środa, 28 lipca 2010

xxx

KRONIKI GALAKTYCZNE ciąg dalszy
Mając dużo wolnego czasu myślał stojąc na parkingu przed Zakopianką. Gdzie właśnie dostał parę dni temu pracę. Dokładniej należałoby napisać że stał przed centrum handlowym o nazwie „Zakopianka”, położonym niedaleko ulicy Zakopiańskiej, od którego to centrum wzięło nazwę, a samo centrum składało się w zasadzie na zespół kilku marketów.
Praca nie była zbyt wysoko płatna, zaledwie pięć złotych na godzinę, ale lepsze to niż siedzenie w domu i liczenie godzin które mijają. Czasu w pracy miał naprawdę wiele, zamiatając asfalt przed marketem modlił się, palił papierosy i przede wszystkim rozmyślał. A oprócz tego mógł układać opowiadania i rozważać teorię filozoficzne. Teraz zamiatając niedopałki przed drzwiami wejściowymi do budynku zastanawiał się jak Karol Darwin Wnuk mógł wpaść na taki genialny i prosty pomysł.
-Właśnie- zastanawiał się -dlaczego wszyscy, praktycznie wszyscy i to prawie bez wyjątku, zaczynamy od punktu zero, tego magicznego punktu „o” lub punktu jeden, zwanego też punktem początku. Wiadomo że nie o liczby tu chodzi, ale o początek, [bo do teorii pitagorejczyków, mówiącej że świat jest liczbą, i że wszystkie byty tak naprawdę są „liczbą”, -specjalnie przekonany nie był, choć zgadzał się za pomocą jakiejś liczby można wyrazić każdy istniejący we wszechświecie obiekt, a jeśli chodzi o poglądy pitgorejczyków to te wywodzące się z filozofii i mistyki orfickiej były mu najbliższe, a więc wiara w wędrówkę, dusz, nazywana też migracją dusz, aż do pełnego oczyszczenia i powrotu do Boga, jednocząc się z nim]
…czyli o to że „wszyscy”, noo prawie wszyscy, moment początku świata lokują w tym momencie jeden. On pierwszy, czyli Karol Darwin Wnuk, wpadł na to że początek mógł zacząć się później, a z duszy ludzkiej, albo też jego umysłu, lub też jażni niejako wypromieniował i wyemanował cały świat, albo i wszechświat, wybuchając i rozchodząc się w różnych kierunkach, także i w czasie, czyli w przeszłość.
Konkretnie, jeśli dobrze to pojął, to Karol Darwin Wnuk, twierdzi że Bóg stwarzył pierwszych ludzi, Adama i Ewę, a dopiero z nich wyemanował i rozprzestrzenił się ich świat.Ale czy ten świat był naszym wspólnym przeżywanym przez wszystkich światem, czy jedynie grą ich umysłów i jaźni- tego niestety nie wiedział i nie rozumiał.

Rozmyślał, -jak połączyć oba ciekawe wątki, rozpoczęte już przecież w poprzednim opowiadaniu, -pierwszy z wnukiem Zygmunta Freuda i ten drugi z wnukiem Karola Darwina. Jak można by te dwa wątki “związać” ze sobą i niejako zlepić, i co może być tym łącznikiem. Może przypadkowe spotkanie w jakimś dobrym klubie golfowym na przedmieściach Londynu? Bilardowym? Albo pokaz i wystawa psów rasowych. Koni? Na polu golfowym, polu nauki albo psychologii? Co ich obu łączyło? Bez wątpienia- odpowiadał sam sobie -po pierwsze fakrt posiadania znanego przodka.
Po drugie to że sami osiągnęli sukces, i co ważne nie poszli śladami dziadków, ale wybrali własną drogę-
Kiedy przechodził obok niego szef, porzucał swoje rozważania, i gorliwiej niż zwykle zabierał się do zamiatania parkingu, a dokładniej zbierania niedopałków papierosów z jezdni. Praca była niezbyt skomplikowana, niedopałki należało zamieść na szufelkę lub łopatkę i wyrzucić do pobliskiego pojemnika na śmieci. Gdy szef mijał go na bezpieczną odległość, powracał do układania opowiadania. Sama praca, jak się nietrudno domyśleć i o czym napisałem juz wcześniej, nie była zbyt skomplikowana, natomiast trudniej było znieść pogardę ludzi jacy go mijali. Nie spodziewał się tego wcześniej, i nie wiedział jaką role w naszym społeczeństwie odgrywa status społeczny, wykonywany zawód, i miejsce w hierarchii.
Myślał że z chwilą powrotu do kapitalizmu każda praca stała sie na swój sposób cenna
Ale jeśli niewiele zarabiasz, jesteś nikim i gwałtownie zaczynasz maleć w oczach ludzi, tak jakby pieniądze były jedynym wyznacznikiem wartości człowieka, i oczywiście związana z nimi pozycja, i władza w stadzie, to znaczy chciałem napisać w hierarchii społecznej. Nigdzie tego nie widział wcześniej. W tym katolickim i na pozór religijnym społeczeństwie jedynym bogiem był pieniądz, bogiem wszechwładnym monopolistą, zazdrosnym i nie znoszącym żadnej konkurencji, a ludzie zachowywali się zupełnie tak jakby nie posiadali duszy i własnych poglądów. Tak jak zombi.

Skrajny materializm, przykryty pogardzaną powszechnie moralnością i religią będącą jedynie rodzajem kamuflażu, bo na poważnie w prawdy wiary nie wierzył prawie nikt, a ludzie autentycznie religijni ukrywali swoją duchowość schodząc do katakumb swojego wnętrza, lub kryjąc się na obrzerzach życia obok wyznawców innych religii, pogan i ateistów. Ogólnie rzecz biorąc wszystko co autentyczne i wyraziste było niezbyt mile widziane, na dzień dzisiejszy obowiązywała bylejakość, pozorność, fałsz i zakłamanie. Niektórzy nie mogli tego rozumieć, wcześniej to znaczy przed transformacją, winili abstrakcyjny system ze wszechwładnymi „Onymi”,.
Ale tego co się stało teraz nie mogli zrozumieć. Ludzie wyglądali jakby byli zahipnotyzowani, pędzili żeby zarobić swoje drobne pieniądze, które z ledwością starczą im na przetrwanie, a o istnieniu obroży na szyi zapominali, albo nie chcieli pamiętać. Policje i sady były po to aby pilnować interesów rządzących, podobnie prokuratura i wojsko, biedni oraz średniacy mieli tylko płacić na ich utrzymanie, oraz lawinowo rosnącą administracją.
Wpomnianyt wcześniej człowiek biedny w przypadku konfliktu zostawał zdany wyłącznie na siebie, chyba że miał żonę albo dziecko którzy chcieli go wysłuchać i wesprzeć. Rzucał się też w oczy zupełny brak solidarności wśród najbiedniejszych, to znaczy zatrudnionych na podstawie umowy o dzieło firm sprzątających i szeregowych pracowników marketów. Gdy tylko w ich otoczeniu pojawiali się zwierzchnicy i przełożeni demonstracyjnie manifestowali niechęć wobec swoich towarzyszy niedoli a lojalność wobec przełożonych.
Trzeba przyznać że stado prezentowało się wyjątkowo kiepsko, nie tylko elity i klasa średnia. I to dzięki jakości stada ci którzy rządzili mogli rządzić tak nadal, w sposób wyjątkowo kiepski. Na zewnątrz były prawa człowieka, i demokracja, w istocie panowała bezwzględna turania i wyzysk. Policja współpracująca z mafią, a często z nią tożsama, działająca na korzyść rządzących i bogatych wspólnie z ludźmi władzy i służbami. A to wszystko błogosławił jeszcze ksiądz. W przypadku bogatych biskup
Żeby zakończyć, zwykły człowiek musiał oddawać rządzącym przeszło osiemdziesiąt procent swoich dochodów.Albo nawet więcej.

Jeździł rano do pracy, bezpłatnym autobusem “Jaś”, wsiadając przy pętli na Kurdwanowie, przechodząc wcześniej koło Instytutu Terapii Gestalt, prywatnego przedszkola, skupu metali kolorowych BUTELKI MONOPOLOWE, następnie Instytutu Zdrowia i Urody YASUTAMI, i restauracji Kapitan, albo jeśli na to pozwalały mu siły szedł do pracy pieszo.
Tarnobrzeską skręcając w prawo, a widok z góry na Świątynie Opatrzności Bożej był naprawdę fantastyczny. Od reklamy zachwalającej drink bar MADERA skręcał w dół, i Połomskiego, a przez sekundę Strumienną, dalej Fredry i Siostry Faustyny. Świątynia widziana z zewnątrz wyglądała na jeszcze większą niż wewnątrz, zbudowana w kształcie cylindrycznego ślimaka w spokojnej i przyjemnej okolicy. Wchodził do środka gdy drzwi były otwarte, dotykał ręką kamienia węgielnego przywiezionego z Golgoty, i czytał mosiężny napis, wykonany na tablicy po lewej stronie u góry na wysokości ludzkiego wzroku: “BÓG JEST MIŁOŚCIĄ I MIŁOSIERDZIEM” -autorstwa zapewne siostry Faustyny. Modlił się też przez chwilę, na następnie wychodził, i idąc ciągle w dół niedaleko dworca Kraków Łagiewniki przechodził przez kolejowe tory, i już był na ulicy Zakopiańskiej, skąd do pracy miał naprawdę niedaleko.
Pewnego dnia zauważył że przestał prawie dbać o siebie, -starał się jak mógł ale i tak nic z tego nie wychodziło. Choć tego dnia zaczęło coś się zmieniać w jego życiu.Gdy przestał sie starać rzeczy zaczęły same przychodzić do niego. Bardzo powoli i nieśmiało. No nie może nie rzeczy, a jeśli rzeczy to w sensie filozoficznym, i nie od razu przychodzić, ale pojawiać, jakaś oferta na przykład w sprawie pracy, czy wiadomość o tym że jego opowiadanie zostało opublikowane w gazecie internetowej. Sił miał niestety coraz mniej, prawie trzy miesiące skrajnego niedożywienia zrobiło swoje. Czy zdoła skończyć swoją pracę, albo choćby dojść do siebie, -tego nie wiedział Co z Berkeleyem i z Wnukiem Karola Darwina, czy dadzą sobie radę bez niego?
A świat? Czy poradzi sobie kiedy go opuści?.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz