wtorek, 3 sierpnia 2010

wspomnienia













*Niestety, moje najciekawsze opowiadanie zniknęło w przepastnej przestrzeni komputera, i postaram się je pokrótce streścić.


WSPOMNIENIA, -streszczenie
Młoda dziewczyna przyjeżdża ze wsi do dużego miasta, Krakowa, w poszukiwaniu nadziei na lepsze życie. Jednak spotykają ją same rozczarowania. Ma problemy ze znalezieniem dobrze płatnej pracy. Nie znajduje także przyjaciół, ani tak upragnionego mężczyzny. Ona też, nie interesuje nikogo, -chyba że ktoś chce ją wykorzystać, albo na niej zarobić.
Na wskutek różnych okoliczności życiowych, chociaż nie tragedii, -zaczyna pracować jako prostytutka.
Opowiada o swojej pracy i dwulicowości jej klijentów, na co dzień udających przyzwoitych ludzi, a gdy nie są widziani przez nikogo bliskiego, obnażają się pokazując swój prawdziwy charakter i naturę.
Snuje także refleksję na temat ludzkich kamuflaży i masek jakie przybierają na swojej wygodnej drodze przetrwania.

Wkrótce poznaje mężczyznę, [rzecz ma miejsce na ulicy świętej Katarzyny], jeszcze większego nieudacznika niż ona. Mężczyzna ten, którego imienia nie zdradza w czasie opowiadania , oskarżony o nielegalny przemyt samolotem towarów zakazanych przez prawo, [ broni albo narkotyków] spędza kilka miesięcy w więzieniu w Kolumbii. Powraca do Polski, i najpierw jedzie do Łodzi, by po zaledwie paru dniach przenieść się w poszukiwaniu nadziei i szczęścia, do Krakowa. W Krakowie zamieszkuje w sympatycznym i nie drogim hostelu “Honey”, na ulicy Miodowej. Włóczy sie całymi dniami po mieście, a najbardziej po nieodległym Kaziku, w poszukiwaniu pracy, choć może także i przede wszystkim w poszukiwaniu miłości. Po tygodniu lub dwóch gdy pieniądze w jego portfelu zaczynają niebezpiecznie topnieć, a portfel; chudnąć, -wynajmuje pokój gdzieś pomiędzy Wolą Duchacką a Kurdwanowem, -w całkiem miłej i spokojnej okolicy. Pieniądze jednak cały czas topnieją, i jest ich coraz mniej. Wkrótce zaczyna mu brakować na chleb, a potem przestaje w ogóle jeść i wychodzić z domu. Jakby tego było mało, ma problemy z żołądkiem, a biegunka trwająca przez cztery dni, bardzo go osłabia, żeby nie powiedzieć wykańcza . W tym stanie, pojawia się depresja i mocne rozchwianie emocjonalne.

Przybity i przygnieciony traci nadzieje, czekając jedynie na pieniądze od matki. Minuty czekania zamieniają się w lata, a godziny w całą wieczność. Czuje że powoli zaczyna umierać.
W takim stanie odnajduje go Agnes, bo tak ma na imię główna bohaterka opowiadania. Pomaga mu, wspierając jak tylko może, a między nimi zawiązuje się przyjaźń. Jednak gdy odnajduje kartkę z numerem telefonu do niego, on już zaczyna się podnosić, stracił nadzieje, złudzenia i wątpliwości, ale powoli odzyskuje siły, -a pieniądze przysłane od matki, pozwalają mu na zakup gazety z ogłoszeniami o pracy, i doładowanie telefonu, dzięki czemu może dzwonić do innych ludzi. Po śmierci duchowej i prawie że fizycznej, następuje zmartwychwstanie, i przemiana.

A bohater odnajduje w sobie, mając odwagę to głośno wyrzucić, - Jezusjańską koncepcję człowieka.
W opowiadaniu, narracją dzielą się na przemian: Agnes, czyli główna bohaterka, -jednakże opowiadająca najwięcej o nim, Marika, koleżanka, pracująca niedaleko miejsca, w którym oboje spotkali się, i Lili, przyjaciółka z pracy Agnes.
Drugi bohater, nie wymieniony z imienia, oraz “tajemniczy” Znajomy, - parający się pisaniem, a więc autor, czyli ja.
Każde z nich, inaczej go widzi, i inaczej widzi chwile ich spotkania.
Opowiadanie kończy sie zdaniem: “Połączyła ich przyjażń”.



[zakończenie]
Ale obudził sie w dosyć dobrym stanie, na początku leżał zamieniając swoje odczucia i niepokoje w marzenia, potem wstał, ubrał sie i umył. Gdy po śniadaniu wypijał filiżankę kawy myślał o swoich intuicjach z wczorajszego dnia.

Człowiek Jezusjański,
-czyli człowiek jako taki.

Człowiek Jezusjański*, czyli człowiek jako taki, jakim jest, wartościowy w samym sobie, bez względu na to co sobą prezentuje. Jaką ma pracę, co robi, albo czego nie robi, jest całkowity i kompletny. Większość ludzi pyta mnie, i jest to mantra numer gdzie pracuje, następnie jakie mam osiągnięcia, jakbym będąc po prostu człowiekiem nie liczył się. Bo musze mieć i musze coś znaczyć, czyli być kimś. Nie twierdzę że Jezus był bierny, bo gdy należało aktywnie działać robił to. Chodzi mi po prostu o to że człowiek jest już kimś ważnym i istotnym w swoim człowieczeństwie.

Myślał także sporo o mistyce, mianowicie o Odynie wiszącym na drzewie przez siedem według jednej tradycji, a przez dziewięć według drugiej, i o panu Jezusie wiszącym na krzyżu przez trzy dni.
I nawet nie próbował ukrywać, że pociągało go to bardzo

Znalazłam przez przypadek podczas prania kartkę z numerem telefonu do niego i zadzwoniłam. Odpowiedział mi słaby i zachrypnięty głos, ledwo żywego człowieka. Pojechałam tam od razu do niego, a po drodze kupiłam czekoladę, jakieś ciastka i pomarańcze. Kiedy tylko weszłam zaczęliśmy oboje płakać, to wspólnie, to na zmianę. W końcu przez łzy zapytałam go : człowieku jak mogłeś do tego doprowadzić? Jak mogłeś do tego dopuścić, ty nie szanujesz w ogóle siebie. On tylko uśmiechał sie do mnie przepraszająco, za to że sprawił mi przykrość swoim wyglądem i zachowaniem, bo przecież tego nie chciał.

Potem długo siedziałam na jego łóżku, i patrzyliśmy sobie w oczy, a ja trzymałam go za rękę. Po jakimś czasie wstałam, i zrobiłam mu kawę, i bułkę z masłem, [a jedno i drugie przyniosłam ze sobą].
Przychodziłam tak codziennie do niego przez tydzień, a potem zaczęliśmy wychodzić wspólnie na spacery do pobliskiego parku trzymając się za ręce, a właściwie to ja go trzymałam za ręce aby dodać mu odwagi i sił.
Pewnego dnia jak ptak z wyleczonym skrzydłem, albo dzikie zwierze któremu zrosła się chora noga, a przy okazji i dusza, wstał sam z gazetą trzymana w jednej ręce i poszedł w stronę miasta. Gdy wieczorem wrócił, a nie mogłam wytrzymać, i wypaliłam czekając całą paczkę papierosów, otworzyły sie drzwi i zobaczyłam w nich jego lekko zgarbioną sylwetkę. Znalazłem pracę, -powiedział. Przychodziłam do niego tak często jak mogłam, choć nie tak często jak wcześniej, i stawaliśmy się coraz bliżsi opowiadając sobie swoje sekrety i ukrywane przed wszystkimi historie i tajemnice, śmiejąc się z nich i z samych siebie przy okazji, bo obnażone tajemnice oczywiście przed odpowiednimi, godnymi tego ludżmi, przestają być tajemnicami i przestają w ten sposób obciążać nas.

Wiedziałam i czułam jedno, i że to prędzej się stanie, i stało się.
Połączyła nas przyjaźń.



*potem jeszcze zrozumiał całkiem coś innego. Zrozumiał że tak naprawdę człowiek sam w sobie i sam dla siebie jest nikim i nie istnieje. Okazując się jakby całkowicie pusty, niby wydrążona kłoda drewna, albo forma jedynie, -jak dla przykładu szklanka albo pojemnik formy zawierający w sobie i noszący możliwość. A staje sie kimś, człowiekiem mianowicie dopiero wtedy gdy działa na rzecz innych, szczególnie zaś swoich najbliższych których kocha, choć nie tylko. Pusty w sobie, a nawet bez formy, jakby nie istniejący obłok chmur, i także w jakiś sposób podobny do lustra, człowiek Nikt, lub człowiek Nic, zaczynający żyć niby małe dziecko chwilę po urodzeniu. Nie istniejące nic, albo nieistniejący Nikt który chodzi i porusza się a także mówi, i śmieje się albo nawet płacze. Czyli co? [kto]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz