środa, 28 lipca 2010

Dalczego się przed nami ukrywasz? Kroniki cd.

Dlaczego się przed nami ukrywasz?
-bo w Twoje istnienie nie wątpi nikt

Żona czekając na męża weszła do kuchni, i sądząc z wyrazu jej twarzy była delikatnie mówiąc niezbyt zadowolona. Ale tym razem była niezadowolona nie z tego że znowu musi mu odgrzewać kolację, ale że on nie zwraca na nią uwagi. Już dawno zdradził mnie na rzecz tych swoich fantastycznych teorii z pogranicza religii, mistyki i nauki, myślała chodząc po kuchni zrezygnowana. Poznali się na studiach. On jako najlepszy student wydziału fizyki w miejscowym uniwersytecie. Ona jako raczej średnia studentka matematyki. Spotkali się pewnego kwietniowego dnia na schodach uczelni, a rozmowa jak w takich przypadkach zwykle bywa zaczęła się dość banalnie. On ubrany śmiesznie i zupełnie niemodnie, w kraciastą żółtą [!] koszulę i brzydkiego koloru kiepsko skrojony garnitur, na dodatek z garbem wiszącym na plecach, nie wyglądał ciekawie i pomyślał że nie wypadł w jej oczach zbyt dobrze. Dokładnie pomyślał że nie zapamięta go nawet, bo w mieście jest tylu ciekawszych od niego mężczyzn, bardziej mogących zainteresować kobiętę w jej wieku, a i zaponować jej. A on czym miał jej zaimponować? Kwantami? Albo kwarkami? No bo w kosza nie grał.
Ale rozmowa miała swoją kontynuację, spotykali się czasami w wolne wieczory i spacerowali w miejskim parku, położonym niedaleko uczelni, dyskutując o gwiazdach i astronomii, ich wspólnej pasji. Potem nie wiadomo nawet kiedy, bo stało sie to tak nagle, wzięli ze sobą ślub. Staroświecki, ale bardzo kameralny, zaledwie z udziałem rodziców i kilku znajomych. Po którym wrócili na zajęcia. Ona studentka drugiego roku, a on czwartego. Studiów nie skończyła. Przerwała je gdy urodziło się pierwsze dziecko, a zaraz potem i drugie. Poświęciła się wychowaniu dzieci, a na studia już nie wróciła. On poświęcił się nauce i pracował aby utrzymać rodzinę. Stanowili udaną i świetną parę. Kochali się ale nie w sposób szaleńczy i odbierający rozum, albo zmysły. W sposób cichy i umiarkowany. Dopasowali się także do siebie, tak że jedno uzupełniało drugie. Jeśli jedno robiło coś a drugie widziało że mu to świetnie wychodzi oddawało mu to pole prawie całkiem naturalnie i sponanicznie, zajmując się czymś innym, co akurat wychodziło mu lepiej. Wkrótce w ich małżeństwie pojawiła się naturalna specjalizacja.


Mijały lata, przybyło w rodzinie następne dziecko, tym razem miły chłopczyk, po córeczce i pierwszym synu.
On nadal przynosił jej kwiaty, i przytulał ją do siebie kiedy wieczorem wracał do domu z pracy a ona odgrzewała mu kolację w kuchni. Czasami pijali wspólnie stare dobre czerwone wino, słuchając ulubionego Purcella, a w niedziele jadali pieczone kasztany. Oczywiście wino pili w umiarkowanych ilościach, -rzadko kiedy więcej niż jedną butelkę we dwoje. I sypiali, co w przypadku starszych małżeństw może trochę dziwić, w jednym pokoju, urządzonym dość staromodnie ale jednak stylowo.
Obok ich sypialni znajdowały się dwa pokoje dzieci, jeden chłopczyków, a drugi sama zajmowała córeczka Rozy, przepiękne i miłe dziecko. Na parterze ich domu mieściła się ogromna kuchnia i jeszcze większy holl połączony z liwing roomem i kuchnią. Przeszklone ściany na tle których pięły się krzewy, a dalej widoczne z wnętrza domu drzewa i rabaty pełne kwiatów. Między tym wszystkim leżały ogromne kamienie. Najpiękniejsze widoki, gdybyśmy tylko przyszli do nich w odwiedziny, moglibyśmy zobaczyć wiosną i jesienią. Rodondendrony i magnolię. Do tego dwa koty, i sympatyczny pies spaniel, o imieniu Dony. Mieszkali na przedmieściach uniwersyteckiego miasta i mieli przyzwoitych przyjaciół, a ich znajomi z dzielnicy, jak i jego koledzy z pracy osiągali sukcesy w nauce i biznesie. Przed domem państwa P. Stały dwa świetnej marki prawie nowe samochody Czegóż mu było więcej potrzeba do życia?

Właśnie czegóż. Czyż nie jest tak, że imię Boga można wymawiać wszędzie i w każdych warunkach? Wymiać oczywiście i czcić.W dobrych warunkach naturalnie jest łatwiej, ale za to w trudnych można robić to o wiele mocniej i szczerzej, choć gdy życie zbyt mocno nas przygniecie można czasami i zwątpić. Jak i gdy jest nam zbyt dobrze, zapomnieć? Dopowiedzieć też trzeba że żaden z dwu rodzajów zła definiowanych przez Arytotelesa w jego nieśmiertelnej Etyce, nie zachodził. To znaczy nie zachodziło, wbrew temu co można by przypuszczać zło nadmiaru, ani tym bardziej zło braku Ale powróćmy do naszego bohatera, i to aż do czasów dzieciństwa przenosząc akcje opowiadania na chwile w czasy odleglejsze, kiedy nie znał swojej żony, a dzieci nie było jeszcze na świecie. Ale obiecuję że tylko na chwilę, by niedługo potem wrócić ponownie do naszego szczęśliwego małżeństwa.
Otóż nasz bohater będąc jeszcze dzieckiem usłyszał w radiu, podczas pierwszego słuchowiska teatralnego jakie słyszał w życiu, sztukę której autora nie pamiętał, ani może nie znał. Sztuka mówiła o związkach komputera z Bogiem i buddyjskimi mnichami z Tybetu. Potrójny debiut, pierwsze słuchowisko jakie w życiu słyszał, po drugie pierwszy raz słyszał o komputerach,
a po trzecie opierwszy raz usłyszał o buddyzmie i tybetańskich mnichach.I zastosowaniu komputera do celów nazwijmy to religijno-mistycznych

Sens słuchowiska był mniej więcej taki: przychodzą do jakiegoś profesora informatyka mnisi tybetańscy i proszą go aby za pomocą komputera wyliczył wszystkie imiona Boga, ponieważ jeśli to zrobi nastąpi koniec świata.
Jak się ma buddyzm do istnienia Boga, i dlaczego mnichom miało by zależeć na końcu świata, tego nie powiedziano. Może dlatego że mnisi byli okropnie znużeni samsarą, czyli światowym życiem, i poruszaniem się po jego kolisku?
A jaki wpływ na naszego bohatera miało słuchowisko które usłyszał w dziciństwie w radiu. Czy stał się bardziej religijny, czy wręcz przewinie, zaczął wątpić. Zaczął wątpić, i łapał się często na tym że chodząc rozmyśłał w takim mniej wiecej stylu:

Ale jeśli naprawdę nie wątpię, to proszę mi podać choć jedną przyczynę dla której jestem tak przywiązany do swojej materialnej formy i ziemskiej powłoki, -i nie ma co tu kryć, podobnie jak przytłaczająca większość ludzi boje się jej utracić. Jak i boje się bólu, informacji związanej z uszkodzeniem, naruszeniem, albo nawet zniszczeniem tej mojej ziemskiej formy, nazywanej zazwyczaj ciałem.Proszę mi też podać przyczynę dla której jestem przywiązany do słów innych, kiedy mówią o mnie i w jaki sposób o mnie mówią. Co mnie obchodzą słowa innych ludzi na mój temat, -jeżeli jestem stworzeniem bożym. Zakładam że stworzeniem bożym, bo jeśli jest Twórcą to stworzył wszystkie istoty i cały widzialny świat.
Chociaż kiedyś jeszcze jako uczeń ostatniej klasy szkoły średniej napisałem wypracowanie na lekcje biologii. Temat wypracowania był wolny, a ja pod wpływem może jakiegoś filmu fantazy, albo książki sf wybrałem właśnie taki.

Opowiadanie w kilku zdaniach:
Świat został stworzony przez kilku bogów. Jedne istoty zostały stworzone, a konkretniej zaprojektowane przez boga A, inne przez boga B. I tak dalej. Kilku bogów czasem konkurujących ze sobą, a innym razem współdziałających lub łączących się w sojusze jedni przeciw drugim tworzą świat. Pytanie postawione po raz drugi, -czy nie wątpię. Bądźmy poważni. Czy jeślibym naprawdę nie wątpił ani na chwilę czy wtedy napisał bym : “w Twoje istnienie nie wątpi nikt”?
Tu jest potrzebne małe wyjaśnienie, kiedy miał tylko chwile wolnego czasu przebierał się w stare łachmany i zrobioną własnoręcznie z czarnego koca “sukmanę” taką niby togę i niby szatę mnicha, i schodził w tym ubraniu schodzami w dół, do swojej piwnicy filozofów, gdzie lubił samotnie rozmyślać. Na ścianach pozbawionej elektryczności piwnicy wisiały mocno przykurzone obrazy filozofów: Arystotelesa, Platona, Demokryta i Tomasza z Akwinu. Było też puste z napisem uczynionym czerwoną kredką: “MIEJSCE DLA BOGA “ z jednym białym punktem w środku, - w który patrzył aby się bardziej skupić kiedy rozpoczynał swoje rozmyślania. Piwnicę też oświetlało zwykle kilka świec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz