środa, 28 lipca 2010

Kot w butach

-suport "Kronik"

Tymczasem otworzyły się drzwi supermarketu, i do środka, nie mniej ni więcej wszedł Kot w Butach*.
Ukłonił się grzecznie siedzącym przy kasie sympatycznym, młodym dziewczynom, i skierował wprost do działu z owocami, które co tu dużo mówiąc uwielbiał.
-Dzień dobry pęknym damom- powiedział z niesłychaną gracją, skłaniając sie lekko jak na dobrze urodzonego kota przystało, i zamiatając swoim pięknym czerwonym kapeluszem z kruczym piórkiem brudną nieco podłogę marketu, uśmiechając się przy tym delikatnie do ładniejszej z nich. A gdy piękne młode damy coś odpowiedziały, a przynajmniej tak się mogło wydawać, a co brzmiało mniej więcej jak -hm- dodał -Czy macie może smaczliwkę?- co powiedział przyglądając się uważnie kasjerkom spod przymruzonych odrobinę powiek, choć wiedział że dziewięćdziesiąt dziewięć procent pracowników wielkich sieci handlowych nie wie o jaki owoc chodzi. Co bynajmniej wcale nie przeszkadzało mu wdać się w miłą pogawędkę z dziewczynami z marketu, a wręcz przeciwnie, bowiem rozmowy z dobrze wychowanymi ludżmi cenił sobie nade wszystko, a z ładnymi kobietami w szczególności.
Gdy tak sobie rozmawiali, śmiejąc się i żartując już całkiem długą chwilę, obok nich przeszedł gruby, niewysoki mężczyzna na oko koło czterdziestki, zasapany z czerwona tłustą nalaną twarzą, w wymiętym garniuturze i jasno niebieskiej koszuli. Na lekko niebieski kołnierzyk brzydkiej i niegustownej koszuli, lał się strumieniami pot, najpierw po twarzy, nastepnie po szyi mężczyzny, potem spływał na kołnierzyk i wsiąkał powoli w sztuczną tkaniną z której był wykonany. Z wyglądu przypominał prezesa firmy sprzątającej w... albo nawet kierownika działu supermarketu lub co gorsza gościa z ochrony sklepu, co nie musiało być dla Kota w Butach miłym widokiem, a i nie było.

Instynktownie i prawie natychmiast zapaliło mu się czerwone światełko w głowie, całe ciało wypręzyło sie nagle, i pomyślał "mam cie bratku! ty smyku cholerny jeden, to ty dręczyłeś mojego przyjaciela Gandziaka, gdy ten pracował w supermarkecie razem z tymi łobuzami z ochrony! Upoluję jak psa bydlaka, a następnie ustrzelę kolejnego łobuza", i zamruczał "mam cie nie uciekniesz mi".. A pógłosem powiedział: -choć rybko do przynęty, prosto na haczyk, do tatusia- czego dziewczyny z kas chyba nie usłyszały chichocąc jeszcze z dowcipu Kota jakim je uraczył przed chwilą,
i powolnym, pewnym ruchem, wyciągnął z kieszeni ukradzione wczesniej Gandziakowi pudełko ze "swoją" ulubioną tabaką marki "Biały Słoń", rzecz wyjątkowo cenną dla obu, żeby nie powiedzieć przedmiot kultu, uzywany jedynie w wyjątkowych okolicznościach, jak dla przykładu papierosy marki "Players", albo nawet jeszcze rzadziej.
Następnie wciągnął ją po kolei do obu dziurek nosa i głośno kichnął, zasłaniając nos rękawem.
Natomiast cakiem głośno powiedział, powiedział to zupełnie głośno, nic a nic nie robiąc sobie z miejsca w którym się znajdował, oczywiście gdy tylko przestało kręcić mu sie w nosie od zażytej tabaki
- mam cię łobuzie, nie uciekniesz mi- I od tej pory nasz uroczy Kot w Butach rozpoczal polowanie na prezesa firmy sprzątającej . Idac z rękami zawiadacko wspartymi na biodrach, z zuchwałym wyrazem twarzy, i kiwajc sie na boki, w wielkim czerwonym kapeluszu z piórkiem, trochę przykrywającym oczy, i z zatknietym za pasem bandyckim nozem, wyglądał naprawdę grożnie. Prezes dostrzegl zagrożenie i z przerażonym wyrazem twarzy, na sztywnych niby drewnianych ze strachu nogach tak jak na szczudłach, zacząl coraz szybciej kierować się w strone wyjscia a paniczyny strach pojawił sie na jego twarzy. Tymczasem koszula prezesa, od ilości potu jaki musiała wchłonąć, zmieniła kolor na granatowy...


Nasz kot tymczasem, rozpoczął polowanie na grubego zwierza, jak w myślach nazwał swoją ofiarę.
Ale zanim wyszedł pozamieniał wszystkie ceny i metki w markecie, zamienił kilka loginów oraz haseł dziewczynom z kasy
i wprowadził, a jak to on mówił "podsypał" troche wirusków do komputerów sieci, bardziej na złośc sklepowej korporacji, niz dziewczynom do których przecież nic a nic nie miał, a nawet umówił się z nimi wieczorem na kawkę.

Już przy drzwiach wyjsciowych schwycił za koszulę grubega prezesa, gdy ten zdyszany zamiast uciekać usiłował złapać taksówkę i stał na chodniku jak pajac Podbiegł i schwycił oburącz umierającego ze strachu prezesa, zaczął nim szarpać i potrząsać, a nastepnie uderzył kilka razy o scianę, sycząć przy tym i mrucząc - Potem jednak, zupełnie nieoczekiwanie. pozwolił mu sie wymknąc i ....uciec. Polowanie bowiem musi smakowac, mało tego należy się nim delektować pomyslał, -zupełnie tak jak butelką dobrego wina albo whisky. Biedny prezes nie wiedział że to dopiero początek zabawy Kota, i jego udręk.

On tymczasem zapalił papierosa delektując się nim, robiąc z tego prawdziwy rytuał, a następnie, kiedy tylko skończył palić, wciągnął do nosa tabakę Biały Słoń.
Gdy prezes był już daleko zadzwonił do Psa Który Mówi i powiedział: -polowanie, zarządzam przybywaj kolego natychmiast, przekaż dalej- I za chwile przybyli, jadąc taksówką Zywon, oraz Kłamek, a za nimi przybiegł zdyszany Pies Który Mówi.
Prezes umierając ze strachu jechał tramwajem w stronę Salwatora, a Kot który w międzyczasie wskoczył do jadącej taksówki razem z Psem Który Mówi, i dalej pojechali już w czwórke za nim.Prezes tymczasem aby zmylić pogoń przesiadł się do autobusu jadącego w stronę Tyńca. Pościg trwał ulicą, jak tylko przejechali rynek dębnicki, potem Skałki, niedaleko jaskini twardowskiego, by na końcu skręcić w podgórki tynieckie. Prezes biegł przreażony głośno łapiąc przez usta powietrze, przewracając się i potykając co chwilę. Muszę wam powiedzieć że wyglądał strasznie, był juz cały ubrudzony, i pokrawawiony, a koszulę i spodnie miał wymazane błotem.Ta straszni że swoim widokiem przestraszył nawet dwie staruszki wracające do domu z tynieckiego kościoła po nabożeństwie Zaledwie kilka kroków za nim biegł Kot w Butach, ale robił to tak aby go nie dogonić, przynajmniej nie na razie, ponieważ dręczenie ofiary sprawiało mu wiekszą przyjemnośc niż złapanie jej. Planował aby dorwać prezesa w okolicach ciepłowni w Skawinie gdy ten nie będzie miał już siły biec, i tam mu pokazać co nieco, tak żeby ten wiedział z kim ma do czynienia. I ak też się stało, Prezes biegnąc skręcił w lewo w stronę pętli autobusowej, i potem już w dół prosto w stronę Skawiny, gdzie chciał wskoczyć w jakiś bus jadacy do Krakowa, albo pociąg. Tak też się stało. Jak przypuszczał Kot W Butach dorwali Prezesa w okolicy elektrociepłowni w Skawinie, kedy ten nie mając siły biec podddał się i zrezygnowany upadł na ziemię. Cała czwórka natychmiast otoczyła go i zaczeła kopać i okładać pięściami, dały się też wśród bitewnej wrzawy słyszeć okrzyki: -a masz, to za Gandziaka-
-dalej będziesz tak rozrabiał cwaniaczku- Przestali go kopać dopiero wtedy gdy prezes całkiem zamilkł, a z jego ust nie wydobywały się już jęki i błagania o litość.

Gandziak obudził się z koszmarnego snu cały zlany potem, i natychmiast zaczął szukać wzrokiem swojego kota Kot spał grzecznie pod stołem, mrucząc przy tym, i rusząjąc łapami tak jakby polował na myszę. Był nienaturalnie wybrudzony, i dziwnie uśmiechał się przez sen.
....i miał taki niewinny wyraz twarzy. Jedno co zdziwiło Gandziaka to zapach damskiej wody toaletowej, a właściwie cały ich bukiet. -Feminizuje się nasz kocisko- powiedział półgłosem zdziwiony Gandziak, po czym prawie natychmiast zasnął.
Kto by też przypuszczał że dziewczyny z supermaketu używają takich dobrych wód toaletowych.
--------------------
* słuchając na empetrójce swojego, jak to on nazywał ulubionego kawałka Henrego Purcella, Pieśni na trąbkę. Mp3 pożyczył sobie na chwilę, od Gandziaka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz