środa, 28 lipca 2010

Balony fraktalne

Nie rozumiał tej całej zabawy pana Boga, który niby dla żartu ukrywał się przed nami i grał w chowanego, -jak to określił kiedyś Einstein. W środę elektron jest polem, w piątek cząstką, w sobotę zaś falą, a w niedziele zupełnie sobie znika, tak jakby miał wychodne, niby przedwojenna służąca [ co powiedział jakiś słynny fizyk ]. -Czy dlatego że mamy się pozbyć nadmiernie sztywnego postrzegania świata?- zastanwiał się. Siedział nieraz całymi wieczorami w swojej piwnicy, w tych starych i porwanych ubraniach, i rozmyślał nad naturą świata i ukrywającego się za swoim dziełem, niby za niby artysta za namalowanym przez siebie oibrazem Boga. Raz myślał ze świat jest podobny do wielkiego balona Fraktalnego a z jego na pozór gładkiej albo mocno pomarszczonej powierzchni niby fraktale “wyrastały” inne małe baloniki jak pęcherzyki powietrza, takie same będące mini kopiami tego dużego, albo też zawierające w sobie wszechpotencjalność wszystkich możliwości dziania się. To były właśnie te “światy alternatywne”, w których toczyły się inne życia, to jest inne możliwości. Tam tez mieliśmy inne żony i mieszkaliśmy w innych domach, a jeśli tu byliśmy grubi tam dla przykładu cierpieliśmy na chroniczną niedowagę. Tam po prostu żyliśmy inaczej, a wszystkie te potencjalne możliwości istnienia dziejące się w jakiś sposób naprawdę były tajemnie ze sobą połączone jakby niewidzialnymi nićmi, jakimiś kosmicznymi wiązaniami.

Sporządził kiedyś razem z synami i córką, takie, jak to on nazwał balony fraktalne powiewające na kosmicznym wietrzew kiedy powiesili je na sznurze do suszenia bielizny przed domem. Oczywiście kosmiczny wiatr był jedynie poetycką metaforą. Jeszcze innym modelem wartym wymienienia, a zrobił ich razem z dziećmi w swojej filozoficznej pustelni wiele, był model “Wielolustra”. Wielolustrze to po prostu sporo luster nakierowanych na siebie i odbijających obrazy, ale ten model zarzucił już dawno, na rzecz balonów jako bardziej bliższych mu w próbie wyjaśniania zagadki wszechświata.
-Dobrze że zapaliłem do swoich pomysłów żonę i dzieci- mawiał do siebie czasami przyrządzając rano śniadanie. Oni oczywiście w tajemnicy przed sąsiadami i znajomymi schodzili razem ze mną do piwnicy coraz częściej, a wieczorne słuchanie koncertów muzyki klasycznej w miejskim parku lub filharmonii odeszło już dawno w przeszłość . Słuchali nadal muzyki klasycznej lub elektroniki ale aby kontemplować i dzięki dźwiękom muzyki przenosić się w inne bardziej subtelne dla duszy ludzkiej światy, myślał. I przypominał sobie wtedy rozmowy, jakie toczyli ze sobą do póżna w nocy.Jak ich starszy syn mówił:
-Czy może dlatego, że przeciwnie, nie ma w tym żadnej tajemnicy. Po prostu cząstki jak i cały świat posiadały jedyną trwałą i być może stałą cechę. Tą cechą była zmienność i rytmika zmian. Dziś pojawiam się jako to, a JUTRO JAKO TAMTO. Tak jak ludzie, dziś są uśmiechnięci, a jutro zmartwieni. Dziś głodni, a jutro przejedzeni, raz jest nam zimno a innym razem znowu zbyt gorąco-.

A młodszy odpowiadał mu:
-Trwałość to rzecz sztuczna i wymyślona. Ponieważ czegoś takiego nie ma. Owszem jest, ale na wykresach i planach. Takie pokazywanie świata może być nawet potrzebne, i nikt nie zamierza tego kwestionować. Ale to są jedynie makiety, tak jakby atrapy rzeczywistości, utworzone dla demonstracji. Nic prawdziwego. Rzeczy i zjawiska prawdziwe są zmienne. Maja charakter zmienny. Są w ruchu. Jak dajmy na to koło. Jaka jest istota koła kiedy przejawia siebie. Ono przecież jest w ruchu, chociaż czasami pozostaje bezczynne, i w ten sposób także nie zaprzecza swojej naturze. Świat jest rozpędzonym kołem. Toczy się. Jest stały i nieruchomy, a przynajmniej takie jest jego centrum, i jednocześnie porusza się, tocząc się. Przynajmniej na swoich obrzerzach-.I gdy tak mówili i mówili, spierając się ze sobą i dyskutując, on pewnego dnia.....Ale zobaczmy co napisał o tym w notatkach jakie sporządzał czasami wieczorem. Notatki sporządzał zwykle pisząc w trzeciej osobie liczby pojedyńczej.Czyli pisał o sobie "ON".Czy był powodowany skromnością, czy brakowało mu pewności aby unieść swoje poglądy do końca, tego nie wiem, i co nie interesuje mnie to. Nie tu, i nie teraz. Fragment notatki.

..... ujrzał w przyśpieszonym rytmie pulsowanie świata, formy przeobrażały się nieustannie będąc jednocześnie nadal Jednym bytem i zachowując swoją tożsamość i swoje kontinuum istnienia. Byt ;lub istnienie oglądane niby w kalejdoskopie raz był skupiskiem materii, potem znowu pusta w środku formą, by na jakiś czas zniknąć [ zaniknąć? ] i potem pojawić się jako pulsująca świetlistość, albo energia w działaniu.

Usłyszał też głos, nie mając jednak pewności czy pochodził on z zewnątrz czy z wewnątrz. Bo to co jest wewnątrz a to co na zewnątrz już dawno nie było dla niego takie oczywiste.
"'DLACZEGO WĄTPISZ, i prosisz o odpowiedź którą możesz znaleźć sam.
CZY WIĘC JEST TO TWOJE ODKRYCIE CZY NIE?" Jeśli tak to dpowiedz dlaczego nie chciałeś być dzieckiem.
Zastanawiał się nawet przez moment czy nie zwariował. O tym czy nie zwariował myśleli już od dawna jego znajomi z pracy sąsiedzi, oraz dalsza rodzina. Jedynie żona i dzieci wierzyli cały czas w niego. Ale co mógłby z takim odkryciem zrobić. Przecież go nie sprzeda. Ale...


Wielolustrza i smuga cienia

Rozmawiali w prawie pustym już o tej porze pabie, siedząc niedaleko okna, przy jedynym zajętym stoliku. On usiłował ich porzekonać do swoich racji , ale Zygmunt "Społeczeństwo", i Czesław "Państwo" mieli własne, skamieniałe dosyć wizję świata, będąc zatwardziałymi socjalistami. -Socjalizm ? Jakaż to skrajna niewiara w człowieka- mówił do nich ze szklanką mocnego piwa w ręku którym, przepijał whisky z nalewką czereśniową przyrządzany przez barmana w proporcji zwykle jeden do dwóch, a oni uśmiechali się głupawo, jakby chcieli powiedzieć -my tam swoje wiemy, i nie przekonasz nas. Po chwili milczenia spowodowanego zwątpieniem swoich rozmówców, gdy się tylko zebrał do kupy i wziął w garść, uspokojony Angelus z delikatnym, niemniej widocznym uśmiechem na ustach, tłumaczył im i wyjaśniał jak doszło do tego z czym mamy do czynienia dziś. I tak, [mówił] -w szesnastym wieku miał miejsce uzurpatorski przewrót i zwyciężył świat miary, wagi i czasu. Trzysta lat życia ludzi w nowym racjonalnym pudełkowym świecie niewolących ludzi koszarów umysłu, przyznać trzeba, zrobiło swoje. A do głosu doszło kilka grup, doładnie trzy większe, wyznawców KRWAWEJ BOGINI zaczęły w tym spisku przeciwko światu dominować. Wyznawcy krwawej bogini, będący kontynuatorami marginalnych w sumie tradycji celtyckich, germańskich i katragińskich, dogadali się ze sobą, i przejeli prawie wszystkie najbardziej liczące się karty w grze o władzę nad światem. Na razie nie wchodzili sobie w drogę, ale gdzieś na początku 20 wieku nastąpił między nimi konflikt Jedna z grup, w zasadzie najmniejsza, a może właśnie dlatego, zaczęła używać do walki okult metod, i tak zwanej "mandali Salomona". Na pomoc wzywali wszystkie demony i złe siły, jakie przywołać tylko mogli,.a demony opieszale i powoli zaczxęły wychodzić z podziemi, niby dym z kraterów albo myszy ze swoich nor- w tym momencie przerwał mu Zygmunt, wykorzystując fakt że Angelus przypala kolejnego papierosa. - no dobrze, ale, pomiędzy nimi były jakieś różnice, nie upraszczaj stary Bo o ile własnych dzieci nie składali w ofiarze wyznacy bogini Tanit związani z tradycją semicką, to "irlandczycy" aż do końca XX wieku poświęcal swoje pierworodne dziecko w zamian za bogactwo i powodzenie, jednej ze swoich bogiń.-
-Tak zgoda-dodał Staś -wszystko się cywilizowało, i nikt prawie nie składał w ofierze własnych dzieci, zwykle do tego celu
KLUB ABRAHAMA wykorzystywał wojny, a jak nie było wojen, aborcję,. Zabijali wtedy w ofierze bogini na skale masową nie narodzone jeszcze dzieci, bo jak wierzyli bogini domaga sie krwi, za władzę i materialne dobra. A kapłani bogini z poprzednich wcieleń odradzali sie jako politycy, lekarze aborterzy, lub dowódcy wojskowi-
Idąc lekko chwiejnym krokiem z pabu do domu, bo nalewka czereśniowa z whisky zrobiła swoje, a i używany do przepitki ciemny giness też, uśmiechał się przypominając sobie słowa kolegów. On mógł to przecież sprawdzić.


Zaczął przechodzić z jutra we wczoraj i dowolnie modelować historię swojego życia. Najpierw ćwiczył a było to dawno temu, utrzymywanie stanu śniącej świadomości, [czyli śnienia] , rodzaj starodawnej pogańskiej medytacji w której modeluje się i przekształca sny, a życie na jawie zaczyna postrzegać jako rodzaj snu. Potem jego praktyka świadomego śnienia była na tyle poważna i skuteczna że faktycznie życie stało się rodzajem snu, a on mógł je w dowolny sposób przemieniać jak autor piszący scenariusz sztuki dziejącej się na żywo, -czyli rodzaj improwizacji, nie teatralnej ale może raczej filmowej. Gdybyście go zapytali czy jego życie nie przypomina życia człowieka z serialu odpowiedziałby że tak , z tą jednak różnicą że jest on jednocześnie aktorem, reżyserem i scenarzystą zarazem. Jednak praktyka przechodzenia w inne wymiary , -czyli “wszerz wszechświata”, oraz “wzdłuż” wymagała czasu i sporego poświęcenia. Próbował zlokalizować kanały za pomocą których można podróżować po wszechświecie w sposób niekonwencjonalny. I wykorzystał, co tu będziemy gadać wszystkie znane sobie teorię fantastyczne, mistyczne i ezoteryczne, oraz naukowe żeby zbadać ich prawdziwość.Ćwiczył oczywiście na sobie.
Potem wpadł na inny pomysł. Zbudował jak to on nazwał “wielolustrze”. Wielolustrzem była po prostu powierzchnia stołu z wieloma lustrami nakierowanymi na siebie pod różnymi kątami.

Rano był zwyczajnym człowiekiem. Brał czarną skórzaną teczkę wypchaną papierami i szedł grzecznie do pracy, pozdrawiając po drodze napotkanych sąsiadów i znajomych. Wtedy gdy nauczył zmieniać i dowolnie kształtować kształty postaci, rozumiejąc że świat jest plastyczny, do pracy i na użytek jak to nazwiemy ludzi z zewnątrz używał formy poważnego mężczyzny w średnim wieku z wyrażistym podbródkiem i widocznym z daleka brzuchem, natomiast jeśli tylko wracał do domu natychmiast zmieniał formę gubił brzuch i podbródek.. Jednak praca nad zmienianiem formy odbywała się wcześniej niż wielolustrza.Gdy tylko zaczynał przenikać do innych światów za pomocą lustra, zrozumiał że świat po drugiej stronie wygląda trochę inaczej. Ludzi którzy posiedli tajemnicę przechodzenia do innych światów przez lustro było wielu. I nie wszyscy co gorsza mieli dobre intencję. Mało tego, jedno z większych sekretnych stwarzyszeń chciało przemocą narzucić innym swoją wolę i władzę.
TO BYŁA TA PRZYSŁOWIOWA SMUGA CIENIA jakie dawało światło
Smugą cienia była tak zwana “Armia Złych”. Armia Złych przejęła w prawie całej galaktyce władzę na planetach, oraz w przestrzeni galaktycznej, i kontrolowała szlaki komunikacyjne pomniędzy planetami. Jak do tego doszło? Przez długie lata, a może nawet i wieki przenikała cierpliwie we wszystkie ważne struktury państw planetarnych. Przenikała do świata nauki, polityki i religii. Ze względu na swoją gałęziastą strukturę była niezwykle trudna do rozpracowania przez służby specjalne, -ponieważ jedna gałąź drzewa nie znała innych, także nawet jeśli została zdemaskowana jakaś gałąź, lub zaledwie pojedyńcze liście, to pozostałe były bezpieczne. Mało tego ludzie biorący udział w konspiracji nie wiedzieli że należą do armii, a grupy w których uczestniczyli miały inne jakbyśmy powiedzieli nazwy “robocze” Osiągnęła też znaczne wpływy we wszystkich sferach życia.

Dlaczego tak się stało? W galaktyce poza peryferiami , czyli ziemią i kilkoma galaktykami zwyciężyła religia i filozofia Wielkiej Światłości, spychając wszystko co związane z cieniem do podziemia. Zarówno chcieli walczyć, i walczyli z cieniem i ciemnością, Usiłując wszystkie miejsca na planetach rozświetlić światłem, aby mrok nie miał do nich dostępu, jak i walczyli też niestety ze wszystkim co odmienne i nieprawomyślne. Ludzie cienia zepchnięci na margines i żyjący w nędzy zaczęli się jednoczyć w myśl ideii

wszyscy ludzie cienia, jednoczcie się !!! Powstańcie z kolan

i to oni stworzyli zaczątek Armii Zła, ale potem oczywiście władzę przejęli bogatsi i silniejsi jak to zwykle bywa kiedy na horyzoncie pojawiają się pieniądze i władza, ludż choćby jakieś ich oznaki, a nawet tylko ich przedsmak.
Wkrótce stali się cieniem i drugą stroną tajemną stroną światła. Oficjalnie nadal w galaktyce rządziła religia
Światła, a tak naprawdę była jedynie atrapą mającą zapewnić zasłonę ludziom z armii. To ludzie z armii decydowali o wszystkim. Ale była też spora grupa ludzi zepchniętych na margines którzy nie chcieli poddać się tak naprawdę zjednoczonej władzy światła i mroku. Oprócz nich opór stawiało parę planet położonych na obrzeżach galaktyki, na które zbuntowani wojownicy chronili się czasami. Często bez wiedzy ich niczego nie świadomych mieszkańców.
Wiedział że musi wybrać. Szczególnie wtedy gdy Źli przeniknęli przez wielolustrza i zagrozili że jeśli nie będzie pracował dla nich porwą jego żonę i dzieci.Tak zwyczajnie pojawili się pewnego dnia w domu, gdy wrócił z pracy i wszyscy szykowali się właśnie do obiadu. Dzieci myły ręce, i w pokoju jadalnym rozkładały talerze, na przykrytym białym ręcznie robionym koronkowym obrusem, starym okrągłym machoniowym stole ze stylowym czerwonym wazonikiem ze szkła w środku, zawsze pełnym kwiatów które przynosiół żonie [ nieco sfatygowany już stół był prezentem od dziadków i myśleli nawet aby go odnowić lub oddać do koserwacji] a w mieszkaniu czuć było zapach pieczonych kasztanów mieszający się z wpadającym przez otworzone okno mieszkania bardziej intensywnym zapachem żeberek, kalafiorów i zupy koperkowej. Nie ma co ukrywać, przestraszył się i to bardzo. Bardziej o nich niż o siebie, to znaczy o żone i dzieci. Jeśli o siebie, to przez nich, bo był im przecież potrzebny Na razie schronili się u jego matki a potem jak nauczył swoją rodzinę przenikać przez wielolustra udali się na jedną ze zbuntowanych i stawiających opór planet na obrzeżach galaktyki. Spodobało im się tam nawet bo klimat i krajobrazy były podobne do ziemskich, choć bardziej wilgotny i umiarkowany. To znaczy lata były odrobinę chłodniejsze i nie tak upalne, a zimy cieplejsze. Śmieszył ich tylko kolor niebieskiej trawy, i lekko różowy odcień skóry jej mieszkańców, także rozmawiając z nimi, szczególnie na początku musiał bardzo uważać żeby ich nie urazić i przypadkowo nie zranić jakimś niezręcznym niepotrzebnym i niemającym uzasadnienia uśmiechem lub mimiką twarzy zdradzającą nadmierną wesołość, -co mogliby odebrać jako lekceważenie, a tego przecież bardzo nie chciał. A także, co prawda świecące delikatnym, niezwykle subtelnym przypominającym poświatę blaskiem, fioletowe słońca planety. No i kolory oczu ludzi, co najbardziej dziwiło dzieci. Prawdziwy kalejdoskop!

Mieszkańcy planety zdając sobie sprawę że jest ich za mało, próbowali osiągnąć sukces dzięki rozwojowi techniki i nowych technologii, wpadli także na genialny w swojewj prostocie pomysł, aby we wszystkich dostępnych dla siebie miejscach w galaktyce, pobierać próbki z materiałem genetycznym największych bohaterów i wojowników. Trochę ich to dziwiło kiedy w lokalnej telwizji planetarnej oglądali wywiad z Bolesławem Chrobrym albo Czyngis Chanem*, a przy stoliku siedział Wladi Jagielllo, na dodatek z Alem Macedońskim, nazywany przez kolegów Mackiem.
Oni właśnie poprowadzili flotylle głównej grupy uderzeniowej przeciw Złym.
_______________
*oczywiście były to kopie a nie pierwowzory

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz