środa, 28 lipca 2010

moje opowiadania Zapiski z Angli

w blogu tym będę zamieszczał moje opowiadania.


Zapiski z Angli

>w których bohater spotyka stare germańskie bóstwo Odyna, i przypomina sobie jeden ze swoich poprzednich żywotów

Dziwne, lecz był pewien, że szef który podszedł do niego przed chwilą to wcielenie Odyna. Niezbyt zresztą zamaskowane. Nie chciał dać wiary temu co widział. Mało tego, on nie mógł! Przecież Odyn kojarzył mu się zawsze z mistykiem który zawiesił się na drzewie na siedem albo dziewięć dni w celu poznania prawdy. Tu jednak widział wykrzywioną, pijacką, złośliwą twarz, przepełnioną chciwością i dosyć marnymi żądzami. Coś mu się nie zgadzało. Z jednej strony. Bo z drugiej strony jednak może i było na rzeczy. Na pewno nie chciał mieć jakiś zatargów z Odynem, ani z żadnym bóstwem na wyspach. Nie przyjechał tu, aby na Boga walczyć. Szczególnie zaś z kimś tak potężnym i silnym, lecz po to żeby znaleźć schronienie. Któż z nas zna nasze tajemne intencje i ludzkie losy? Jeśli tak, to jedynie nieliczni. Po jakimś czasie przypomniał sobie, że gdy wyjeżdżał z Glasgow, przymusowo zresztą, zobaczył na jednym z przystanków autobusowych herb miasta. Człowiek zawieszony na drzewie! Drzewo zaś stojące na rybie. To nie była żadna karta z taroka typu "Wisielec" jak wcześniej błędnie myślał, lecz właśnie Odyn. Następnie wyjazd z Glasgow "Szklanego Miasta" do Edynburga "Odynburga" czyli miasta Odyna. I nie kończące się wędrówki w zimnie i głodzie po ulicach. Czyżby miał jakieś stare zatargi z Odynem z przeszłości i nie był tego świadom? No żył tu przecież kiedyś. Na przykład na południu Anglii, gdzie widział miejsce w którym został na niewielkim cmentarzyku, koło malutkiego okropnie starego kościółka pochowany, i był gotów przysiąc że jeden z grobowców ze starego kamienia został wykonany dla niego. Oczywiście z jednego z jego poprzednich żywotów. Nie, nie popisał się wtedy. Pilnował robotników zbierających jabłka na królewski stół. Jakieś nowe, wyjątkowo wyszukane odmiany przywiezione statkiem z południa wprost do Kentu. Oczywiście najpierw do Canterbury, kościelnej stolicy wyspy. Piękne i czerwone. Wspaniałe i godne królewskiego stołu! Ciągle krzyczał na nich i był wobec nich surowy. Lecz chyba żadnego z nich nie skrzywdził? Pan z Wysokiego Zamku inaczej patrzy na prostych pracujących w pocie czoła ludzi. Nie, nie widzi że są zmęczeni, że coś ich boli, że mają życie osobiste, i że są po prostu ludźmi. Nie widzi w nich w ludzi, dla niego to przecież tylko maszyny do przynoszenia dochodu i realizacji swoich celów. Teraz to musi odrobić i może odwróciły się rolę. On biega z wywalonym jęzorem niby jakiś głupek, potykając się co chwilę o kamienie, z pełnym jabłek, zawieszonym z przodu koszem, a oni go poganiają. Cóż, zwyczajna odróbka starej karmy. Przyjechał tu na odrobek. On już wie o tym. Widać bieganie po tunelach na farmie truskawkowej nie wystarczyło żeby oczyścić swój los ze starych i ciemnych sprawek. Powoli zaczynało mu się wszystko układać. Młody bezdomny żebrak narkoman, będący w średniowieczu korsarzem i stałym bywalcem tawerny położonej w okolicy Holyrood, ten właśnie który czekał na swoja drugą połowę i postanowił że będzie siedział na ulicy i żebrał lub zażywał narkotyki dopóki jej serce nie zmięknie i przepełniona współczuciem nie wyzwoli go z kłopotliwej, odgrywanej przez stulecia roli.

Co jednak robił -próbował sobie przypomnieć w wolnych chwilach, kiedy nie zbierał jabłek. W średniowiecznym Kencie był prawdopodobnie...
czytaj dalej tu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz