środa, 28 lipca 2010

Lazurowa Komnata

ostatni, trzeci suport "KRONIK GALAKTYCZNYCH"
Marszałek martwił sie że musi umrzeć, i wcale nie dlatego że bał się śmierci.Od dziecka prawie zamiast kasztanów, nosił w wypchanych kieszeniach kurtki granaty, a bomby leżały ukryte pod jego łóżkiem. On się śmierci nie bał, bał sie o tych których musi zostawić. I wcale nie o rodzinę, bo rodzina poradzi sobie jakoś. Bał się o kraj, i żyjących w nim ludzi. I wiedział też że niestety jego dni są policzone. Na zegarze gdy spojrzał dochodziła 20.35 a dogasający ogień w kominku ogrzewał nieco sporej wielkości, ale pozbawiony prawie mebli, chłodny pokój i wnosił do niego trochę ciepła i światła. Teraz trzymał żonę za rękę, i pytał ledwo dosłyszalnym szeptem, uśmiechając się do niej -chyba jeszcze nie umrę, prawda?
Nie mógł umrzeć, ale też nie mógł żyć, dla kraju i dla mieszkających w nim ludzi. Wiedział że oni na nas napadną. I to własnie powiedział zanim zasnął Powiedział jak mowil każdego dnia wieczorem -oni na nas napadną, napadnąą- szeptał. I dalej już widocznie poruszony słowami które wypowiedział, mówł półglosem - Socjaliści? Że niby byliśmy socjalistami O mój Boże święty, że chcieliśmy żeby ludzie mogli kształcić dzieci i swobodnie zmieniać miejsce zamieszkania i zawód. Co niby miało do cholery zrobić tych parę setek tysięcy ludzi wypędzonych z własnych domów przez carskie wojska po powstaniu styczniowym. Poszli do miast, znależli pracę i pomagali innym jak mogli. Tym mniej zaradnym i mniej wykształconym, a że wtedy była taka moda na kółka socjalne, to wykorzystali je do własnych celów. Przy okazji odgrywaliśmy się na swoich prześladowcach jak mogliśmy. A na ekonomi się nie znam, zgoda, ja tylko widzę zarazę i dwie dzikie hordy, jedną hordę idącą z zachodu na wschód, a drugą ze wschodu na zachód, i tylko to mnie interesuje. Że przyjdą i odbiorą nam wolność- W tym momencie poczuł się wyczerpany i opadł zmęczony na łóżko Zanim zasnął jeszcze słyszał jakby przez sen dzwonek telefonu, i głos z kimś rozmawiającej żony
-kto?... nie nic nie słyszę, przepraszam....a miło nam...kiedy? jest nadzieja? czekamy niecierpliwie. No to proszę przyjeżdzać- W kominku dopalały się resztki wrzuconego wcześniej drewna. W mieszkaniu zapanował chłód a po krótkim czasie i noc. Zrobiło się zimno i ciemno, ale marszałek już spał. Zasnął wyjątkowo szybko. Tego dnia nie stawiał nawet kart.Był bardzo zmęczony, żeby nie powiedzieć wyczerpany.Tak naprawdę to znajdował się stanie pomiędzy życiem a śmiercią. I chyba bardziej bliżej już tej drugiej. Duch starego rewolucjonisty opuszczał go powoli, acz nieuchronnie.

Siedział w pomieszczeniu na czwartym piętrze wieży [gdzie mieszkał zanim przeniósł się do swojej Lazurowej Komnaty ] i wyglądał przez niewielkie okno, spoglądając na dwa sporych rozmiarów wzgórza, z położonymi na ich szczytach klasztorami. Na jednym wzgórzu tym bliżej niego i bardziej po lewo, stała buddyjska świątynia szkoły tradycji kagyu, której głową był Jego Świątobliwość XV albo XIV Karmapa czego niestety nigdy nie mógł spamiętać, choć był na ceremonii Czarnej Korony z jego właśnie udziałem, jaka miała miejsce w tej świątyni zaledwie kilka lat wcześniej, poznał go osobiście a sam Karmapa zrobił na nim bardzo dobre wrażenie. Na drugim wzgórzu, nieco bardziej oddalonym i spowitym w wiecznej mgle, niby słynne wzgórze Wudang, mieściła sie świątynia Odwiecznego Bonu z przesympatycznym, młodym i niezwykle energicznym lamą Luntokiem jako jej zarządcą. Klasztory były bardzo podobne do siebie, choć jeden z nich sprawiał wrażenie czerwonego gdy na niego patrzył, a w drugim dominowała niepodzielnie ciemna sepia, prawie niezauważalnie przechodząca w kolory gliniastej ziemi jakiej peło było dookoła i surowe szare skały. Tu i tam kamień glina i drewno. No i świetna ręczna robota, która rzucała sie wszędzie w oczy w rzeżbionym kamieniu i drewnie. Nie, nie taka na pewno wspaniała, jaką możemy zobaczyć w Nepalu, a już szczególnie w Katmandu, ale dość fachowa i zdradzająca rękę dobrego rzemieślnika, który zna swoje rzemiosło.
Nikogo nie spostrzegł ani na na drodze przypominającej kształtem smoka, i tak też własnie była przez okolicznych mieszkańców nazywana. Droga a właściwie mała wąska dróżka, która rozwidlała się w pewnym momencie na dwie odnogi jakby nitki wiodące do wspomnianych wcześniej górskich świątynnych samotni. Nie dostrzegł też nikogo na odległych dziedzińcach klasztorów -Pewno mnisi medytują, albo odprawiają nabożeństwo- pomyślał -muszę jeszcze poczekać- Po czym skierował swoje kroki ku drzwiom, a następnie wyszedł, otworzywszy je wcześniej. Drzwi otworzyły się bezgłosnie. Na główną Wyrocznię klasztoru czekał już czwarty dzień, tu dopiero czwarty, bo niektórzy czekali już kilka miesięcy. Ale medium niestety było zajęte, a jego praca wyczerpująca.
Może nie powiedziałem wam jeszcze że na każdym piętrze wieży [ jak w wierszu Herberta, jeśli mnie pamęć nie myli] mieściło się pod schodami jedno małe pomieszczenie w którym przebywał pustelnik. Schody pięły się i kręciły w górę, niby ślimak lub krzew winnego grona, a obok nich znajdował się troche ukryty i jakby przyczajony z boku, jeden pokoik ascety na każdym piętrze, co osobie dajmy zwiedzającej pierwszy raz wieżę mogło umknąć uwadze. Niepozorny z zewnątrz, wewnątrz jednak zaskakiwał. I nie tyle luksusem co raczej bogactwem barw Każdy pokoik miał inny kolor ścian i malutkich witraży w okienkach swojej celi. Jedne pomalowane zostały na czerwono, inne na zielono albo w kolorze fioletowym. Po jakimś czasie pustenicy przenosili sie na wyższe piętra, podczas gdy ci zamieszkujący pomieszczenia górne schodzili niejako do piwnicy, czyli na dół. Wchodził jak zwykle na górę, dotykajac delikatnie dłonią starej poręczy, uczynionej z czarnego dębowego drzewa, lśniącego niby natłuszczony heban, poręczy musicie wiedzieć niezwykle gładkiej i wypolerowanej pracowice chociaż niezauważalnie przez ludzkie dłonie, przez całe stuecia wchodzących i schodzących po schodach wieży pustelników. Wypolerowanej prawie tak jak zaokraglenia powstałe w kamiennych schodkach wyżłobione ludzkimi stopami. Choć piętno czasu o wiele bardziej odbiło sie na kamiennej materii schodów -ile lat maja te schody, murowane wapienną zaprawą ściany, i drewniane poręcze- myślał wchodząc do swojego pokoju. Gdy tylko wszedł nawet nie jedząc kolacji położył sie spać. Był zmęczony i zmęczony. Tak naprawdę to nie wiedział czym, coś go jednak dręczyło.

Obudził sie i trochę jeszcze nieprzytomny spojrzał na sciany swojej klasztornej celi. Ten sen prześladował go już wiele razy w ciągu ostatnich miesięcy. Oni to znaczy zesłańcy biegną, przez śnieg, i nagle przed nimi otwiera się jakichś ogromnych rozmiarów rozpadlina. Niby otchłań albo ciemna topiel, przerażająca czeluść bez granic i dna. Przed nimi to znaczy przed nim, Czeremchą biegnącym na samym przodzie, Ziutem biegnącym zaraz za nim, i paroma innymi kolegami których imon już niestety nawet nie pamietał. Tyle lat przecież minęło od tego czasu. Wstal zdenerwowany z łóżka na którym jeszcze przed chwilą leżał. Nie mógł zrozumieć o co w tym snie chodzi, a wyrocznia była niestety, jak wspomniałem wcześniej zajęta, a więc nie mogła mu pomóc.Dziś jednak miał dziwne przeczucie, ze musi gdzies jechać Ruszyć się, gdzieś przed siebie, zabrać swoje rzeczy i pojechać patrząc na rozpędzone koła pociągu i znikającą przestrzeń za nim. Po czterdziestu prawie latach życia najpierw wsród śniegów i bezkresnych bieli Syberii, a następnie Mandzurii i Himalajów czuł że potrzebuje jakiegoś nowego impulsu i swierzego powietrza Przy okazji może wyjaśni swój sen, jeśli ma jakieś znaczenie, a nie jest tylko senną marą. Rzeczy do pakowania na szczęscie nie było za dużo. Tak naprawdę to prawie nic nie posiadał. Nic oprócz paru książek. i zeszytów z notatkami, fiołek z jakimiś jemu tylko znanymi ziołami i lekarstwami, stare wycięte z gazety a mocno pożółkłe zdjęcie Abramowskiego, którego Czeremcha w młodości bardzo lubił*, dalej małego mosiężnego posążka Buddy Medycyny, lub buddy Długiego Zycia, daru od starego opata klasztoru I... kobaltowych maków, jakie zobaczył pierwszy raz w Zanskarze, i o których nie mógł zapomnieć. Teraz wiózł je usoszone w starej ręcznie pisanej medycznej książce. Nie nigdy nie był tu sam, oprócz niego do wieży i sąsiednich klasztorów dziwnym zrządzeniem losu trafiło tu jeszcze co najmniej kilku polskich zesłańców, byli jacyś dwaj rosjanie, i jeden zmarły niedawno ukrainiec,

Kiedy kilka dni póżiej stał na lotnisku w Jakarcie i gniótł w rękach miejscową anglojęzyczną gazętę, na pierwszej stronie widział zdjęcie chorego Piłsudskiego.W GŁOWIE MIAŁ LAWINĘ MYŚLI I PRAWDZIWY ZAMĘT. -cZY TO MOŻE BYĆ- pytał siebie z lekko kresowym śpiewnym akcentem jakiego się nie wyzbył nawet w pustelniach Tybetu -czy to może być że nasz stary dobry znajomy Ziuto ze spiskowych kólek, przeżył zesłanie, przetrwał wszystkie syberyjskie zimy, a na dodatek został naczelnkiem państwa, i jakby tego mało to właśnie umiera na chorobę którą on może bez trudu wyleczyć swoimi magicznymi ziólkami- Tak to napewno on, trochę starszy, wiadomo, no nie tak znowu trochę, bo wygląda jak swój dziadek. Był też niezwykle dumny ze swojej intuicji która znowu go nie zawiodła A on się przecież prawie wcale nie postarzał. Nie zastanawiał sie długo.
-----------------------
*już bedąc na zesłaniu połączył poglady Abramowkiego z pogladami Stańczyków krakowskich, u stańczyków cenił sobie poglady wolnorynkowe w ekonomii, ale raził go trohę ich nadmierny konserwatyzm. Abramowski niejako swoim umysłem wolnego ducha rozpuszcał ten koserwatyzm, i według Czeremchy czynił strawnym i do przyjęcia

Zdecydowanym krokiem podszedł do okienka kasy linii lotniczych i kupił ostatni bilet na najbliższy samolot lecący do Europy. Konkretnie do Paryża. Do odlotu samolotu pozostało półtorej godziny, siedząc w resturacji przy kawie, próbował zebrać myśli.
Kiedy ju leciał w samolocie, od pasazera siedząego obok niego, francuza wracającego z Laosu albo Wietnamu do domu dowiedział się trochę więcej o tym co sie działo w ciągu ostatnich lat w Polsce. Francuz opowiadał mu o Pierwszej wojnie światowej, o śmierci prezydenta Narutowicza, zamachu majowym i dojściu Hitlera do władzy dwa lata temu w Niemczech, a komunistów w Rosji. Tye w starej europie podczas jego nieobecności się zmieniło. Nie mógł nawet ukryć zdziwienia.

A więc było naprawdę tak. Piłsudski wcale nie umarł w trzydziestym piątym, dwunastego maja o godzinie dwudziestej czterdzieści pięc. W związku z tym nie było słynnego pogrzebu i pochodu procesji na Wawel. Do ciężko chorego Marszałka przyjechał jedenastego maja o godzinie czternastej pietnaście stary kolega z dawnych czasów rewolucji i wspólnego zesłania Czeremcha. Pierwszym pociągiem z Paryża, i wpadł zdyszany do pokoju marszałka.Marszałek żył jeszcze.
Jemu nie poszczęściło sie tak bardzo jak Marszałkowi. Najpierw zesłanie, a potem efektowna ucieczka całą zgrają powstańców do Mandzuri, przez białe śniegi i zielone lasy Syberii, i dalej już samotnie do Tybetu. Wiele się w jego życiu zmieniło. Umierującego i wychłodzonego gdzieś na przełęczy skalnej znależli jacyś wędrowni buddyjscy mnisi, dzięki sępom krążącym nad leżacym Czeremchą co zwróciło ich uwagę. Myśleli że to może jakaś zwierzyna, i będzie co najmniej przez kilka dni co jeść, a znależli umierającego człowieka. Dobre i tyle, nie zaspokoili co prawda głodu, ale przynamniej uratowali komuś życie. Mnisi okazali się także lekarzami. Wnieśli go na swoich plecach, na szczyt góry na którym rozpościerał się stary klasztor- forteca.
Obcował wiele dni wśród ziół i tajemniczych preparatów, czując unoszace sę w powierzu zapachy przepełnione uzdrawającyni olejami . Kiedy po miesiącach nieruchomego leżenia w łóżku wyzdrowiał, został z nimi, a nawet młody Tenzin i starszy lama, tajemniczy milczący kapłan o imieniu Soran stali się jego przewodnikami , a potem nawet przyjaciółmi. Wprowadzali go cierpliwie i powoli na scieżkę ziół i minerałów, a póżniej dopuścili do religijnych praktyk. Poznał też magię dżwięków i tajemnych inicjacji bonu i buddyzmu odbywających się w sąsiednich klasztorach na wzgórzach
W górskiej samotni, pozostawiony sam sobie i zupełnie bez zajęcia, przypomniał o starym zawodzie jaki wykonywał co prawda jedynie przez dwa lata, jeszcze zanim został rewolucjonistą. Ale do rzeczy, wśród mnichów [ jeszcze wcześniej w Mandzurii] w Tybecie i Himalajch [ och był jeszczew w Sikmie, Buthanie, Ladaku i Zanskarze, a potem w Indonezji i Indiach, i tajemniczym królestwie Lo] nauczył sie wiele. Teraz gdy podróżując po świecie zapragnął odwiedzić starych przyjaciół ze słodkich lat młodości i kraj swojej młodości. W samolocie jak wspomniałem wyżej, dowiedział się że Ziuto jego stary kumpel jest niekoronowaną głową państwa i mało tego, właśnie ten który nieraz uratował mu życie, choćby podczas jednego z zamachów bombowych na stację kolejową niedaleko Wilna, teraz bezsilny umiera. Leży w łóżku i zastydzony swoją słabocią umiera, patrząc oczami wyobrażni jak po nim umrze i więdnie pozbawiony wolności jego kraj
. I stało sie inaczej Piłsudski został wyleczony przez starego felczera, a postawiony na nogi przez kilku skośnookich zielarzy mnichów, jacy przybyli na prośbę felczera Czeremchy na Wawel gdzie Marszałek w końcu zamieszkał spełniając prośby starego kolegi .
Piłsudski żył więc*, i jakby tego było mało, zwodził jak mógł Hitlera. Razem uderzyli na Czerwoną Rosję, a potem kiedy Hitler wykrwawił swoją armię, i przy okazji gospodarkę Zjednoczonych Narodow- Socjalistycznych Niemiec [ ZNSN], wyjątkowo podstępnie uderzył razem z Włochami i Brytyjczykami na Niemcy zadajac im śmiertelny zdawaloby sie cios. Wojna trwała zaledwie trzy dni, a Niemcy zostały pobite przez sąsiadów, bo oprócz Polski na chore i zmeczone ciało Narodowych-Socjalistycznych Niemiec rzuciły się jeszcze Czechy, i Austria.
A co się stało z Czeremchą spytacie?Czeremcha nudził sie okropnie i czekał tylko sposobu na powrót do swojej Lazurowej Komnaty, budowa której w miedzyczasie zostala juz ukończona i czekała na wlaściciela aby go przywitać
______________
*Piłsudski karmiony przez mnichów ziólkami przyworzonymi wprost z Tybetu dozył w dobrym zdrowiu prawie setki, a na jednym z jego ostatnich urodzinowych przyjec w 1964 albo w 1965 wystąpila młoda wschodzaca gwiazda rockowej sceny, zespół Rolling Stones spiewając "Painted Blac" i inne swoje przeboje z tego czasu, co marszałek trzeba przyznać zniósł dość dzielnie, choć podobno podczas wystepów drzemał


Raport z Czerwonego Domu

ZWANY TEŻ RAPORTEM Z MAISONE ROUGE -tu autor musi powiedzieć kilka słów w jak sposób dowiedział się o RAPORCIE Z CZERWONEGO DOMU. A więc pierwszy raz miało to miejsce jakieś dwa lata temu, gdy kupił DAILY MAILA ponieważ dołączona do niego jakaś płyta zaintersowała go. Płyta okazała sie pomyłką, i nie był to ten zespół o którym myślał, lecz znalazł w gazecie kilka ciekawych artykułów. Jeden o koncercie Leonarda Cohena gdzieś w szkockich górach, drugi o młodych siostrach Jagerównach, córkach Mica Jagera, i o Amy Winehouse. Wśród nich był też i artykuł na temat RAPORTU. Kolejny raz zetchnął sie z raportem przegądając portal internetowy PARDON, latem tego roku.Powrócmy jednak do dalszych losów Czeremchy, i Europy.

Spotkali sie we pewnego wrześniowego dnia 1944 roku w Strasburgu, kiedy wszyscy wiedzieli że wojna jest już przegrana. -Dlaczego przegrali? myslał Czeremcha -To jest dobrze postanowione pytanie, a ja nawet powiedziałbym że właściwie postawione pytanie.
No właśnie, przecież popierali ich najważniejsi bankierzy świata, a i wielcy przemysłowcy trzymali za nich kciuki, i sypali pieniędzmi kiedy te były im potrzebne. Stworzyć jedno wielkie światowe państwo to marzenie większości urzędników i wielkich bankierów, przecież nie powiecie że ak nie jest. A na pewno nie zaprzeczycie. Po co pożyczać pieniądze milionom małych ciułaczy, kiedy można jednemu, po co zajmować się setkami tysięcy wkładów, wierzycieli i kont, a zamiast rozpraszać własnośc skupiać ją, I wtedy wystarczy tylko jedno konto, i to takie którego właściele zarządzają cudzymi pieniędfzmi bez żadnych konsekwencji za swoje czyny, no bo nikt nie jest za nie odpowiedzialny, a więc staje się kikmś w rodzaju administratora wieczystego, dożywotniego. I nie musi sie liczyć z wydatkami, ani prowadzić racjonalnej gospodarki zasobami finansowami. I zarządzać nią pod "szlachetnymi"? hasłami. Jedna światowa armia, i jeden światowy system finansowy.Wszystko jest takie proste.Dyktator na dodatek potrzebuje także pieniędzy, na wojnę i zbrojenie, na emetytury, itd.Kibicowali im jednak a oni przegrali. Jeśli jednak ktoś mógłby pomyśleć że przegrali bitwe, a znajdzie się zapewne taki, to sie pomylił, niezwinęli sztandarów do szafy, o nie.Zmienili jedynie hasła jakie mieli wypisane na sztandarach- Tyle Czeremcha, a my powrócmy do Sztraszburga
Dobrze, do rzeczy, spotkali sie w połowie września w całkiem miłym i gustownie urządzonym hotelu Czerwony Dom. .Na spotkanie zaprosili oczywiście największych bankierów i przemysłowców świata.
-wojna jest przegrana, panowie nie miejmy dłużej złudzeń, a kto je jeszcze ma powienien je jak najszybciej porzucić- powiedział jednen z wyzszych rangą oficerów wojskowych nazwijmy go generałem X - musimy zmienić front- kontynuował -dwa razy próbowaliśmy wygrać za pomocą wojny* i nie udało nam się, dziś Europę musimy podbic w inny sposób, w sposób chytry i podstepem, a do tego uzyjemy gospodarki,- w tym momencie w sali konferencyjnej rozległ się szmer
-tak panowie, od dziś marka będzie naszym noym żołnierzem, a ja ogłoszam rozpoczęciem nowej krucjaty Cesartstwa Rzymskiego, musimy podbić Europę, i zjednoczyć ja pod naszym kierownictwem-
odezwały sie oklaski
-brawo, brawo -ktos krzyknął, niech żyje Nowe Cesarstwo Rzymskie Zjednoczonej Eurpoy
-Stworzymy europejskie imperium, bez wystrzału nawet jednego pociska, panowie jakie to wspaniałe!Najpierw zbudujemy unię gospoadczo celną, wspólnoty węgla i stali, a nastepnie ten nowo powstały twór będzie się integrował. Przyjdzie kolej na jedną wspólna walutę z bankiem centralnym w naszym kraju pod okiem naszych finansistów, nastepnie jedna konstytucja i jeden parlament.Pieniądze wyrzucimy z Niemiec poprzez Szwajcarie, kupimy większośc gazet. W tym celu musimy przejśc do konspiracji i zarządzać projektem w sposób tajny. Przebierzemy mundury na garnitury, zminmy wygląd, tak aby nas nikt nie poznał. No i zbudowali swoją unię. Potem w miarę rozwoju technologii gdy wzrosły możliwości wywtwórcze przemysłu, okazało się że ludzi jest na ziemi za dużo. Bo do podtrzymania funkcjonowania tego co niezbędne wystarczy zzaldwie dzzieisięc pocent mieszkańców globu, a reszta jest niepotrzebna. Szczególnie zaś dziewięćdziesiąt procent tych prawie ic nie potrafią a socjalizm umiejetnie dawkowany przez kilka pokoleń pod róznymi postaciami uśpił w nicch instynkty ludzkie potrzebne do przetrwania, spraawiajac że stali ssie obciążeniem bardziej pracowitych i zaradnych.Wymyślili więc przymusowe szczepienia na nie isniejącą chorobę. Oczwiście w szczepionkach były śmiertelne wirusy. Nie na darmo ci naukowcy którzy pracowali kiedyś dla Hitlera w jego obozach zagłady, po wojnie tworzyli najlepsze laboratoria świata. W dziejach świata to nic nowego, przymusowa sterylizacja, przymusowe szczepienia, przymusowa eutanazja, to wszystko znał już dwudziesty wiek.Wiek miary, wagi, i pozornie racjonalnego myślenia.


Ja ich znam, chodził po kokolju z założonymi rękami Czeremcha i riozmyślał,
już to przecież zrobili nie raz. najpierw sprowokowali powstania listopadowe, i styczniowe a potem zwiększali terror. To była ich stała zagrywka, wywołać najpierw niepokój a nastepnie stłumić zamieszki i ograniczyć wolnośc. Chodziło o ograniczenie wolności i swobód ludzi, a prowaokowanie zamieszek było metodą. I zwykle trzeba przyznać działało świetnie.To że marka była teraz najważniejzym zołnierzem, wcale nie oznacza że była jedynym. Jeżeli ktos tak pomyślał, to się pomylił.
Podszedł energicznym ruchem do stolika, usiadł, wziął karty i zaczął stawiać pasjans. Ogień dogasał w kominku a na zegarze było po drugiej. Nie mógł zasnąć

Pozornie nic się nie działo więc autor zaczął trochę z nudy pisać nowe opowiadanie, słuchając jednocześnie na słuchawkach epki Placebo, tej z łyżeczką na okładce. A więc było tak, dawno temu gdzieś na kocu świata urodził sie człowiek, którego plemie zostało przez większych sąsidów prawie całkiem wymordowane. Oni podbili jego plemie, a on podbił ich, czyli nastąpiła taka mała wymiana. Potem podbił pół świata. Bardzo przyzwoity był z niego mafiozo, pobierał od ludzi dziesięć procent haraczu i niee obchodzziło go co robisz, jaką religię wyznajesz, i w jakim języku mówisz. Nie zabierał też ludziom ich dzieci do państwowych przytułków, tak jak robili to tyrani w totalitarnych despotiach, ani nie zmuszał ludzi żeby ich dzieci uczyły się w państwowych szkołach według programów wyznaczonych przez jego ludzi. Nie pobierał też od nich żadnych przymusowych składek na ich emeryturę, dlatego ludzie uwielbiali go. Jeśli na przykład jacyś trubadurzy jadący z Bagdadu do Teheranu, albo kupcy podróżujący z karawaną towarów do Moskwy zostali napadnięci, tracili głowę, ponieważ on miał monopol na usługi zwiazane z przemocą i bezzpieceństwem na tereniee państwa.Więc ktoś zapłacił dziesięć procent i czuł się naprawdę bezpiecznie.To było dawno i wszystko było proste. Tymczasem sytuacja w europie zmienia się i autor wraca do pisania opowiadania Lazurowa Komnata

Co się działo w europie po wojnie i słynnym spotkaniu w czerwonym Młynie? Związek Rosyjski rozpadł się na wiele mniejszych lub większych państw.
Następnie wstrzasane licznymi konfliktami rozpadły się Stany Zjednoczone. Na wielką potęge natomiast wyrosły Chiny i Indie, oprócz tego był świat islamu i czarna Afryka. Sam Piłsudski karmiony przez mnichów ziólkami przyworzonymi wprost z Tybetu dozył w dobrym zdrowiu prawie setki, a na jednym z jego osttnich przyjęć urodzinowych w 1964 albo w 1965 wystąpila młoda wschodzaca gwiazda rockowej sceny, zespół Rolling Stones spiewając "Pented Blac" i inne swoje przeboje z tego czasu, co marszałek trzeba przyznać zniósł dość dzielnie, choć podobno podczas wystepów drzemał.
--------------------------------
- dopisek autora: potem kolej na niezykle krwawe wojny religijne, toczone na lini islam:chrześcijaństwo. Po latach gdy islam stał się bardziej tolerancyjny od chrześcijaństwa przyszłą kolej na wojnę ras
Biali, zółci i czarni walczyli zajadle ze sobą, choć konflikt nakłada się dziwnym trafem na podział bogatsza północ i biedniejsze południe.
W Bombaju wybuchały bomby i od strzałów ginęli ludzie. Na Bukowinie szlała dzuma płucna siejąc prawdziwe spusztoszenie. Sytuacja rozwijała sie radykalnie.
Sporo minęło od czasu kiedy Czeremcha wrócił do swojej Lazurowej Komnaty, wydrązonej niedaleko wieży w starej górskiej jaskini. Wiedział że tam w europie jest już nie potrzebny. Zazwyczaj spacerował w szklarni -Ogrodzie gdzie ogladał swoje ulubione storczyki, podziwiając ich piekno.
A wolny czas jaiego miał przecież bardzo dużo może poświęcić na pięlegnowanie swoich ulubionych kwiatów, jedynej słabości jaka posiadal
pytacie czy wszystko po wydarzeniach jakie nastąpiły był całkiem normalne. Oczywiście że nie.Po serii zamachów w Bombaju wiedział że przyszedł czas aby znowu odwiedzić europę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz