medytujący? Także z ziemi, w czasach kiedy poszukiwania religijne były modne a samodzielne praktykowanie religii nie zakazane, bo potem oczywiście ze względu na bezpieczeństwo poddanych, i w trosce aby ci nie wyrządzili sobie krzywdy, wszystko co może być potencjalnie niebezpieczne zostało zakazane.
Ale wtedy jeszcze było wolno, bo działo się to przed epoką "Wielkiej Troski", a nazywanej w języku potocznym "Zostało zakazane", i radykalni nauczyciele przeróżnych szkół buddyjskich lądowali w swoich statkach na planecie, ale ciekawe , jeśli ci nauczyciele zrywali z dogmatycznym nauczaniem chcąc wprowadzić religię jednostki lub przynajmniej domową, to zaraz po opuszczeniu planety grupki fanatyków przejmowały szkoły i czyniły je jeszcze bardziej fanatycznymi i dogmatycznymi niż najbardziej sekciarskie ruchy religijne na planecie, lub szkoły zbuntowanych mistrzów sprzed czasów transformacji. Niektórzy zniechęceni fanatyzmem opuścili więc sekciarskie pełne dogmatyzmu szkoły, i medytowali sami, albo w małych grupkach, niejako obok głównego nurtu.
Skorzystali na tym bardzo bo gdy nieoficjalne kulty [w trosce o bezpieczeństwo] zostały zakazane a ich wyznawcy przesiedleni do ciężkich obozów pracy na księżycu planety, [i ślad po nich zaginął] to indywidualiści, których tajnym zawołaniem stało się hasło : "Giordano Bruno tak, Sawonarola nie" przetrwali w domowych zaciszach, -jak to oni mówili w domowinach czyli małych domowych ojczyznach. Gdy wyjaśniłem już wszystko co miałem wyjaśnić

przejdźmy teraz do rzeczy:



Bunt robotów zwanych podatnikami,

albo jak ktoś woli

bunt podatników zwanych robotami.



zaczęło się niewinnie, podatnicy nazywani pogardliwie przez rządzącą nimi kastę panów "robotami", pewnego dnia, nie wiadomo zupełnie dlaczego, ot tak bez przyczyny, i nawet bez przesyłania smsów, bo przecież wiemy że wszystkie esemesy mieszkańców planety przechodzą przez system komputerowej kontroli, i są skrupulatnie sprawdzane i cenzurowane zbuntowali A więc bez smsów i zaplanowanej wcześniej akcji podatnicy zaczęli tak od siebie po prostu wyłączać telewizory. Niby nic a cała rzecz od razu się wydała, bo przecież czujniki badające pomiar zużycia energii w domach całą rzecz wykryły od razu, zauważając zmniejszony pobór energii elektrycznej, co musicie wiedzieć wywołało ogromne poruszenie i zamęt wśród rządzących, ponieważ niski poziom zużycia energii jest jednym z dowodów uczestnictwa w spisku tak zwanych "Wielkich medytujących" , bo wielcy medytujący zamiast nieustannie oglądać telewizje, albo słuchać stacji radiowych oddają się medytacją przywleczonych z jakieś dalekiej planety, prawdopodobnie z polandii . A nasze tajne służby namierzają ich wtedy, chyba że zdążą nauczyć się tej trudnej sztuki budowania wirtualnych osobowości, wtedy z wykryciem medytującego jest niestety problem .


Pozwólcie że przypomnę jeszcze raz, choć nieogladanie telewizji nie jest rzeczą zakazaną, to jednak taki podatnik-płatnik uchodzi automatycznie za podejrzanego o związki z medytującymi, choć medytujący nauczyli się paru sprytnych sztuczek, takich jak na przykład medytowanie przy włączonym radiu lub telewizorze.
Ale wyłączający masowo telewizory ludzie nie należeli do sekty "Wielkich medytujących", po prostu zaczęli wyłączać telewizory, a niektórzy z nich wynosić je do piwnicy, albo co gorsza wyrzucać przez okna.
Jak się później okazało, na czele tak zwanych 'Wyrzucających" stanął biorobot drugiej klasy, który niesłusznie kiedyś oskarżony o drobne wykroczenie, nie awansował już, a pomijany w końcu postanowił się zbuntować, i wykorzystał do tego celu swoją prace naprawiacza starych pralek i telwizorów, -potem jak się okazało był także tajnym łącznikiem między grupami medytujących czyli jak my tu mówimy listonoszem, co robił zresztą sumiennie i uczciwie ale dla pieniędzy, dzięki którym mógł podłączać się do maszyny ekstatycznej powodującej niezwykle ekstatyczne wizje i odczucia a także wzrost poziomu hormonów



Jednak na buncie telewizorów nie skończyło się.

Gdy przypadkiem po pijanemu jeden z klanu rządzących nazwał po prostu publicznie robotem szeregowego płatnika-podatnika [czyli człowieka którego jest utrzymankiem] przy pełnym barze ludzi, ten obrażony poczuł się nagle odważny, w chwili jakiejś desperacji i wielkiej odwagi co zdarza się czasami po pijanemu, i zażądał przeprosin, -nagle cała sala zamarła w bezruchu, bo wyobraźcie sobie co się przed chwilą stało! szeregowy podatnik obraził kontrolera drugiego stopnia, a kontroler zwany przez przyjaciół "Kontrkiem", dobrotliwie wyjaśnił ze on go nie obraził, "bo przecież tak o nich wszyscy mówimy", no nazywamy ich tych płatów-podatów, robotami, którzy na nas pracują w zamian za zniewagi i poniżanie, -widać tego potrzebują żeby działać i żyć, takiej małej dawki adrenaliny, -dodał już ciszej do swoich kumpli siedzących razem z nim przy stoliku.



A więc stały się dwie rzeczy, po pierwsze robotnik podatkowy pierwszego, czyli najniższego, najbardziej uniżonego stopnia, zbuntował się przeciw wielkiemu Kontrkowi i nie spotkały go za to żadne konsekwencje.

Dwa: okazało się że można się buntować przeciw panujących nad nimi.
Po drugie, Kontrek niechcący wydał tajemnice, bo według mitologii kasty, roboty czyli robotnicy podatkowi żyją po to aby za pomocą systemów podatkowych żywic i utrzymywać wyższą klasę [zwaną też "klasą utrzymanków"].

Tego już było za wiele, wśród robotników podatkowych zawrzało. A byli to najniżsi i najmniej ważni robotnicy, tak mało ważni że nawet nie mieli swoich podmieńców, ani w laboratoriach swojego materiału genetycznego, -złożonego w teczkach, w tak zwanym Archiwum Genów.
Sprawę zbagatelizowali felczerzy, gdy się okazało że są to naprawdę wyjątkowo marni robotnicy, a stwierdzili to po standardowej kontroli i braku zarówno podmieńców jak i ich materiałów w archiwum, oraz pobieżnej wizualizacji helis.
Ale rano robotnicy wyszli na ulice "precz z systemem podatkowym" krzyczeli, "obniżyć podatki i uprościć prawo gospodarcze wołali inni", rzucając kamieniami w samochody felczerów.

To nie był koniec, to był dopiero początek całych zajść, bowiem robotnicy zamiast iść pracować aby utrzymać system i rządzących demonstrowali w nieskończoność, palili urzędy podatkowe, i izby kontroli skarbowo podatkowej, niszczyli tak pieczołowicie zgromadzone dane w wielkich archiwach i systemy telwizji kontrolowanej przez rząd, a nawet wprowadzili własne niezależne stacje radiowe i sieci internetowe
Niszczyli także systemy monitoringu i wszechkamery, zwane Wielkim Okiem Prawa, które kiedyś kapłani tak gorliwie święcili, twierdząc w kościołach że system wielkiego oka powstaje w celu zmniejszenia liczby popełnianych przez robotników oraz wyklętych, grzechów.
Wyklęci to byli głównie ci w których tożsamość nikt nie wierzył, ponieważ podmieńcy dysponowali znacznie przewyższającą ich inteligencją i byli w stanie każdemu wmówić że są tymi prawdziwymi, a tamci to oszuści, -wmawiali to nawet żonom, dzieciom, lub rodzicom ludzi za których zostali podmienieni.

Więc ci nie mieli wyjścia musieli schodzić do podziemnych kanałów lub na przedmieścia miast gdzie już żyli inni podmieńcy, oraz z rodzinami 'wolni ludzie' ci którzy pozbawili się czipów gdy te jeszcze działały, a teraz wychowało się już nawet drugie i trzecie pokolenie bezczipowców. Bezczipowi albo odszczepieni bo pozbyli się wszczepów czyli czipów wymyślili własne alternatywne państwo, z własnymi sposobami produkcji żywności i energii elektrycznej.
Do tego jeszcze dochodzili buntownicy, którzy po wyjściu z więzienia nie mieli dokąd pójść...
Teraz podziemne miasta dołączyły się do buntów, obok wielkich medytujących, i palili urzędy, i stojące w centrach miast w wielkich wieżowcach archiwa. wyrywali tez z papierowych pieniędzy czipy, które nadal w nich działały*...



oprócz tego spalili budynki wielkiego systemu danych o pasażerach lotów lotniczych, z wielkim szyldem BAZA DANYCH PASAŻERÓW KOMUNIKACJI LOTNICZEJ, -która gromadziła aż trzydzieści trzy typy informacji o kupującym bilet, w tym tak niezbędne jak preferencje seksualne ich dzieci, i preferowany kolor skarpetek, oraz rozmiar butów ważny rzekomo ze względów strategicznych dla nadrzędnych interesów planetarnego państwa ....Aha zapomniałem dodać że szyld uczyniony był z jakiejś starej pilśniowej dykty, i spłonął wyjąŧkowo szybko

_____________

*był to inny rodzaj czipów, niż wszczepy w ciałach ludzi i jak się okazało bardziej trwały, ale po wrzuceniu go do zwykłej kuchenki mikrofalowej taki czip także już nie działał.

Rewolucja hakerska -manfest rewolucji hakerskiej




2008-01-25


-0powieśc androida,

państwo zła
Na jednej z planet doszło do rewolucji hakerskiej, a doszło wtedy gdy życie na niej było już nie do wytrzymania. Tysiące, ba co ja mówię, miliony skrupulatnie przestrzeganych przepisów mających niby ułatwiać i uprościć życie ludzkie, sparaliżowało je kompletnie. Większość energii poświęcali mieszkańcy planety na wypełnianie szczegółowych raportów, dla rządzącej planetą Najwyższej Izby Skarbowej, będącej czymś w rodzaju świeckiego Sanhedrynu. Niby świeckiego, choć biskupi kropili i święcili nowe budynki administracji państwowej, i nowe komputery, oraz nowiuśkie świetnie wyposażone biura i oczywiście nowe piękne auta kupione z danin jakie płacili szarzy i pracowici obywatele. Nie muszę chyba dodawać, że biskupi nie wykonywali swojej pracy za darmo
a ich bogate pałace wymagały przecież nieustannej opieki i remontów, oraz nowych kosztownych mebli. Formalnie, ale tylko formalnie pałace jak i cała własność należała niby do Naczelnego bóstwa planety, plemienia planetarian, ale naprawde do biskupów*. Świetnie też ich kościół współpracował z każdym rządem mawiając że co cesarskie należy się cesarzowi, a to co cesarskie lubili najbardziej. Mieli także w miastach kamienice na własność, tak że biedni ludzie których matki albo babki staruszki łożyły ostatni grosz na kościół, przechodząc obok tych pięknych kościelnych kamienic, mawiali : nasze ulice ich kamienice.



Wojsko w tym planetarnym kraju służyło naprawdę do tłumienia ewentualnych buntów ludności, oczywiście przymusowa służba wojskowa urabiała psychiki, a także dostarczała wielu upokorzeń żołnierzom zasadniczej służby. Niejeden z nich nie wytrzymał terroru psychicznego i popełnił samobójstwo, a wszystkie takie sprawy były zwykle tuszowane, bo nikt spośród służących systemowi w tym idealnym i najlepszym z krajów nie poniósł odpowiedzialności za swoje błędy, żaden lekarz, nauczyciel ani tym bardziej wojskowy.
Nie tylko przymusowa służba wojskowa, ale także przymusowe szkoły i przedszkola służyły do obrabiania psychiki młodych ludzi i rozmontowywaniu systemów obrony psychicznej oraz rozmiękczaniu charakterów. Niemniej dzielnie pod tym względem spisywał się także kościół, oraz media. Osłabiać poddanych, i poddawać ich psychicznej obróbce oraz manipulacji, -i robili to dzielni żołnierze rządowej armii w sutannach i w garniturach w ogólnokrajowych mediach....

Rodzice nie mieli zbyt wiele czasu dla swoich dzieci, zajęci zarabianiem pieniędzy na utrzymanie rodziny przychodzili do domu wieczorem, zdenerwowani i zmęczeni, a gdy dzieci czegoś od nich chciały, -mówili do nich wtedy: daj mi spokój, teraz nie mam czasu. Miało być lepiej od czasów rewolucji przemysłowej a potem i technicznej, a było coraz gorzej, ale ludzie tak zabiegani i zmęczeni nie mieli nawet czasu aby to zauważyć. O ile na przykład w pokoleniach dziadków jedna osoba była w stanie utrzymać dużą rodzinę, to dzięki socjalnemu opiekuńczemu państwu które wdzierało się niby meduza wszędzie i łapczywie rabowało pieniądze poddanych, a to pod pozorem opieki zdrowotnej, a to pod pozorem powszechności przymusowych emerytur i rent, a to pod pozorem pomocy dla biednych dzieci, rabowało bezwzględnie najbiedniejszych, a okupująca biedniejszych grupa silniejszych i bogatszych żyła całkiem nieźle ich kosztem, zaśmiewając się przy okazji, że głupi nieszczęśni biedacy uwierzyli w socjalizm, a nawet sami się go domagają
...ale wróćmy do dzieci, -dzieci jak wspomniałem często samotne i bezradne były pozostawione samym sobie, i padały często ofiarą przestępstw ze strony swoich agresywnych i bezwzględnych kolegów szkolnych lub dorosłych. W takich przypadkach podstawowe techniki psychomanipulacji nauczały: bądź dobry dla złych i bezwzględny dla dobrych. A mantra ta świetnie tłumaczyła strach, tchórzliwość i i lenistwo dorosłych, wymyślali także głupawe teksciki w rodzaju nie wychylaj się, albo: trochę pokory nikomu nie zaszkodzi, czy też: trzeba się dotrzeć i żyć z ludźmi, wyjątkowo głupie i zupełnie nie pasujące do sytuacji..





Prawo w państwie zła było tak zresztą skonstruowane aby działało przeciw tym którzy przez system podatków łożyli na utrzymanie pokracznej machiny, a na korzyść przestępców i oszustów.
Tak naprawdę to wszystko służyło temu aby utrzymać poddanych w niewoli, a chaos i strach tego typu działaniom sprzyjał, -także i wyjątkowo skomplikowane akty prawne , konstytucje, procedury i przepisy nie zrozumiałe dla przeciętnego człowieka
Czipy na tej planecie zostały wszczepione prawie niezauważalnie. Najpierw wszczepiano je nieobowiązkowo zwierzętom domowym, psom i kotom, następnie zwierzętom hodowlanym, baranom i owcą. potem kolej przyszła na przestępców, a następnie na chorych aby ci byli w stałym kontakcie z aparaturą szpitalną.



Powszechne zaczipowanie nastąpiło w roku 2010 ichniejszego kalendarza, rok ten został nazwany „rokiem wielkiego szczęścia” a kapłani nawet ułożyli specjalną modlitwę dla wiernych-poddanych, zaczynającej się od słów: "czipa naszego powszedniego daj nam dzisiaj," -wmawiając że dzięki czipom wierni osiągną większy kontakt z bóstwem, a nie tylko ze służbą zdrowia, i urzędami kontroli podatkowej oraz z wymiarem sprawiedliwości .
W supermarketach i na lotniskach, oraz na dworcach i przy większych drogach, stały ele-bramki kontrolujące przepływ ludności, tak ze żaden człowiek nie posiadający "imienia" bo tak zostały nazwane czipy, nie mógł wejść, zresztą nie miał po co wejść, pieniądz już dawno, to jest od 2009 ich kalendarza był elektroniczny i każdy kto nie miał wypisanego imienia bestii, o Boże co ja piszę, wszczepionego w czole lub w dłoni czipa, nie mógł nabyć biletu lotniczego, ani zrobić zakupów w sklepie.

Zresztą ludzie zajęci byli czym innym, wszystkie media pokazywały zamachy terorystyczne, jakie miały miejsce. Zamachy spowodowane przez członków jakiś dziwacznych kultów pochodzenia ziemskiego, a dokładniej odłamów i herezji starej semickiej religii.



Oprócz nich działali także ekoterroryści, zwani "zielonymi", ci wyznawcy starego bóstwa Łady [ładu i harmonii], oraz Świętowita Pana Świętego prawa całego kosmosu, i Wielkiej Wyzwolicielki, nie mogli patrzeć jak przemysł i nowe technologie niszczą życie na planecie. Ekoterror lub zielony terror] i e-terroryzm rozsiał się po wielu galaktykach ponieważ jego wyznawcy odczuwali coś w rodzaju kosmicznej misji. Latając statkami kosmicznymi na inne planety propagowali idee ekoterroru, który sam miał być drogą, metodą do powrotu czasu "szczęścia i harmonii", zgodnie z kosmicznymi naukami bóstwa harmonii Łady, i Pana Świętych Kosmicznych praw, -Świętowita.
Jeden z najsłynniejszych sukcesów zielonych terrorystów miał miejsce podczas ataku na Laboratorium Nowych Biotechnologi w Megapolis, gdzie zostały zniszczone laboratoria oraz wyniki prac naukowych całego pokolenia biologów. Zostały też zniszczone zalążki nowych hybryd którymi miano zastąpić ludzi jako mniej efektywnych i mniej posłusznych, choć kilka biorobotów uchowało się jakoś i przeniknęło do ludzkich siedzib.
Atakowali także laboratoria metalobiologi, gdzie dla odmiany naukowcy pracowali nad typem „nowych ludzi” będących połączeniem istot biologicznych z robotami. Atakowali tez szkoły i szpitale, szpitale które tak naprawdę służyły do wykańczania chorych i niepotrzebnych już państwu podatników. Wiadomo, znajdźcie mi człowieka który nie zdefrauduje cudzych pieniędzy będąc całkiem bezkarnym? A im mniej było emerytów tym więcej pieniędzy zostawało dla "troszczących się", - jak siebie kazali nazywać ludzie ze średnich szczebli planetarnej władzy państwowej



Generalnie na planecie były dwa rodzaje żywności, tańsza zwykle zmodyfikowana genetycznie i poddana ulepszaczom, zawierała też wiele szkodliwych skracających życie substancji, bo technologia tak poszła do przodu że większość ludzi była już państwu nie potrzebna.
[Choć na niektórych , o czym oni nie wiedzieli robiono w tajemnicy badania i eksperymenty naukowe.]
Sama cywilizacja była kiedyś cywilizacją solarną o wielkiej pełnej chwały przeszłości, a żyjący na plancie ludzie posiadali w większości „gen zdobywcy i nomada”, R1A, -zwany tez genem budowniczych wielkich cywilizacji. Dodajmy ze cywilizacją solarną była w zamierzchłych czasach, i nawet wtedy dążyła do połączenia pierwiastka solarnego z lunarnym tworząc rodzaj doskonałej pełni i całkowitości, choć jej głową były idee solarne oczywiście a sercem lunarne, księżycowe.. Miała też ambicje zintegrować pierwiastek "uraniczny" i "merkuriański", a nawet odrobinę demokratycznego "Neptunizmu". w tamtych czasach książki Bachofena i Evoli stały w bibliotekach na poczesnym miejscu.

Język jakim posługiwali się mieszkańcy był zbliżony do macedońskiego, chociaż z uproszczonym trybem czasowym. A ulubioną lekturą planetarian [zakazaną i czytaną w tajemnicy] "Opowieść o kocie rybotwórcy".





Rewolucja hakerska
zaczęło się niewinnie, Zbyzo Kosmiczny, który właśnie teleportował się jak to miał w zwyczaju, wędrując po kosmosie, na planetę, a zabrał ze sobą Złoma z Chłodnicy Górskiej, wmawiając mu że dostali się tu za pomocą zwykłego statku kosmicznego, w co uwierzył , bo w chwili teleportacji Złomek był mocno pijany, a musicie wiedzieć że swoje zdolności do teleportacji Zbyzo ukrywał przed nawet najlepszymi przyjaciółmi.
Ale jak wspomniałem zaczęło się bardzo niewinnie, Zbyzos Kosmiczny [będąc już na planecie] przez przypadek wywołał serwer DNS, wpisując w trybie tekstowym komendę... i... [no nie ważne] za co musiał stanąć przed miejscowym sądem. A Złomek napisał na tą okazję piosenkę która stała się hymnem zbuntowanych planetarian:



Wywołaj serwer DNS,
wywołaj serwer DNS
w trybie tekstowym wywołaj!
wpisując tajną komendę xxx
zrób to dziś
zrób to teraz.
Zrób to teraz,

Wywołaj wywołaj, wywołaj
Musze wywołać serwer DNS
ty musisz też wywołać serwer DNS...

-śpiewał Złomek z groźnym wyrazem twarzy

I wtedy zaczęło się. krakerzy którzy za swoje główne bóstwo opiekuńcze przyjęli Boginie ŻYCIA i sił życiowych Żywie, a w większosci wyznający poglądy libertariańskie, co jednakże nie było regułą, bo wśród nich mogliśmy znależć a-kapitalistów, socjalistów, ekologistów, i ekoterrorystów, narodowców i nawet komunistów, rozpoczęli w swoich kółkach, jak na sygnał rewolucje hakerską.
Napisali nawet swój 'manifest hakerski", -który tu przedstawię w skrócie:


MANIFEST REWOLUCJI HAKERSKIEJ
____________________________________



motto:

"Hactiwizmo to nasz cel"


1
.-wyklęty powstań ludu, uciskany przez niezliczoną liczbę podatków, i danin, zakazów i nakazów, oraz ograniczeń władz
przez system przymusowych emerytur i przymusowego systemu szkolnictwa, oraz niezliczoną liczbę świadczeń



2.
-pokłon bogini Mądrości, bogini Wolności Libertari i bogini Prawdy, -kim by nie była

3.
-precz z przymusowymi dowodami identyfikacji

4.
-precz ze sztucznymi i nic nie znaczącymi papierowymi i elektronicznymi pieniędzmi. Zamiast nich domagamy się wprowadzenia prawdziwych pieniędzy ze złota i srebra które mają pokrycie w swojej wartości. A nawet nie domagamy, bo sami będziemy je robić, znosząc monopol państwa na emitowanie pieniędzy

[Atakować zaczęli systemy bankowe, giełdy, urzędy podatkowe, systemy danych i ewidencji, oraz wielkie sieci handlowe, tworzyli tez niezależne małe alternatywne sieci internetowe oraz własne systemy operacyjne...]

5.
-domagamy się wprowadzenia nowych technologii nie niszczących środowiska naturalnego, pod warunkiem że nie są szkodliwe dla ludzi

6.
-domagamy się także prawa do powszechnego dostępu do broni palnej, przynajmniej na terenie swojego domu, i uznania własności za nietykalnej, najbardziej zaś domu

7.
-ciało człowieka, jego dusza i jego psychika należy do człowieka i jest jego własnością,
może więc używać wszelkich metod w obronie siebie, swojej własności i swojej rodziny, z bronią palną włącznie


8.
-niskie podatki, minimalne państwo, bezpłatne honorowo pełnione urzędy, swobodny niekoncesjowany przepływ informacji, każdy od dziś ma prawo do tworzenia własnej stacji radiowej, telewizyjnej, systemu telefonii, i sieci internetowych, z własnym systemem operacyjnym, i zakładania bez pozwoleń gazet papierowych i portali internetowych
Klucze zaś są prywatną własnością.

-z podatków ma się rząd wyliczać





Płomień rewolucji hakerskiej zaczął ogarniać także i sąsiednie planety na które się przeniósł, pokonując demona zła i zagłady który tak rozrósł się i niszczył życie ludzi na większości systemów planetarnych, zamieniając je w koszmar.
Niektórzy pojawienie się Demona Zła uważali za złą karmę galaktyki, inni za dopust boży, a naukowcy odkryli że były to wyjątkowo szkodliwe szczepy niezwykle żywotnych wirusów, roznoszące się przez komety po galaktyce, s kolei astrolodzy i astronomowie odkryli że po każdym przelocie komet niedaleko planety pojawiał się wzrost fiskalizmu państwowego i szkodliwych rozwiązań socjalnych. [ opinia autora: Demon zaś był prawdopodobnie wyprojektowaniem najgorszych i najbardziej skrywanych myśli i emocji poprzez dualistyczny system filozoficzny popularny na wielu planetach Związku Galaktyki, a jego jakbyśmy tu powiedzieli duch wcielił się w materię ]



"Demon" zwany panem zła i ciemności istniał naprawdę, w odległej galaktyce, a jego celem było rozmontowanie psychiki ludzkiej poprzez działania socjalne i wzrastający aparat państwa- opiekuńcze państwo miała uczynić ludzi bezwolnymi, a demon miał następnie przejąć psychikę osłabionych przez socjalne państwo ludzi, czerpiąc ze swoich niewolników potrzebną mu do życia .
Wirusy dość prymitywne dla starych cywilizacji miały w sobie prosty program, wpisany na krzemowych mikrodyskach, -który to, jak już wiadomo, dalej działał wśród samych ludzi gdy wirusy przenikały do ciała ludzkiego, osadzały się jego różnych częściach z krzemowymi mikrowszczepami, działającymi na ich psychikę, -a zainfekowani ludzie dalej rozprzestrzeniali szkodliwy dla gatunku i rasy program.
W nagrodę najodważniejsi wśród hakerów i odkrywców wirusa mogli uczestniczyć w ekspedycji przeciw demonowi zła mieszkającemu w odległej galaktyce, oczywiście polecieli tylko najodważniejsi ochotnicy...



___________

*wcześniej nazywany był "Najwyższym Bóstwem wszystkich galaktyk, ale podczas międzyplanetarnego procesu sądowego, podczas którego przedstawiciel innych planet nie życzyli sobie aby tak było nazywane ich bóstwo ponieważ mieli własne bóstwa i własne systemy religijne, przegrali sprawę, choć niektórzy podejrzewają że nadal między sobą tak nazywają swoje bóstwo, ale mieszkańcy innych planet przymykają na to oczy

Cyberlandia





-zwana tez “cyberprzestrzenią”

albo nawet czasolandem



Wnuczek Józefa zapamiętale serfował w przestrzeni internetu słuchając przy tym swojego ulubionego kawałka piosenki "Personal Jezus", w genialnym wykonaniu Johniego Casha.
Internet stał się na tyle popularny i wciągający ze zaczęły powstawać cybernetyczne rodziny, miasta, i partie polityczne, jak na przykład popularna w Holandii Partia Lewicowych Lesbijek, i Biseksualna Chadecja, powstawały też cybernetyczne religie i cybernetyczne małżeństwa, a ludzie przestali praktycznie wychodzić z domu.
Tajne służby na początku patrzyły podejrzliwie i nieufnie, ale wkrótce zdały sobie sprawę że inter jest zaledwie namiastką i erzacem życia, więc skrycie wspierały ten nowy ruch, chociaż publicznie krytykowały, ale w sposób umiarkowany [stworzyli wirtualne państwo i wewnętrzne światy umysłu i niech tam sobie żyją, -mawiali do siebie pracownicy informacji]
Dla potencjalnie niebezpiecznych nazywanych przez służby 'Dużymi Mózgami, albo "Dużymi Głowami" miały przygotowane rozwiązania, istniały więc strony, portale i fora a nawet blogi widziane tylko z miejsc w których "duża głowa" bywała, a duże głowy mają to do siebie że nie lubią zbyt dużo bywać i ruszać się ponad miarę, więc specjalnych problemów nie było.



Duże głowy spędzały czas a nawet poświęcały swoje życie na wymyślaniu i propagowaniu nowych poglądów politycznych, filozoficznych, i ekonomicznych których poza pracownikami służb i kilkoma znajomymi jeśli tacy się trafili, nikt nie czytał.
Ale zdarzało się że pracownicy bezpiecznej informacji uznali ze jakaś idea może się przydać, i podrzucali odpowiednio dopracowane skrypty swoim ludziom, aby ci je puszczali w obieg. Oni też uznawani byli za prawdziwych twórców poglądów, a cały net był pod kontrolą, jak to się mówiło na politycznych salonach “porządek panuje w necie', a było to po stłumionym buncie “netarian:' jakiś czas temu.
Trzeba przyznać też że wolność w necie była i tak większa od wolności jaką mogła zaoferować netarianom rodzina lub środowisko, a służby nie ingerowały jeśli poglądy użytkowników nie były niebezpieczne dla państwa. Netarinie tymczasem osiągneli taki poziom życia w świadomości umysłu ze niektórzy podobno, jak w książce Snerga-Wiśniewskiego zaczęli przenikać przez monitory a potem pasmostrady i przenosić się w ten sposób w inne miejsca odwiedzając na przykład przyjaciół lub netową dziewczynę. inni znowu mieli doświadczenia Żywego Czującego Wszechświata, a że idea umysłu-netu-netostrady świetnie pasowała do buddyjskich teorii dotyczących świadomości i realności świata, neterianie chętnie się nimi inspirowali jak też i praktykowali medytacje buddyzmu zen, -wyjątkowo korzystną dla higieny psychicznej, pod warunkiem że zastosuje się ją z umiarem -jak mawiali
Krążyły też pogłoski ze netarianie uczestniczą w jakichś inicjacjach z Bractwem Tajemnej Ewangelii św. Marka, i zaczytywali się do upadłego Ewangelia św. Marii Magdaleny- co już akurat było prawdą

Kiedy to się stało pierwszy raz nikt ni pamięta, w każdym razie zaczęli tworzyć alternatywny wirtualny świat, nazywany też wirtual-landią, ze swoimi wirtualnymi, tam istniejącymi naprawdę pieniędzmi i systemem walutowym, konstytucją i prawodawstwem, a było ich coraz więcej i coraz rzadziej powracali do realu
Aż niektórzy przestali wracać i dla otoczenia w tak zwanym realnym świecie znikali. Niektórych nawet poszukiwała policja.



A służby choć dość szybko złamały kody dostępu do "aun" [autonomicznego netu] to jednak do świata wirtualu nie mogli się przedostać, tak naprawdę jeśli któryś z nich wierzył w tamten drugi świat, nie przyznawał się do tego publicznie.
W wirtualnej przestrzeni zaczęły rodzic się pierwsze dzieci, a mieszkańcy cyberpaństwa nawiązywać zaczęli pierwsze kontakty z sąsiadami.
okazało się bowiem ze w tej samej sferze o krok prawie od nich jest wymiar przestrzeni umysłów świata bogów, interesujących się abstrakcyjnymi teoriami filozoficznymi i nauką, a nieco dalej świat doskonałych smaków i zapachów, także ze sfery bogów, zaraz za nimi boskie światy poetów i muzyków.
Od mieszkańców tych subtelnych światów , a właściwie wymiarów przestrzeni umysłów, dowiedzieli się że istnieje świat nazywany duchowym niebem, który jest jednocześnie stacją węzłową łączącą się z innymi światami zaczęli więc bywać u sąsiadów....
Pewnego dnia znikł i wnuczek Józefa, -na początku wszyscy myśleli że wyjechał do kuzynów do Wojeracy, a gdy rodzice zadzwonili do kuzynów wieczorem okazało się że go tam nie ma. Pomyśleli więc że może jest u kolegi w Rózancie, ale tam też go nie było. Uznali że pewno uciekł z domu i włóczy się po świecie, jak tysiące młodych ludzi w jego wieku.

A potem o nim zapomnieli...

Dzień z życia stewarda






kolejne opowiadanie które przytaczam bardziej ze względów dokumentacyjnych

Stewart, zaczął wykonywać swoją pracę dopiero kilka miesięcy temu, a już wydawało mu się jakby tam był tam od lat. Dotarł się bardzo szybko i wszedł w skład swojej firmy praktycznie bezkolizyjnie, koledzy i przełożeni nie sprawiali mu większych problemów, a nawet okazali się sympatycznymi ludźmi, byli do niego przyjaźnie nastawieni
Podobnie było z miastem, do którego się przeniósł kiedy znalazł pracę. Mieszkanie wynajął bardzo szybko, w cichej i spokojnej okolicy. Małe ale przytulne i przyjemne
Czy jego imię Stewart, pomogło mu znaleźć i dostać pracę w lotnictwie i latać praktycznie po całym świecie, a przynajmniej europie, -tego nie wiedział . Lubił latać i podnosić się do góry, i wtedy czuł że

że przywiązanie do ciała całkowicie znika a on staje się wolny.

Różne zresztą były motywy pracy wśród kolegów i zespołu. Jeden z nich podjął pracę wyłącznie dla pieniędzy, drugi ze względu na paniczny strach przed śmiercią a szczególnie przestrzenią, i aby ten strach pokonać poszedł właśnie pracować do lotnictwa. Kiedy latał i odrywał się od ziemi czuł że pokonuje w sobie ten strach przed śmiercią i wypadkiem gdzieś w przestrzeni nieba. Po chwilach paniki pojawiała się ekstatyczna radość. Wyzwolenie. I zwycięstwo nad swoimi emocjami i ograniczeniami.

Jak wyglądało jego życie. Czy był szczęśliwy , -zapytacie?

Czy jego przywiązanie do kraju i naszej tradycji zmalało, a może wręcz przeciwnie stał sie większym patriotą. Albo zupełnie go nie obchodziły te rzeczy. Lubił latać, codziennie być w innym mieście, i słuchać ludzi mówiących językami jakich często nie rozumiał. Najbardziej zaś w chwilach zmęczenia, szedł jeszcze prawie śniący i wtedy jakby w krainie snu dobiegały do niego dziwne i niezrozumiałe głosy, i ludzie całkiem odmiennie ubrani, niż ci których spotykał zazwyczaj.
Nie do końca. On chciał latać w międzygwiezdnych lotach na inne planety. Oglądać księżycowe krajobrazy. Płynąć niby płód w łożysku otoczony błękitnymi wodami bezkresu galaktyki.
Na planowane spotkanie ze znajomymi jednak nie dotarł. Po prostu padł zmęczony na łóżko, i spał do późnego wieczora. Kiedy się obudził pomyślał że jest już za późno.
Już wkrótce zaczął nudzić się w pracy, i nic w tym dziwnego bo opanował wszystkie jej tajniki i tajemnice po kilku tygodniach. Wymyślał więc siedząc na pokładzie samolotu, po przeczytaniu wszystkich możliwych gazet jakie znalazł pod ręką, i rozwiązaniu przynajmniej jednej krzyżówki różne zabawne historyjki, -które nawet próbował niekiedy zapisywać. Ale zwykle gdy zmęczony po pracy wracał do domu, nie miał sił, i znikały w przepastnej przestrzeni [jego] umysłu.



Wszystko się zmieniło gdy w pewien majowy dzień jadąc autobusem do pracy, czyli w kierunku lotniska, przeczytał w jednym starych numerów “Wiedzy i Życie” wzmiankę o japońskim naukowcu z uniwersytetu w Osace który użył jako pilota ludzkie oko. Okazało się że można sterować sprzętem elektronicznym za pomocą ludzkiego oka. Zwykłym mruganiem oczu włączać odtwarzacz dwd, oraz wyłączać go, przesuwać do przodu film, albo zatrzymywać.
Postanowił wypróbować i sprawdzić czy można zastosować ten wynalazek w relacjach międzyludzkich. Siedząc usiłował wpływać na aparaturę samolotu za pomocą oczu i ruchów wykonywanych nimi. Co najdziwniejsze zauważył że taki wpływ istnieje. Kiedy na przykład skupiał się mocniej i zaciskał oczy samolot zaczynał przyśpieszać. Innym razem gdy znowu zaciskał mocniej prawą powiekę, wtedy samolot zaczynał pochylać się na prawo. Raz nawet o czym nikt nie wie uratował lecący samolot, przed katastrofą. Ludzie niczego nie świadomi kłócili się miedzy sobą o to kto ile miejsca zajmuje, i kto komu przeszkadza, dlaczego żona tak patrzy na młodszego od siebie sąsiada, i uśmiecha się do niego, i dlaczego mąż zamiast zajmować się żoną lub małymi dziećmi woli czytać gazetę, lub spać, albo za darmo pić alkohol.

Próbował także za pomocą swojego ukrytego w oczach pilota oddziaływać na ludzi. Kiedy tylko zobaczył że jeden z pasażerów jest zmęczony próbował go “doładować”, lub na przykład jeśli jakiś człowiek odczuwał niepokój lub lęk uspokajał go za pomocą swojego pilota.
Przez częste używanie pilota rozwijał siłę swojego umysłu, a praca w której kiedyś się tak okropnie nudził zyskiwała nowy sens, -nie napisze że w jego oczach.

dziewczyna o tęczowym ciele






Każdy zna kobietę o perłowych włosach, no może nie każdy. Na pewno każdy Polak który przekroczył przynajmniej trzydziestkę i słyszał piosenkę węgierskiego zespołu “Omega” o tym właśnie tytule.
Ale nikt prawie nie znał dziewczyny o tęczowym ciele, aż do czasu kiedy napisałem o niej swoje opowiadanie. Przyszła do mnie tak po prostu, i poprosiła abym napisał parę słów o jej życiu i historii, zanim przejdzie, jak to się wyraziła do innej przestrzeni, czy też nadprzestrzeni, [czego niestety dokładnie niestety nie zapamiętałem]. Nie powiem wam jak miała na imię, ani jak się naprawdę nazywała, bo nie oto w tej historii chodzi. Usiadła na krześle i pijąc powoli herbatę, zaczęła swoją opowieść.

Przyjechała do Krakowa z głową pełną nadziei, i właściwie miała już ułożone dokładnie całe swoje przyszłe życie. Wiedziała jak będzie wyglądał jej przyszły dom, i jakie będą w nim meble. Znała wszystkie kolory ścian, i imię dla swojego psa. Pokój sypialny będzie pomalowany cały na zielono rozmawiała w myślach z nieistniejącą przyjaciółką, a w samym środku będzie stało wielkie, kute w żelazie, małżeńskie łożę. Poduszki podobnie zresztą jak i zasłony na oknie, koloru niebieskiego , -mówiła do nieistniejącej przyjaciółki dalej, popijając nieistniejącą kawę albo sok, i będą, kontynuowała, koniecznie w żółte gwiazdki na niebieskim tle. Oczywiście poszwa, poszewka i prześcieradło, jasnoniebieskie, a zasłony ciemniejsze, prawie że granatowe. Już widziała jak dyskutują i prawie kłócą się z nieistniejącym mężem a może jeszcze jej chłopakiem, on pewno będzie chciał żeby kolory pościeli zostały powiązane z porami roku, ognisto czerwone latem, a żółte jesienią, o nie mówiła, nigdy się na to nie zgodzę, tylko niebieskie w gwiazdy, ewentualnie jeszcze księżyc. W pokoju dziecinnym, a jak Bóg da, w pokojach, ściany zostaną pomalowane w przeróżne wzorki, pełne zabawek na drewnianych półkach, i abażurem w kształcie latawca, poruszającym się pod sufitem. Jej mąż zapewne chciałby mieszkać na wsi, i zbudować dom z grubych drewnianych bali w środku, a na zewnątrz murowany, z ogromnymi kamiennymi głazami w rogach pokoju, i oczywiście bardzo dużo metalu, wszędzie gdzie się da, dużo żelaza, kutego, i miedzi oraz mosiądzu. Przed domem całe aleje wysadzone magnoliami, akacjami i lipami, a na klombach róże i rodendrony, ale ona chciała mieszkać w mieście najlepiej w okolicach rynku lub na Kazimierzu albo na starym Podgórzu. Wiedziała też co będzie robił jej mąż, a nawet znała jego imię.

Ale życie potoczyło się zupełnie inaczej. Wszystko to co posiadała i co mogła zaoferować innym, oni już mieli, albo mogli skorzystać z profesjonalnych firm oferujących tego typu usługi. Była im więc zupełnie niepotrzebna, a po kilku miesiącach pobytu w Krakowie, nie poznała właściwie żadnej koleżanki, z którą mogłoby ją łączyć coś bliskiego. Nie poznała też żadnego ciekawego mężczyzny, widać jako dziewczyna ze wsi, nie posiadająca odpowiedniego statusu, w stopniu choćby minimalnym, nie była interesującym obiektem dla płci przeciwnej. Same spotkania z ludźmi z firmy były standardowe i miłe, ale grzeczność i sympatia z daleka śmierdziały sztucznością. Dobrze płatna praca. to rzecz o której tylko słyszała, a żaden z zadowolonych ludzi, z którymi rozmawiała, nie chciał jej powiedzieć ile zarabia. Ona znalazła prace w supermarkecie, przy kasie, a wcześniej sprzątała hotele zatrudniona w firmie sprzątającej. Pies, kot? Wolne żarty. Filmiki jakie wysłała na yutube, nie zrobiły raczej furory, a jej opowiadania w blogu cieszyły się dosyć umiarkowanym zainteresowaniem.

W małym pokoju, wynajmowanym prawie na przedmieściach, kto o tym w ogóle mógłby pomyśleć. Umierały więc marzenia i nadzieje każdego dnia, a ona ze zdziwienia otwierała oczy coraz szerzej. W końcu doszła do wniosku, że nic tu po niej, i nie ma tu czego szukać. Ona i miasto zgadzali się ze sobą przynajmniej pod jednym względem, -nie przypadli sobie do gustu, i nie pokochali się.
Wkrótce przestała pisać, i zapomniała o swoich filmach na yutubie, a zaraz potem i o recytacji poezji. Czy wyobrażacie sobie człowieka wracającego wieczorem po ciężkim dniu, który ma ochotę i siły na pisanie poezji, albo recytację wierszy? -bo ja nie. Nie chcę też wspominać o nie zbyt miłych incydentach, kiedy na koleżeńskich spotkaniach firmowych zostawała wyśmiewana lub
w lepszych przypadkach ignorowana, kiedy opowiadała o swoich wierszach, a z osób proszących o adresy jej blogu, nikt tam nie zajrzał [twarze znajomych mówiły: ty piszesz wiersze? Ty!!!].


Skupiła się na medytacji, ale żeby nie robić sztucznego zainteresowania i kryptoreklamy nie napisze z jakiej szkoły i tradycji pochodziły. Na początku było trudno i miała problemy ze skupieniem umysłu, ale potem wszystko ruszyło z miejsca jak lawina kamieni, i trwało aż do czasu, gdy pewnego dnia, a raczej pewnej nocy zobaczyła w lustrze zamiast twarzy postać zbudowaną ze światła. Najpierw przestraszyła się, bo pomyślała że zobaczyła ducha, ale gdy już była w pokoju i siedziała na swoim łóżku, zrozumiała że to była jej twarz. Coraz częściej zaczęła obserwować u siebie te najpierw nieświadome przemiany, a potem zaczęła kontrolować ten stan, to znaczy że potrafiła kiedy tylko chciała, zamieniać się w tęczowe światło, a nawet znikać i stać niewidzialną dla świata. Spacerowała wtedy niewidzialna po ulicach miasta nocą, co sprawiało jej wielką radość, ona widziała ludzi a oni jej nie. Miała nad nimi przewagę. Znikł też wstyd o swój taki podobno nieatrakcyjny wygląd.

Jak myślała o swoim przeszłym życiu, wtedy ze śmiechem do siebie mówiła: nic nie było, nic się nie stało, wszystko minęło, jak lustro wody zamieniło się w tafle.
Przez jakiś czas jeszcze spotykała się z ludźmi, i pojawiała gdzie nie gdzie, choć nie wiadomo ile to trwało czasu.
Potem znikła, i nikt jej już więcej nie widział, -myśleli pewnie że wróciła do siebie na wieś. A może wróciła?
spora częśc prezentowanych przeze mnie opowiadań weszła w skład TAKIMI RZECZY SĄ http://i1713.blogspot.com/p/powiesci-jakimi-rzeczy-sa.html

wspomnienia













*Niestety, moje najciekawsze opowiadanie zniknęło w przepastnej przestrzeni komputera, i postaram się je pokrótce streścić.


WSPOMNIENIA, -streszczenie
Młoda dziewczyna przyjeżdża ze wsi do dużego miasta, Krakowa, w poszukiwaniu nadziei na lepsze życie. Jednak spotykają ją same rozczarowania. Ma problemy ze znalezieniem dobrze płatnej pracy. Nie znajduje także przyjaciół, ani tak upragnionego mężczyzny. Ona też, nie interesuje nikogo, -chyba że ktoś chce ją wykorzystać, albo na niej zarobić.
Na wskutek różnych okoliczności życiowych, chociaż nie tragedii, -zaczyna pracować jako prostytutka.
Opowiada o swojej pracy i dwulicowości jej klijentów, na co dzień udających przyzwoitych ludzi, a gdy nie są widziani przez nikogo bliskiego, obnażają się pokazując swój prawdziwy charakter i naturę.
Snuje także refleksję na temat ludzkich kamuflaży i masek jakie przybierają na swojej wygodnej drodze przetrwania.

Wkrótce poznaje mężczyznę, [rzecz ma miejsce na ulicy świętej Katarzyny], jeszcze większego nieudacznika niż ona. Mężczyzna ten, którego imienia nie zdradza w czasie opowiadania , oskarżony o nielegalny przemyt samolotem towarów zakazanych przez prawo, [ broni albo narkotyków] spędza kilka miesięcy w więzieniu w Kolumbii. Powraca do Polski, i najpierw jedzie do Łodzi, by po zaledwie paru dniach przenieść się w poszukiwaniu nadziei i szczęścia, do Krakowa. W Krakowie zamieszkuje w sympatycznym i nie drogim hostelu “Honey”, na ulicy Miodowej. Włóczy sie całymi dniami po mieście, a najbardziej po nieodległym Kaziku, w poszukiwaniu pracy, choć może także i przede wszystkim w poszukiwaniu miłości. Po tygodniu lub dwóch gdy pieniądze w jego portfelu zaczynają niebezpiecznie topnieć, a portfel; chudnąć, -wynajmuje pokój gdzieś pomiędzy Wolą Duchacką a Kurdwanowem, -w całkiem miłej i spokojnej okolicy. Pieniądze jednak cały czas topnieją, i jest ich coraz mniej. Wkrótce zaczyna mu brakować na chleb, a potem przestaje w ogóle jeść i wychodzić z domu. Jakby tego było mało, ma problemy z żołądkiem, a biegunka trwająca przez cztery dni, bardzo go osłabia, żeby nie powiedzieć wykańcza . W tym stanie, pojawia się depresja i mocne rozchwianie emocjonalne.

Przybity i przygnieciony traci nadzieje, czekając jedynie na pieniądze od matki. Minuty czekania zamieniają się w lata, a godziny w całą wieczność. Czuje że powoli zaczyna umierać.
W takim stanie odnajduje go Agnes, bo tak ma na imię główna bohaterka opowiadania. Pomaga mu, wspierając jak tylko może, a między nimi zawiązuje się przyjaźń. Jednak gdy odnajduje kartkę z numerem telefonu do niego, on już zaczyna się podnosić, stracił nadzieje, złudzenia i wątpliwości, ale powoli odzyskuje siły, -a pieniądze przysłane od matki, pozwalają mu na zakup gazety z ogłoszeniami o pracy, i doładowanie telefonu, dzięki czemu może dzwonić do innych ludzi. Po śmierci duchowej i prawie że fizycznej, następuje zmartwychwstanie, i przemiana.

A bohater odnajduje w sobie, mając odwagę to głośno wyrzucić, - Jezusjańską koncepcję człowieka.
W opowiadaniu, narracją dzielą się na przemian: Agnes, czyli główna bohaterka, -jednakże opowiadająca najwięcej o nim, Marika, koleżanka, pracująca niedaleko miejsca, w którym oboje spotkali się, i Lili, przyjaciółka z pracy Agnes.
Drugi bohater, nie wymieniony z imienia, oraz “tajemniczy” Znajomy, - parający się pisaniem, a więc autor, czyli ja.
Każde z nich, inaczej go widzi, i inaczej widzi chwile ich spotkania.
Opowiadanie kończy sie zdaniem: “Połączyła ich przyjażń”.



[zakończenie]
Ale obudził sie w dosyć dobrym stanie, na początku leżał zamieniając swoje odczucia i niepokoje w marzenia, potem wstał, ubrał sie i umył. Gdy po śniadaniu wypijał filiżankę kawy myślał o swoich intuicjach z wczorajszego dnia.

Człowiek Jezusjański,
-czyli człowiek jako taki.

Człowiek Jezusjański*, czyli człowiek jako taki, jakim jest, wartościowy w samym sobie, bez względu na to co sobą prezentuje. Jaką ma pracę, co robi, albo czego nie robi, jest całkowity i kompletny. Większość ludzi pyta mnie, i jest to mantra numer gdzie pracuje, następnie jakie mam osiągnięcia, jakbym będąc po prostu człowiekiem nie liczył się. Bo musze mieć i musze coś znaczyć, czyli być kimś. Nie twierdzę że Jezus był bierny, bo gdy należało aktywnie działać robił to. Chodzi mi po prostu o to że człowiek jest już kimś ważnym i istotnym w swoim człowieczeństwie.

Myślał także sporo o mistyce, mianowicie o Odynie wiszącym na drzewie przez siedem według jednej tradycji, a przez dziewięć według drugiej, i o panu Jezusie wiszącym na krzyżu przez trzy dni.
I nawet nie próbował ukrywać, że pociągało go to bardzo

Znalazłam przez przypadek podczas prania kartkę z numerem telefonu do niego i zadzwoniłam. Odpowiedział mi słaby i zachrypnięty głos, ledwo żywego człowieka. Pojechałam tam od razu do niego, a po drodze kupiłam czekoladę, jakieś ciastka i pomarańcze. Kiedy tylko weszłam zaczęliśmy oboje płakać, to wspólnie, to na zmianę. W końcu przez łzy zapytałam go : człowieku jak mogłeś do tego doprowadzić? Jak mogłeś do tego dopuścić, ty nie szanujesz w ogóle siebie. On tylko uśmiechał sie do mnie przepraszająco, za to że sprawił mi przykrość swoim wyglądem i zachowaniem, bo przecież tego nie chciał.

Potem długo siedziałam na jego łóżku, i patrzyliśmy sobie w oczy, a ja trzymałam go za rękę. Po jakimś czasie wstałam, i zrobiłam mu kawę, i bułkę z masłem, [a jedno i drugie przyniosłam ze sobą].
Przychodziłam tak codziennie do niego przez tydzień, a potem zaczęliśmy wychodzić wspólnie na spacery do pobliskiego parku trzymając się za ręce, a właściwie to ja go trzymałam za ręce aby dodać mu odwagi i sił.
Pewnego dnia jak ptak z wyleczonym skrzydłem, albo dzikie zwierze któremu zrosła się chora noga, a przy okazji i dusza, wstał sam z gazetą trzymana w jednej ręce i poszedł w stronę miasta. Gdy wieczorem wrócił, a nie mogłam wytrzymać, i wypaliłam czekając całą paczkę papierosów, otworzyły sie drzwi i zobaczyłam w nich jego lekko zgarbioną sylwetkę. Znalazłem pracę, -powiedział. Przychodziłam do niego tak często jak mogłam, choć nie tak często jak wcześniej, i stawaliśmy się coraz bliżsi opowiadając sobie swoje sekrety i ukrywane przed wszystkimi historie i tajemnice, śmiejąc się z nich i z samych siebie przy okazji, bo obnażone tajemnice oczywiście przed odpowiednimi, godnymi tego ludżmi, przestają być tajemnicami i przestają w ten sposób obciążać nas.

Wiedziałam i czułam jedno, i że to prędzej się stanie, i stało się.
Połączyła nas przyjaźń.



*potem jeszcze zrozumiał całkiem coś innego. Zrozumiał że tak naprawdę człowiek sam w sobie i sam dla siebie jest nikim i nie istnieje. Okazując się jakby całkowicie pusty, niby wydrążona kłoda drewna, albo forma jedynie, -jak dla przykładu szklanka albo pojemnik formy zawierający w sobie i noszący możliwość. A staje sie kimś, człowiekiem mianowicie dopiero wtedy gdy działa na rzecz innych, szczególnie zaś swoich najbliższych których kocha, choć nie tylko. Pusty w sobie, a nawet bez formy, jakby nie istniejący obłok chmur, i także w jakiś sposób podobny do lustra, człowiek Nikt, lub człowiek Nic, zaczynający żyć niby małe dziecko chwilę po urodzeniu. Nie istniejące nic, albo nieistniejący Nikt który chodzi i porusza się a także mówi, i śmieje się albo nawet płacze. Czyli co? [kto]

krzemionkowa Dolina

oopowiadanie trochę śmieszne. Pokazuje je bardziej ze wzgledów dokumentacyjnych, szczepcio,
Uwaga, autor ma świadomość że podjął się zupełnie karkołomnego zadania, i stoi na zupełnie straconej pozycji. Każdy bowiem może porównać jego powiastkę z tym to co na przykład napisał Gogol o Moskwie i Petersburgu. Ale Gogol to Gogol i nic więcej powiedzieć się nie da. To znaczy da się, ale po co

Dobrze, wygadałem się już, a więc przejdźmy teraz do rzeczy
Najpierw zdanie wstępu. Czemuż to Kraków, niby stare i stołeczne, a na dodatek i królewskie miasto, nie miałoby mieć Krzemkowej Doliny jeśli ma ją taka, na przykład Ameryka, dzieciak przecież i bobas, w porównaniu do Krakowa, baraszkujący jeszcze na kolanach matki kultury i ojca natury.
A więc ma, może powiecie że nie ma?.

Bo któż z was jeszcze nie zna Krzemionkowej Doliny zwanej także Krzemkową Doliną. Miasta zamieszkałego przez niezliczone rzesze docentów i nobliwych centów, potomków starych mieszczańskich rodów, kiedyś zwanymi centusiami i docentusiami, ale to dawno bo przed wojną. Dziś najliczniej Krzemionkową Dolinę zamieszkują auta, których według obliczeń światowych naukowców jest jakieś sześćset milinów, z czego rzesza , bo co najmniej sześćdziesiąt milionów zamieszkuję nasze ukochane i jedyne w swoim rodzaju miasto.
O mieście można by wiele pisać i właściwie robić to w nieskończoność, bo sama nazwa nawet wywodzić ma się podobno od słowa dawny, -a więc kiedy nadano mu tą nazwę w szóstym albo siódmym wieku, był już dawny, szacowny i stary. Można by też próbować przewyższyć samego Gogola, kiedy on tak wspaniale opisywał specyfikę i geniusz miejsca Moskwy oraz Petersburga, pokazując doskonale ich specyfikę. Ale nie o to chodzi, Gogolowi i tak nie dorówna nikt, a opowieści o mieście starym jak świat było naprawdę wiele. Kto by zresztą śmiał stawać w szranki z piórem Mistrza wiedzy o mieście, czyli piórem pana Leszka Mazana? Nikt, zdecydowanie nikt. Lem może jakby żył to by siedząc na Bielanach, jakąś nową historię fantastyczną o naszym mieście napisał, albo Lec niejedną fraszkę ułożył, dowcipnie przyganiając mieszkańcom w ich przywarach i skłonnościach [ a znalazły by się takie zaręczam, choć trudno w to uwierzyć]

Teraz jednak, kiedy przestrzeń miasta się zawęża, i powstają coraz to nowe projekty, a wszyscy krzyczą żeby przyciągać inwestora, który ma budować co się tylko da, i rosną ciągle nowe domy i budynki, a starym przybywa pięter, a nawet Kazimierz, nieporuszony w swojej niezmienności, stare kamienice przemienia w banki, -warto dodać coś od siebie choćby tytułem uzupełnienia, bo i może niektórzy o czymś zapomną napisać.
Więc stare kamienice zamieniają się w banki, albo choćby w tych banków filię, powstają wszędzie nowe firmy, oferując nam przemianę siebie ze starca w młodzieńca w jednej chwili a kobiety no może po trzydziestce w nastolatkę o różowej cerze. Miliony aut których jest coraz więcej, pędzą zuchwale po naszych średniodziurawych drogach konkurując zuchwale z szybkim tramwajem
i wystraszonymi pieszymi, przechodzącymi przez pasy na jezdni przy zielonym świetle. Wszystko to przypomina dziki kapitalizm w starym poczciwym dziewiętnastowiecznym stylu, gdyby nie fakt że socjalizm u nas znacznych rozmiarów się rozpasł i rozsiadł, a “Lewokracja” kwitnie. Ale cóż tam zostawmy to, Kraków przecież ma Park Technologiczny, i dziesięć tysięcy profesorów na trzydzieści tysięcy zamieszkujących całą Polskę, i to dopiero jest sukces. Sukcesso grosso, chciało by się zawołać, udając że zna się włoski, co w Krakowie akurat łatwo wykryć bo liczba znających język włoski jest ogromna.

Ale gdybym chciał tak pójść śladem Gogola, to tak bym napisał:
Przeciętny mieszkaniec Krakowa, w większości nie wywodzący się ze starych i nobliwych rodzin, porzuca wszystkie dawne cnoty tak pielęgnowane przez stulecia, i już nie bardzo wiadomo czy biedny to bogacz udający biedaka, oszczędna sknera gromadząca każdy grosz, lub skromniś. Również człowiek młody a dobrze ubrany i niezwykle pewny siebie, który w aucie [a jest ich w mieście legion] może bez wahania przejechać na zielonym świetle setkę staruszek i całą klasę młodzieży szkolnej [dawniej nazywanej dziatkami] jest naprawdę bogaty, czy tylko takiego udaję. W każdym razie, gołym okiem widać, że upadł już dawno mit pani Dulskiej i pana Dulskiego, a nawet Zbyszka, [jeśli istnieje nadal,] to po cichu i gdy nikt nie widzi, idzie lumpować czyli imprezować. Pan jaśnie wielmożny uosabiający Jowisza w swoim nieśmiertelnym kapeluszu, czyli jeśli kto nie wie sam Skrzynecki Piotr, także czuł by się wyobcowany i samotny w tym nowym mieście pełnym niezliczonej rzeszy nowokrakowskich, nowych krakowian. Rzetelny Dulski też by nie zaświecił na imprezce zorganizowanej w sobotę lub niedzielę w nowym pabie, lub zwariowanej knajpce na nocnym kazimierzu, przy okazji dodam dla tych co w mieście nie bywali od lat i nie mają tu znajomych, że wieczorkiem chodzi się już na Kazimierz, lub jak co niektórzy mawiają do “Kazika”, je pizze i popija browarka. Kto by jeszcze na kolana nie rzucił, bo że na kolana by nie rzucił ani Naczelnik Kosciuszko, ani biedak umierający w przytułku dla bezdomnych w jeszcze chłodniejszym Londynie, Norwid, ani tym bardziej marszałek Piłsudski, ani co pewne nawet sam Mickiewicz. Brat Albert który dla ozdoby został świętym, a jeśli się mylę, niech mnie ktoś poprawi wywoływał by uśmiech na ulicy i kpiny jeśli odwagę miałby po nich chodzić, choć sądzę że zapadł by się ze wstydu pod ziemię.

Sukces to jedyny wyznacznik dla współczesnego nowokrakowianina. Sukces wymienialny na dobra i zaszczyty, a te ostatnie też na dobra, z których co nie muszę dodawać najważniejszym dobrem są pieniądze wymienialnym na inne ważne dobra. Ale blask też się liczy i nawet nie chodzi o to aby mieć, chociaż i mieć po to aby mieć jest ważne, bo rzeczy są przecież potrzebne do życia, ale żeby błyszczeć. Ja więcej mam, i ja mam lepiej, i mam lepsze, droższe, trudniej dostępne, a więc jestem ważniejszy od ciebie, mówią swoimi rzeczami nowi mieszkańcy Krakowa, czyli tak zwanej Krzemkowej* Doliny. Bo miasto dziś, choć współczesny Polak po dwudziestu latach rozwoju i transformacji gospodarczej nie potrafi zbudować własnego komputera średniej klasy, chce się nazywać Krzemkową Doliną na wzór słynnej Krzemowej Doliny.

Co robią mieszkańcy Krzemowej Doliny? Dla których, po detronizacji Krakusa, Krzemek właśnie stał się ojcem opiekunem miasta. Rano wstają, i pędzą na wzór mitycznego Krzemka aby zdobywać liczne dobra i w ten sposób piąć się po szczeblach drabiny społecznej. Towarzystwo, imprezowanie, picie rodzajów i gatunków win, oraz sposób odżywiania, jak i nawiązywanie przyjaźni jest spowodowane pędem po sukces, -a wszystko to może, za sprawą tego wiatru który owiewa podobno całą Europę, a zmęczony kończy swój bieg w Krakowie
Powiedzmy jednak coś dobrego o naszym mieście. Ulice Kraka i Krakusa są nadal na swoim miejscu. Kopce stoją jak stały, a i Okno Papieskie też, i ludzie czasem nawet do niego przychodzą [ czy pod, czy do , -to zupełnie inna sprawa]. Nadal ludzie z Warszawy przyjeżdżają tu w łikendy aby uprawiać turystykę pabową, przy okazji czasem i zwiedzają Kościół mariacki i Wawel, o których myślą, że po to tu stoją żeby zarabiać pieniądze, a niektórzy podobno nawet uważają że po to zostały zbudowane aby zarabiać na turystach. Patrzą też na posąg Świętowita stojący koło Wawelu [ a właściwie to na jego kopię], i zaglądają czasami do piwnic. A ludzie ze Śląska i Kieleckich lasów, potomkowie starych partyzantów,[czasami nawet jeszcze z liśćmi paproci na głowie, co można autentycznie zobaczyć, więc jeśli zobaczycie człowieka z liśćmi paproci na głowie, nie dziwcie się proszę, bo to zapewne potomek starego partyzanckiego rodu z kieleckich lub radomskich lasów, jeszcze nie oswojony z życiem w wielkim mieście] czyli ci potomkowie górników ze Śląska i partyzantów z lasów kielecko-radomskich, przyjeżdżają po nauki do szkół wyższych i uniwersytetów z podziwem i szacunkiem stąpając po starych ulicach. No dalej Kraków jest jeszcze Krakowem, a król Krak walczy, jeśli można tak powiedzieć o nim, walczy o palmę pierwszeństwa z Krzemkiem. I nie wiadomo który z nich wygra. Jakby co, to dorożki jeszcze są a jakże, choć coraz bardziej o widoku miasta decydują nowe furki bogaczy i udających bogaczy, co jest niestety częstsze. Bloki i blokowe dzielnice dominują stare miasto, a reklamy jakby przygniatają swoim ciężarem żyjących w nędzy, ale z głowami w chmurach, poetów.
----------------
*dlaczego Nobliwy Kraków nie może mieć swojego Krzemcia, jeśli taki dajmy na to, wyjątkowo zresztą piękny i lubiany prze ze mnie Lwów, młodzik i podlotek miał swojego Szczepcia i Tońcia. Otóż i ma, a o krótkiej historii Krzemcia a także i Przemysła czytaj niżej, w dopisku..

Jeszcze mały dopisek. Kim był a właściwie jest mistyczny i niezwykle popularny Krzemko, przez najbliższych nazywany Krzemciem, a w dzieciństwie nawet Przemciem, lub Przemkiem, -czego bardzo nie lubi wspominać. Bo nie jest niczyją tajemnicą chyba, że nazwa doliny pochodzi od Krzemcia, a nie od Krzemionek, lub od Krzemowej Doliny.
Kiedyś popularny w kręgach klasowych i podwórkowych Przemo, udał się na jedną z sobotnich imprez z kolegami. Podczas towarzyskich rozmów jakie zwykle prowadzą między sobą młodzi ludzie, jeden ze znajomych, a nie pamięta już kto, za dużo chyba wypił piwa, albo bolał go ząb, także zamiast Przemciu, powiedział Krzemciu, a może tak to jedynie zabrzmiało. Wywołał tym sporo śmiechu, ale jeden z milczących i filozoficznie nastawionych znajomych
trzymający się z boku towarzystwa szkolno-klasowego, i nawet podwórkowo-ulicznego, zaczął snuć rozważania odnośnie imienia Krzemek i Krzemcio, -wiążąc je właśnie z Krzemową Doliną, i krzemem, oraz jego rolą w nowoczensnej informatyce i elektronice.
No dobrze, był i jest już “Przemysł”, jego znajomy noszący to same imię co on, a wiążący z nim [czyli z tym imieniem]
spore nadzieje, i widzący siebie w roli potentata przemysłowego i właściciela licznych hut, fabryk, a nawet kopalń srebra i złota. On więc może być nowym technologiem i królem nowej technologii. Król nowej technologii, Krzemcio, -jak to pięknie brzmi, pomyślał, i zabrał się do roboty.
Na początku zaczął postrzegać siebie jako komputer zbudowany z zespołów i podzespołów, w którym największą rolę odgrywały związki krzemu. Miał w sobie twardy dysk i pamięć operacyjną, procesory, chłodnice i płytę główną. Program operacyjny nakładczy i ten rezydujący. Chodził wieczorami na Krzemionki, i tam wyobrażał siebie, a jak on twierdzi, że przeobraża się w komputer. A codziennie, lub raczej co noc, zaraz przed pójściem spać, czyścił wirusy i szkodliwe oprogramowanie jakie wdarło się do jego systemu. Potem to zmienił, wykorzystując każdą czynność do
pracy nad własnym elektronicznym wnętrzem, wirusy i trojany likwidował podczas codziennej kąpieli, albo zwykłego mycia rąk w łazience.
Postanowił działać jako komputer, a wkrótce zyskał liczne rzesze naśladowców.
Aha mało kto wie że rządy dusz nad miastem, sprawuje wspólnie z lubiącym pozostawać w cieniu, a nie cierpiącym rozgłosu Przemysłem.



Kwiecień. 2008.

Podgórze, okolice Krzemionek Kraków

mała dawka biologicznego szczęścia




dziś znalazłem w internecie stronę href="http://i1713.blogspot.com/p/powiesci-jakimi-rzeczy-sa.html">/a> z moimi starymi opowiadaniami. Większość z nich weszła poźniej w skład TAKIMI RZECZY SĄ http://i1713.blogspot.com/p/powiesci-jakimi-rzeczy-sa.html
Są to teksty robocze, i z tego powodu proszę więc o łaskawy wymiar kary i odrobinę litości


Był z siebie niezwykle zadowolony. Wszystko bowiem dzisiejszego dnia układało mu się znakomicie. Gdy tylko wstał, poszedł do wolnej jak nigdy łazienki, w kuchni tez nie było tłoku, a dzieci ani żona nie kręciły mu się bezmyślnie pod nogami. Nie wstał także później, ani o minutę. Zjadł śniadanie, takie zwykle jakie jadał w czwartki, to znaczy grzanki i jedną bułkę z masłem, wypijając do tego szklankę soku pomarańczowego. Potem powoli wyszedł sprawdzając jeszcze dwukrotnie czy ma przy sobie wszystkie potrzebne dokumenty, prawo jazdy i dowód, oraz co najważniejsze wszystkie karty i kluczyki samochodowe. Zamknął za sobą delikatnie drzwi, i dla pewności nacisnął klamkę. Odetchnął z ulgą, wszystko było na szczęście w porządku. Kiedy schodził po schodach opanowanym i ostrożnym krokiem, nasłuchiwał uważnie, czy aby nie rozlegną się głosy otwieranych drzwi sąsiadów, wtedy myślał przyśpieszy, niepotrzebne kontakty z otoczeniem eliminował do minimum. Chociaż miał kilka wyuczonych i z góry przygotowanych nic nie znaczących odzywek, w stylu dzień dobry sąsiedzie, jak dzisiaj zdrowie, albo też: o jaką ładną pogodę mamy, takie właśnie aby nie oddalać się zbytnio od nich, ani niepotrzebnie nie zbliżać, ale utrzymać właściwą i bezpieczną odległość. Ale na szczęście nikt go nie spotkał na schodach.

Przeszedł energicznie w stronę auta, i otworzył drzwi. Wsiadł po czym ruszył, zupełnie jak we śnie, pomyślał, nic ani nikt nie przeszkadzał mu - Droga wolna, cała naprzód -rzucił, i ruszył ostrożnie, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wszystko tego dnia szło mu jak w zegarku. Harmonijnie i płynnie mijał skrzyżowania uliczne, i samochody jadące z naprzeciwka, nikt się nie wpychał na trzeciego ani też go gwałtownie nie wyprzedzał. Równo jak w zegarku wysiadł z auta na parkingu położonym niedaleko budynku firmy. Otwierając o punktualnie ósmej drzwi, powiedział do siebie z radością w głosie: jestem jak zaprogramowany, a niech to! Wszedł do pokoju, i zaczął wyciągać wszystkie potrzebne mu dzisiejszego dnia papiery. Nie zauważył zerkającej jak zwykle w jego stronę samotnej koleżanki pracującej przy sąsiednim biurku, i z poważnym wyrazem twarzy zignorował kolegów, -i nie to że ich zlekceważył, z dostojnym wyrazem twarzy powiedział okrągłe: dzień dobry, i usiadł na swoim krześle. Zrobił sobie swoją ulubioną, porcję czekoladowego kakao z małą ilością kawy, smaczną i nie zbyt szkodliwą, -o mała dawka biologicznego szczęścia pomyślał, jest taka przyjemna i nie szkodzi.

A musicie wiedzieć, że lubił robić wszystko co przyjemne ale mało szkodliwe

Wyliczał wcześniej dawki kalorii, i ilość witamin zawartych w substancji jaką chciał spożyć a także relacje jakie występują pomiędzy artykułami żywnościowymi i narządami ludzkimi, analizując je, i rozważając za i przeciw. Tak zresztą postępował ze wszystkim, z obmyślaniem drogi do pracy i nawiązywaniem kontaktów z ludźmi, a nawet ze słuchaniem muzyki i oglądaniem filmów w telewizji. Ta droga myślał jest bezpieczna i rozsądnie jest się nią poruszać, albo: tamtą ulicą nie wolno chodzić.
Podobnie postąpił wybierając mieszkanie, dobrał je głównie ze względu na bezpieczeństwo, patrząc na policyjne statystyki dzielnicy, odległość od stacji paliw, i stan instalacji gazowej. Jak mu się wydawało był bezpieczny. Ale tak naprawdę, Człowiek Zegarek dawno już uwięził swoją duszę w klatce racjonalnych koncepcji jakie posiadał na swój temat. A że nazywali go znajomi w pracy 'Człowiekiem Zegarkiem”?, -nic to nie przeszkadzało mu to. Brak sympatii mógł mu odebrać możliwość awansu, ale nie chciał zbyt szybko i nagle awansować, mogło by to być niebezpieczne i odebrać mu małą dawkę biologicznego szczęścia, wprowadzając w zamian do jego życia zamęt i niepokój. Kiedy by znalazł czas na picie swojego ulubionego napoju z odrobina kawy, albo wypalenie czterech nie zbyt mocnych papierosów dziennie? . No właśnie?, -kiedy.
I nagle cały jego świat runął. Nowy samochód który wziął parę miesięcy temu na kredyt został staranowany przez ogromnego tira, a firma ubezpieczeniowa znalazła nie wiadomo jakim cudem sposób aby nie wypłacić mu odszkodowania. On przeżył, ale długie miesiące leżał chory w łóżku. Gdy poczuł się lepiej dowiedział się że w pracy jego miejsce jest już zajęte, przez nową znajomą szefa siedzącą właśnie na jego krześle i przy jego biurku, pijąc kawę z jego kubka. Żona? Żona odeszła z przyjacielem i zamieszkała u niego.

Pogotowie przyjechało po paru dniach, a może i po tygodniu. Kiedy jeden z bardziej litościwych sąsiadów wyłamał wejściowe drzwi, i wszedł do środka. Zobaczył go leżącego w stanie prawie agonalnym, i nie dającym już znaku życia.
Najpierw trzy dni spędzone na oddziale intensywnej terapii, a następnie pobyt w szpitalu psychiatrycznym w Kobierzynie.
Siedzi tu już od kilku miesięcy i ma nadzieje że pozostanie na zawsze. Szpital bowiem okazał się jego wybawieniem. A i dokąd miałby pójść. Na ulicę?
Lekarzy trakjavascript:void(0)tował jak świętych, a pielęgniarki jak dobre anioły.
Takie przecież dla niego były.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

obudziły się wulkany, i drugi anioł zatrąbił









znalazłem na moim pendrivie fajne zdjęcie. Które wcześniej poddałem małej obróbce. Pomyslałem że może być światną ilustracją do opowiadania "I DRUGI ANIOŁ ZATRĄBIŁ" http://www.ithink.pl/artykuly/hyde-park/tworczosc/i-drugi-aniol-zatrabil/ albo "OBUDZIŁY SIĘ WULKANY" http://i1713.blogspot.com/2010/07/obudziy-sie-wulkany.html -lecz niestety przypomniałem sobie że nie jest to moje zdjęcie. Trudno.