wtorek, 3 sierpnia 2010

krzemionkowa Dolina

oopowiadanie trochę śmieszne. Pokazuje je bardziej ze wzgledów dokumentacyjnych, szczepcio,
Uwaga, autor ma świadomość że podjął się zupełnie karkołomnego zadania, i stoi na zupełnie straconej pozycji. Każdy bowiem może porównać jego powiastkę z tym to co na przykład napisał Gogol o Moskwie i Petersburgu. Ale Gogol to Gogol i nic więcej powiedzieć się nie da. To znaczy da się, ale po co

Dobrze, wygadałem się już, a więc przejdźmy teraz do rzeczy
Najpierw zdanie wstępu. Czemuż to Kraków, niby stare i stołeczne, a na dodatek i królewskie miasto, nie miałoby mieć Krzemkowej Doliny jeśli ma ją taka, na przykład Ameryka, dzieciak przecież i bobas, w porównaniu do Krakowa, baraszkujący jeszcze na kolanach matki kultury i ojca natury.
A więc ma, może powiecie że nie ma?.

Bo któż z was jeszcze nie zna Krzemionkowej Doliny zwanej także Krzemkową Doliną. Miasta zamieszkałego przez niezliczone rzesze docentów i nobliwych centów, potomków starych mieszczańskich rodów, kiedyś zwanymi centusiami i docentusiami, ale to dawno bo przed wojną. Dziś najliczniej Krzemionkową Dolinę zamieszkują auta, których według obliczeń światowych naukowców jest jakieś sześćset milinów, z czego rzesza , bo co najmniej sześćdziesiąt milionów zamieszkuję nasze ukochane i jedyne w swoim rodzaju miasto.
O mieście można by wiele pisać i właściwie robić to w nieskończoność, bo sama nazwa nawet wywodzić ma się podobno od słowa dawny, -a więc kiedy nadano mu tą nazwę w szóstym albo siódmym wieku, był już dawny, szacowny i stary. Można by też próbować przewyższyć samego Gogola, kiedy on tak wspaniale opisywał specyfikę i geniusz miejsca Moskwy oraz Petersburga, pokazując doskonale ich specyfikę. Ale nie o to chodzi, Gogolowi i tak nie dorówna nikt, a opowieści o mieście starym jak świat było naprawdę wiele. Kto by zresztą śmiał stawać w szranki z piórem Mistrza wiedzy o mieście, czyli piórem pana Leszka Mazana? Nikt, zdecydowanie nikt. Lem może jakby żył to by siedząc na Bielanach, jakąś nową historię fantastyczną o naszym mieście napisał, albo Lec niejedną fraszkę ułożył, dowcipnie przyganiając mieszkańcom w ich przywarach i skłonnościach [ a znalazły by się takie zaręczam, choć trudno w to uwierzyć]

Teraz jednak, kiedy przestrzeń miasta się zawęża, i powstają coraz to nowe projekty, a wszyscy krzyczą żeby przyciągać inwestora, który ma budować co się tylko da, i rosną ciągle nowe domy i budynki, a starym przybywa pięter, a nawet Kazimierz, nieporuszony w swojej niezmienności, stare kamienice przemienia w banki, -warto dodać coś od siebie choćby tytułem uzupełnienia, bo i może niektórzy o czymś zapomną napisać.
Więc stare kamienice zamieniają się w banki, albo choćby w tych banków filię, powstają wszędzie nowe firmy, oferując nam przemianę siebie ze starca w młodzieńca w jednej chwili a kobiety no może po trzydziestce w nastolatkę o różowej cerze. Miliony aut których jest coraz więcej, pędzą zuchwale po naszych średniodziurawych drogach konkurując zuchwale z szybkim tramwajem
i wystraszonymi pieszymi, przechodzącymi przez pasy na jezdni przy zielonym świetle. Wszystko to przypomina dziki kapitalizm w starym poczciwym dziewiętnastowiecznym stylu, gdyby nie fakt że socjalizm u nas znacznych rozmiarów się rozpasł i rozsiadł, a “Lewokracja” kwitnie. Ale cóż tam zostawmy to, Kraków przecież ma Park Technologiczny, i dziesięć tysięcy profesorów na trzydzieści tysięcy zamieszkujących całą Polskę, i to dopiero jest sukces. Sukcesso grosso, chciało by się zawołać, udając że zna się włoski, co w Krakowie akurat łatwo wykryć bo liczba znających język włoski jest ogromna.

Ale gdybym chciał tak pójść śladem Gogola, to tak bym napisał:
Przeciętny mieszkaniec Krakowa, w większości nie wywodzący się ze starych i nobliwych rodzin, porzuca wszystkie dawne cnoty tak pielęgnowane przez stulecia, i już nie bardzo wiadomo czy biedny to bogacz udający biedaka, oszczędna sknera gromadząca każdy grosz, lub skromniś. Również człowiek młody a dobrze ubrany i niezwykle pewny siebie, który w aucie [a jest ich w mieście legion] może bez wahania przejechać na zielonym świetle setkę staruszek i całą klasę młodzieży szkolnej [dawniej nazywanej dziatkami] jest naprawdę bogaty, czy tylko takiego udaję. W każdym razie, gołym okiem widać, że upadł już dawno mit pani Dulskiej i pana Dulskiego, a nawet Zbyszka, [jeśli istnieje nadal,] to po cichu i gdy nikt nie widzi, idzie lumpować czyli imprezować. Pan jaśnie wielmożny uosabiający Jowisza w swoim nieśmiertelnym kapeluszu, czyli jeśli kto nie wie sam Skrzynecki Piotr, także czuł by się wyobcowany i samotny w tym nowym mieście pełnym niezliczonej rzeszy nowokrakowskich, nowych krakowian. Rzetelny Dulski też by nie zaświecił na imprezce zorganizowanej w sobotę lub niedzielę w nowym pabie, lub zwariowanej knajpce na nocnym kazimierzu, przy okazji dodam dla tych co w mieście nie bywali od lat i nie mają tu znajomych, że wieczorkiem chodzi się już na Kazimierz, lub jak co niektórzy mawiają do “Kazika”, je pizze i popija browarka. Kto by jeszcze na kolana nie rzucił, bo że na kolana by nie rzucił ani Naczelnik Kosciuszko, ani biedak umierający w przytułku dla bezdomnych w jeszcze chłodniejszym Londynie, Norwid, ani tym bardziej marszałek Piłsudski, ani co pewne nawet sam Mickiewicz. Brat Albert który dla ozdoby został świętym, a jeśli się mylę, niech mnie ktoś poprawi wywoływał by uśmiech na ulicy i kpiny jeśli odwagę miałby po nich chodzić, choć sądzę że zapadł by się ze wstydu pod ziemię.

Sukces to jedyny wyznacznik dla współczesnego nowokrakowianina. Sukces wymienialny na dobra i zaszczyty, a te ostatnie też na dobra, z których co nie muszę dodawać najważniejszym dobrem są pieniądze wymienialnym na inne ważne dobra. Ale blask też się liczy i nawet nie chodzi o to aby mieć, chociaż i mieć po to aby mieć jest ważne, bo rzeczy są przecież potrzebne do życia, ale żeby błyszczeć. Ja więcej mam, i ja mam lepiej, i mam lepsze, droższe, trudniej dostępne, a więc jestem ważniejszy od ciebie, mówią swoimi rzeczami nowi mieszkańcy Krakowa, czyli tak zwanej Krzemkowej* Doliny. Bo miasto dziś, choć współczesny Polak po dwudziestu latach rozwoju i transformacji gospodarczej nie potrafi zbudować własnego komputera średniej klasy, chce się nazywać Krzemkową Doliną na wzór słynnej Krzemowej Doliny.

Co robią mieszkańcy Krzemowej Doliny? Dla których, po detronizacji Krakusa, Krzemek właśnie stał się ojcem opiekunem miasta. Rano wstają, i pędzą na wzór mitycznego Krzemka aby zdobywać liczne dobra i w ten sposób piąć się po szczeblach drabiny społecznej. Towarzystwo, imprezowanie, picie rodzajów i gatunków win, oraz sposób odżywiania, jak i nawiązywanie przyjaźni jest spowodowane pędem po sukces, -a wszystko to może, za sprawą tego wiatru który owiewa podobno całą Europę, a zmęczony kończy swój bieg w Krakowie
Powiedzmy jednak coś dobrego o naszym mieście. Ulice Kraka i Krakusa są nadal na swoim miejscu. Kopce stoją jak stały, a i Okno Papieskie też, i ludzie czasem nawet do niego przychodzą [ czy pod, czy do , -to zupełnie inna sprawa]. Nadal ludzie z Warszawy przyjeżdżają tu w łikendy aby uprawiać turystykę pabową, przy okazji czasem i zwiedzają Kościół mariacki i Wawel, o których myślą, że po to tu stoją żeby zarabiać pieniądze, a niektórzy podobno nawet uważają że po to zostały zbudowane aby zarabiać na turystach. Patrzą też na posąg Świętowita stojący koło Wawelu [ a właściwie to na jego kopię], i zaglądają czasami do piwnic. A ludzie ze Śląska i Kieleckich lasów, potomkowie starych partyzantów,[czasami nawet jeszcze z liśćmi paproci na głowie, co można autentycznie zobaczyć, więc jeśli zobaczycie człowieka z liśćmi paproci na głowie, nie dziwcie się proszę, bo to zapewne potomek starego partyzanckiego rodu z kieleckich lub radomskich lasów, jeszcze nie oswojony z życiem w wielkim mieście] czyli ci potomkowie górników ze Śląska i partyzantów z lasów kielecko-radomskich, przyjeżdżają po nauki do szkół wyższych i uniwersytetów z podziwem i szacunkiem stąpając po starych ulicach. No dalej Kraków jest jeszcze Krakowem, a król Krak walczy, jeśli można tak powiedzieć o nim, walczy o palmę pierwszeństwa z Krzemkiem. I nie wiadomo który z nich wygra. Jakby co, to dorożki jeszcze są a jakże, choć coraz bardziej o widoku miasta decydują nowe furki bogaczy i udających bogaczy, co jest niestety częstsze. Bloki i blokowe dzielnice dominują stare miasto, a reklamy jakby przygniatają swoim ciężarem żyjących w nędzy, ale z głowami w chmurach, poetów.
----------------
*dlaczego Nobliwy Kraków nie może mieć swojego Krzemcia, jeśli taki dajmy na to, wyjątkowo zresztą piękny i lubiany prze ze mnie Lwów, młodzik i podlotek miał swojego Szczepcia i Tońcia. Otóż i ma, a o krótkiej historii Krzemcia a także i Przemysła czytaj niżej, w dopisku..

Jeszcze mały dopisek. Kim był a właściwie jest mistyczny i niezwykle popularny Krzemko, przez najbliższych nazywany Krzemciem, a w dzieciństwie nawet Przemciem, lub Przemkiem, -czego bardzo nie lubi wspominać. Bo nie jest niczyją tajemnicą chyba, że nazwa doliny pochodzi od Krzemcia, a nie od Krzemionek, lub od Krzemowej Doliny.
Kiedyś popularny w kręgach klasowych i podwórkowych Przemo, udał się na jedną z sobotnich imprez z kolegami. Podczas towarzyskich rozmów jakie zwykle prowadzą między sobą młodzi ludzie, jeden ze znajomych, a nie pamięta już kto, za dużo chyba wypił piwa, albo bolał go ząb, także zamiast Przemciu, powiedział Krzemciu, a może tak to jedynie zabrzmiało. Wywołał tym sporo śmiechu, ale jeden z milczących i filozoficznie nastawionych znajomych
trzymający się z boku towarzystwa szkolno-klasowego, i nawet podwórkowo-ulicznego, zaczął snuć rozważania odnośnie imienia Krzemek i Krzemcio, -wiążąc je właśnie z Krzemową Doliną, i krzemem, oraz jego rolą w nowoczensnej informatyce i elektronice.
No dobrze, był i jest już “Przemysł”, jego znajomy noszący to same imię co on, a wiążący z nim [czyli z tym imieniem]
spore nadzieje, i widzący siebie w roli potentata przemysłowego i właściciela licznych hut, fabryk, a nawet kopalń srebra i złota. On więc może być nowym technologiem i królem nowej technologii. Król nowej technologii, Krzemcio, -jak to pięknie brzmi, pomyślał, i zabrał się do roboty.
Na początku zaczął postrzegać siebie jako komputer zbudowany z zespołów i podzespołów, w którym największą rolę odgrywały związki krzemu. Miał w sobie twardy dysk i pamięć operacyjną, procesory, chłodnice i płytę główną. Program operacyjny nakładczy i ten rezydujący. Chodził wieczorami na Krzemionki, i tam wyobrażał siebie, a jak on twierdzi, że przeobraża się w komputer. A codziennie, lub raczej co noc, zaraz przed pójściem spać, czyścił wirusy i szkodliwe oprogramowanie jakie wdarło się do jego systemu. Potem to zmienił, wykorzystując każdą czynność do
pracy nad własnym elektronicznym wnętrzem, wirusy i trojany likwidował podczas codziennej kąpieli, albo zwykłego mycia rąk w łazience.
Postanowił działać jako komputer, a wkrótce zyskał liczne rzesze naśladowców.
Aha mało kto wie że rządy dusz nad miastem, sprawuje wspólnie z lubiącym pozostawać w cieniu, a nie cierpiącym rozgłosu Przemysłem.



Kwiecień. 2008.

Podgórze, okolice Krzemionek Kraków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz