środa, 28 lipca 2010

Ordon i inni

Wychodząc z domu, jak zwykle pokłonił się przed wiszącym na ścianie portrecikiem Tadzika Reytana.
Stary Ordon szedł ulicą. Noc we Florencji, żywsza mu się zdawała od dnia, a i taka z pewnością była. Sypiać nie mógł już od dłuższego czasu a bycie wśród ludzi przynosiło mu trochę spokoju. Był zrozpaczony, zrezygnowany i pozbawiony nadziei. Tak prawdę mówiąc od czasu kiedy Adam uwiecznił jego imię i zmusił go przez to do tułaczki po świecie, jego życie było pełne rozpaczliwej walki o przetrwanie. [ Tak naprawdę to dzięki temu że Adaś sfingował jego śmierć łatwiej mu było uciec za granicę. Chociaż później po latach trudniej wrócić do kraju ] Niby gesty nie umiejącego pływać człowieka, aby utrzymać się na powierzchni wody. Wiesz że nie umiesz pływać, ale nie chcesz umrzeć. Mało tego, ty chcesz za wszelką cenę żyć. I jako istota żywa masz do tego prawo. On stary Ordon, wojownik który nie zna strachu. Najpierw buntownik stojący na samym środku barykady. Następnie kiedy osiągnął wiek średni, wędrowiec. By na starość popaść w melancholię, depresję i rozpacz. Co zrobił i co osiągnął. Wszystkie bitwy które mógł przegrać, przegrał. I wszystkie wojny jakie mogli przegrać, przecież przegrali.Monarchie robiły się coraz większe, wolność ludzka malała, a jego życie mijało, niby jesienne zażółcone od październikowych przymrozków liście [nadzieje i marzenia opadały jak liście jesienią, a my umierając pozbywamy się złudzeń, a my stajemy przed sobą nadzy niby drzewo pośród bezmiaru bielejącego śniegu i przestrzeni nieba czy więc po to żyjemy? mawiał czasami do Juliany lub jej męża ]. Po co jesteśmy. Po co byliśmy pytali siebie za pomocą niemych spojrzeń, bo przecież jakiś sens wiosennego pojawienia się liści na drzewie a następnie wzrostu podczas upalnego lata i jesiennego obumierania przecież był. Po nic, tak po prostu dla czystej gry i bez żadnej przyczyny. Po nic. Pojawianie i zanikanie, może samo jest sensem. Jak przypływ i odpływ fali morskiej gdzieś na szkockim wybrzeżu, kiedy obserwował wzburzone morze na przedmieściach Edynburga, niedaleko Joppi. Po prostu czyste istnienie, istnienie, poprzez czysty akt bycia, poprzez bycie i wyrażanie go za pomocą dźwięku, albo ruchu. Tak jak krople deszczu uderzające o dach domu mówiąc istniejemy, istniejemy istniejemy, i jesteśmy czystą manifestacją bytu ni mniej ni więcej, tylko tyle i aż tyle, Niestety jest mały problem, od czasów wyjścia z Ogrodu ludzie zaczęli w nieskończoność analizować, dzielić, określać, nie wystarczy im już po prostu być. Tak jak, ptakom na jesiennych drzewach. Muszą jeszcze to udowodnić i wytłumaczyć. Mówią - udowodnij mi że jetem - Z ponurych egzystencjalnych rozważań, oderwały go dźwięki i światła nocnego miasta Ach, Florencja! Starożytne, tętniące życiem piękne miasto. Tysiące lat i dziesiątki pokoleń ludzkich zamieszkujących go, i zostawiających po sobie niewidzialne ślady swojego istnienia. POZOSTAŁOŚCI DZIAŁANIA LUDZKIEGO UMYSŁU! Jakieś nie znane nam jeszcze dziwne pole z zapisaną aktywnością ludzi. Kocham życie, a zamiast smakować go jak się tylko dało, wszystkie dni poświęciłem na walkę z tyranią. I czy ludzie przychodzący później po mnie zauważyli to. Czy chcieli tego i czy mieli świadomość. Dobrze że przynajmniej nie umrę tak Cyprian Kamil w Londyńskim przytułku pośród nędzarzy. Bolały go stawy, dziewięćdziesiąt lat to w końcu nie jest mało. Najbardziej jednak bolało go serce. tani sentymentalizm powiecie. Może. Nie zamierzam się bronić. Nie tu i nie teraz. Powróćmy zresztą do miasta, i idącego jego ulicami starego Ordona. Florencja, ojczyzna florena i europejskiej nowożytnej monety. Zazdrość, chciwość i olśniewający błysk. Pożądanie i fascynacja namiętnościami, z najsilniejszym afrodyzjakiem świata czyli pieniądzem.Lecz im miasto prezentowało się coraz lepiej. Im piękniejsze kobiety dorastały na jego oczach, i im piękniejsze sklepy otwierano w jego okolicy, tym on czuł się jakby mniejszy, gorszy i już poza. Bo on starzał się, brzydł, słabł, a wszystkie idee o które walczył odchodziły do przeszłości.Do zakurzonych starych szaf. To już nie jego świat, myślał. On odchodzi, a oni przychodzą, i jedynie mijają się na ulicach po drodze. Mijanie się, zwykłe wymijanie, i nic więcej. Przechodzenie. Właśnie o to mi chodziło. Przechodzenie i mijanie. To samo miejsce ale różne kierunki.

On stary Ordon na nic już nie czekał, ale jeśli to prawda to porzucił zarówno nadzieje jak i zwątpienie. Lecz on chyba jedynie porzucił nadzieje, a może nawet i to nie bo nadzieje ma w sercu, że jeszcze coś się wydarzy w jego życiu Taki mały ogieniek, którzy się jeszcze żarzy i dzięki któremu żyje człowiek. Bo bez ciepła wewnętrznego serca żyć przecież się nie da. Nie nie był strachliwy, on niczego się nie bał pomimo swoich dziewięćdziesięciu lat. Idąc opuszkami palców dotykał delikatnie powierzchni noża z którym się nigdy nie rozstawał a który nosił zawsze w prawej kieszeni kurtki.... dalej czytaj tu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz