środa, 29 grudnia 2010

ilustracje do opowiadania BluSkaj Finkers i Maszyna Umysłu इलुस्त्रच्जे

Witam. spróbowałem zilustrować kilkoma fotografiami własnego autorstwa moje opowiadanie "BluSkaj Finkers i Maszyna Umysłu"

Chodził nerwowym krokiem po kuchni, i myślał. Pierwszy wyglądał jak żaba która przed chwilą wyskoczyła ze śmietnika. Ani śladu elegancji i dobrego smaku nie było w jego ubraniu, wyglądzie ani i w nim samym. Mało tego, on wyglądał jakby całe życie spędził grzebiąc w osiedlowym śmietniku lub śpiąc w przydrożnym rowie pośród łopianowych liści. Oprócz beznadziejnego wyglądu, Pierwszy słynął także z tego, że przedstawiciele innych krajów klepali go zazwyczaj po plecach. O czym też z zachwytem opowiadał godzinami swoim współpracownikom. Którzy, hm, musieli go niestety słuchać. Do tego udając przy tym wielkie zainteresowanie, a jeśli chodzi o tych którzy chcieli awansować musieli nawet nieszczerze go podziwiać i udawać zachwyt.

Najwięcej pieniędzy mogli wyciągnąć poprzez heglowskie socjalne państwo. Ono się do tego najlepiej nadawało. Było wielką maszyną ssącą, było maszyną wypijającą krew z większości wyzyskiwanego społeczeństwa. Z biednych ciężko pracujących w pocie czoła ludzi. Demoniczną Maszyną Wampiryczną -jakbyśmy mogli ją nazwać. Bo wypijającą krew. Nie dlatego że lubili socjalizm i etatyzm, ale dlatego że się do tego świetnie nadawał. Jakby Heglowska Maszyna Zła była do tego celu stworzona i pomyślana. W głębi duszy tak naprawdę pogardzali bardzo socjalizmem i heglizmem, uznając heglizm za ideologię dla ubogich umysłem i leniwych. Oni chcieli być panami siebie samych! - Żadnych cudzych bogów przede mną. Ja jestem centrum mojego świata i nikt inny - mawiali do siebie. Chwilami zdawało się że życie w tym kraju jest już niemożliwe. Tyle było sztucznych i pustych a pozornie wielkich ideii zajmujących prawie całą przestrzeń. Kiedy na przykład szedłeś ulicą to wydawało ci się nieraz że jest od nich w powietrzu aż duszno. Że powietrze aż gęstnieje i oddychając nim dusisz się i dławisz.

Jak było? Z pewnością zapytacie. Przeciw Łopianowemu Królowi czyli Pierwszemu, i jego beznadziejnym rządom wystąpił pewien z pozoru szalony młody naukowiec. No dość młody. I nie dlatego że uważał się za jakiegoś szlachetnego buntownika walczącego ze złem świata. Napisałem przecież że polityka go specjalnie nie interesowała. O nie! Tak nie było. Było zupełnie inaczej. Zwyczajny nieudacznik nie potrafiący się poruszać po coraz bardziej skomplikowanych zaroślach życia. Mnożących się z każdym dniem utrudnieniach i przepisach ustanawianych przez starzejące się coraz bardziej i przybywające na wadze i siwiejące wraz z upływem lat Wielkie Psy, Tłuste Koty i Grube Ryby. One przecież czuły za plecami zdyszane i przepełnione nienawiścią oddechy wykluczonej konkurencji. Czuły ślepy gniew.

Rewolucja internetowa obalała też przy okazji rządy. Internauci obalili je mając dość skorumpowanych i zdemoralizowanych polityków pasożytujących na ich ciężkiej pracy i odbierających im ich wolność. Naprawdę zmietli je z powierzchni ziemi
- Nie chcemy już państw ani politycznych struktur kontroli - mówili do siebie podczas licznych rozmów jakie przeprowadzali ze sobą w sieci - ponieważ wiemy że po drugiej stronie granicy żyją ludzie podobni do nas - Oczywiście rewolucja miała charakter dosyć pokojowy, i w wielu miejscach planety nadal istnieją jeszcze państwa. Jedne są wielkości zaledwie łupiny od orzechów, inne całkiem duże, i nawet opętane nadal paranoją heglizmu. Internauci tworzą też konstytucję planety. Planetarna Konstytucja jest z założenia bardzo prosta

Hobo obudził się nagle. Spojrzał na stojące na stoliku owoce, ...i wiedział nad czym będzie pracował. Zadzwonił o ósmej rano do Berlina do nieprzytomnego jeszcze Mahhomeda Shwartza i powiedział mu że rezygnuje z roboty jaką ten mu znalazł. Mahhomed trochę po znajomości poprzez agencję w której pracuje znalazł mu pracę przy sortowaniu owoców na farmie. Następnie zadzwonił też do Hansa Abdulla aby tą wiadomość potwierdzić. Hans naturalnie był wściekły. Jeśli chciałeś znależć jakąś robotę sezonową przez agencję to chodzić musiałeś na kolanach czasami całymi miesiącami. I jeszcze robili ci wielką łaskę. Hobo to był przecież nikt, zwyczajny włóczęga. I tak by przecież zresztą tam nie dojechał. Autokary stały zaparkowane w bazach firm przewozowych bo całe Niemcy obchodziły święto powrotu nauk Proproka, a skażenie środowiska było tak duże że samoloty miały zakaz lotów...

czytaj dalej tu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz